piątek, 29 grudnia 2006

…pierwsza randka…

Już nie w wyobraźni, która ma skłonnośc do płatania różnych, dziwnych figli, ale na jawie…w zimowej, wczorajszej rzeczywistości.
Przewidziany romantyczny spacer we dwoje po najdłuższej ulicy w mieście, nie doszedł jednak do skutku, z podowu jakże kapryśnej, grudniowej pogody. Natura zrobiła nam złośliwego focha, i mimo błagalnych spojrzeń w niebo, nic się nie zmieniło…
Jak mżyło, tak mżyło zuchwale…
Herbaciarniany tłok zarezerwowanych wcześniej stolików również nie należał do miłych akcentów. Chociaż szkoda, bo cynamonowy zapach unoszący się w pomieszczeniu kawiarnianym stwarzałby nader korzystną afmosferę do miłych konwersacji, jak to stwierdził mój angielski towarzysz.
Po kolejnej, niefortunnej wizycie w przepełnionym pubie, wylądowaliśmy w końcu w całkiem uroczej, małej pizzeri. Na szczęście, mimo wcześniejszych obaw kolegi, nie uderzył sie on w nisko zwiszające lampy z sufitowego parkietu.
2 godz. rozmów pozwoliły nam na poznanie się od innej strony, znanej do tej pory jedynie z imprezy 18-nastkowej i kursu z angieslkiego. Poruszane tematy rodzinne, czy ogólno-społeczne z pewnością nadały tej znajomości nieco mniej zdystansowany charakter…
..i kiedy zgodnie z staropolskim przysłowiem, wszystko co dobre musialo się skończyc, nie żalowałam wcale tego, że czekaja na przystanku przepuściłam kolejne 2 autobusy.
Co tam ziąb, zimny wiatr, czy zmarznięte ręce-wzrok, uśmiech, spojrzenie i pożagnalny całus były warte nawet całego stada odjeżdzających mi sprzed nosa łaskawych publicznych środków transportu.
Tylko potem się uprzejmie dowiedziałam z TV, że ten pożegnalny buziak nie był zbytnio efektowny, stosownie do wczorajszego  Święta Pocałunku.
 Ale miejmy nadzieję, że przy następnym spotkaniu teoretycznie mówiąc, przetestujemy siłę pocałunku, przy którym dobrym użyciu, można spalic aż 50 kcal. Swoją drogę o linię dbac nigdy nie zaszkodzi.
XXX
Nie poznany jest do końca charakter tej znajomości, która ciągle się rozwija..nie nam oceniac czy to przyjaźń, koleżeńswo, zauroczenie, czy coś jeszcze innego.
Historia dwojga 18-letnich maturzystów, których losy połączyły się jakieś 2 miesiące temu za sprawą wspólnej ławki na angielskim kursie, wciąż trwa…
 
…a biała frezja, jak żadna inna  pachnie wiosną…
XXX
                                                      dopisek z Sylwestra
Jeśli się nie mylę, to wczoraj minęło pół roku, odkąd z Katarzyny stałam się Karią, i zaczęłam istniec w Internetowym świecie. Nie spodziewałam się, że aż tyle osób będzie chciało czytac i komentowac to, co piszę…:)
po prostu-dziękuję wszystkim i każdemu z osobna:*
A ten nowy rok z 7 w tle niech będzie rzeczywiście szczęśliwy zgodnie z czysto ludzkimi przesądami:)

wtorek, 26 grudnia 2006

…atmosfera codzienności…

Po 3 świątecznych dniach, nadeszła pora, by znowu zapaśc w miejską rutynę.
Chociaż świeże powietrze, widok kwiatnących, wiosennych kwiatków, oraz aż zadziwiająco bystre promienie słoneczne na działce są niewątpliwie jakimś oderwaniem się od cieplarnianych zaduchów, to jednak marznące ręce i nogi nie są miłym doświadczeniem…
Przynajmniej dla mnie, jako strasznego zmarźlucha.
Ale nie narzekam bynajmniej, że święta spędziliśmy z rodziną 11 km za rodzinnym miastem.
 Ta atmosfera przy skaładaniu jak najbardziej prozaicznych życzeń, powtarzających się nota bene zapewnień corocznych o poprawie nastawienia psychicznego i umysłowego do nauki i pracy, i tak nie uległa zmianie.
 Nadal czuło się obecnośc tego Wigilijnego Ducha…który sprawia, że podczas kolęd łzy wzruszenia same płyną…
I nie ważne ,że rybka była wyjątkowo oścista, i uparcie przeszkadzała nam w konsumpcji jej biologiczna budowa…
…co tam ,że brat zrobił focha na prezenty, co mu nie odpowiadają…
…i że choinka w pewnej chwili miała dziwny nastawienie do pochyłości skośnej…
…nie pomijając wysiadłości kaloryferów grzejniczych…
 
Białe, czy zielone święta…Boże Narodzenie znaczy to samo…

czwartek, 21 grudnia 2006

…”this Christmas”…

Ta piosenka, od dłuższego już czasu, była dla mnie symbolem świąt.
Ilekroc słyszałam pierwsze nuty tej dośc juz wiekowej kompozycji, zamykałam oczy i wyobrażałam sobie biały obrus, całą rodzinę siedzącą i gadającą jak zwykle o najbardziej poważnych, politycznych sprawach. Nawet zapach odwiecznej, trzydziestoletniej, sztucznej choinki, kręcił mi w nosie i przyprawiał o autentyczne kichanie.
Przez ostatnie dwa lata, przestałam już tak dosadnie, świątecznie, interpretowac angielskie słowa tej ballady, gdyż na pierwszy plan wysuwały się wspomnienia związane z pewnym chłopakiem-M.
Żal, smutek, rozczarowanie…złłośc na samą siebie, że straciłam coś, co mogło byc piękne…
I tak przed świętami, łzy same przywoływały się podczas nucenia „Last Christmas”. Bo przecież to piosenka o utraconym uczuciu…
XXX
Teraz? Mogę już tylko wyśmiac moje dawniejsze strachy…gdyż wkroczyłam na coś nowego.
Niezbadanego, w innym języku…ale równie intrygujące.
JuŻ nie „last” ale „this” Christmas…
I have given you my heart….
 
…”ale najgorsze jest to,że jesteś daleko ode mnie”…
słowa, mówią wszystko

poniedziałek, 18 grudnia 2006

…a może i angielskie przeznaczenie…

Jestem wciąż pełna wątpliwości, ale chyba zaczynam powoli rozumiec, że przeszłośc nie jest błędnym kołem…
Tylko od nas samych zależy to, czy echo dawnych lat wróci, czy nie…
Nasze nastawienie psychiczne ma przecież najważniejszy wpływ…i nie można dopatrywac się na każdym kroku niedopowiedzeń, nieufności, czy kpin.
Teraźniejszośc tworzy inną historię..nie poznaną jeszcze i nie znaną. Każdy dzień jest tego najlepszym przykładem…by kiedyś ktoś mógł kiedyś powiedzec „wiecznośc”.
XXX
I chyba tęsknie za brakiem realnego towarzystwa na ang…za tymi brązowymi oczami, za uśmiechem w trakcie testu półrocznego..
I jednak gg, czy smsy to nie to samo-namiastka czyjejś obecności.
Chociaż przecież wysłany kwiatek, uśmiech…i parę ciepłych słów też są bardzo miłym dowodem na to, że ktoś pamięta…
…że komuś można się wyżalic nad nudnościa bilogicznych lekcji, nad niesprawiedliwością informatyczną, czy brakiem podstawowych zasad matematyki podczas liczenia kroków poloneza…
  
…byłam echem zagubionym w przeszłości, ale teraz się chyba wreszcie odnalazłam…

piątek, 15 grudnia 2006

…czar z nut płynący…

Zmęczona, ale szczęśliwa…bardzo szczęśliwa.
Nie wyspałam sie co prawda za bardzo,jeśli 1,5 godziny drzemki można uznac za organizmalny wypoczynek po 8 godzinnym tańczeniu, ale nie żałuję.
Widok całej, warzywnej klasy bawiącej się jak nigdy w ciasnym, klubowym pomieszczeniu, życzenia, całusy, śmiech…
Warto zarwac jedną noc, dla uczczenia poterminowej 18-stki.
Nie zabrakło też łez, podczas wymierzania przysłowiowych klapsów…ale były one całkiem słuszne, biorąc pod uwagę, że o godz. 12 w nocy trudno jest wycelowac skórzanym pasem prosto w tylna częśc ciała. A łatwo oberwac po nerkach, czy udach…co do przyjemnych wcale nie należy…
Życzliwe podrzucanie, i podnoszenie połączone z kręceniem w kółko przez wybitnie inteligentnych kolegów potraktowane, jako rodzaj celebracji pełnoletniej, przyjęłam całkiem bez głośnie…
poza paroma „aaa”, kiedy przestałam się orientowac, gdzie  jest najbliżej podłoże ziemskie, i czemu nie działa na mnie jeszcze prawo grawitacji.
Oczywiście fachowa obsługa ochroniarska, udaremniła pewnych nieprzyjemnych incydentów, no bo nie ma przecież jak „faceci w dresach”
XXX
Prezenty, prezenty, biała róża, korale, perfumy, jakiś naszyjnik i nowa książka Musierewiczowej…:)
XXX
Najbardziej jednak cieszę się z faktu, że moje obawy okazały się tylko domysłami…w końcu komórka to nie perpetum mobile, i nie zawsze odbierze wszystkie smsy.
Wzrok, uśmiech, spojrzenie…
Dwa wolne tańce…
Kiedy przytuliłam głowę do jego ramienia, poczułam sie bezpieczna…całkiem bezpieczna.
 
…nieświadome są losy człowieka, nabazgrane przez palec angielskiego przypaku…

poniedziałek, 11 grudnia 2006

…żałuję…:(

Odmówiłam…
To był impuls…chyba nie do końca przemyślany, to przecież nie ja mówiłam…
Ktoś inny odpowiedział za mnie, że nie ma głowy do wyjścia prosto po ang. na pizzę…
Boję się, że mój angielski znajomy uznał to za typowe chamstwo…i da sobie spokój z naszą krótką  znajomością…
A ja zaraz po tym, co wyrzekłam, zaczęłam sobie uświadamiac, że mi zależy..bardziej niz myślałam…
I co teraz?
Powiedział, że powinien przyjśc na 18-stkę..ale już nie wiem, czy to będzie to samo…
I nie powiem, że mam zimową melancholnię przez tę całą sytuację…
 
…zagubiłam się w swoich obawach z przeszłości…;(

piątek, 8 grudnia 2006

…ostatnia 18-stka…

Zaczęło się symbolicznie…
W lutym-integracja pieniężna złączyła 5 osób, które na przekór fatalnej pogody, postanowiły urządzic urodzinową balangę w wiadomym klubie.
Impreza w pewien sposób utrwaliła więzi klasowe, z sympatycznym akcentem polubiliśmy się bardziej i chyba lepiej poznaliśmy.
Taniec ukazał inne oblicze klasy-już nie nerwowo wyczekującej kolejnego sprawdzianu, ani niespodziewanego pytania. Po prostu-pełen relaks, swodoba, rozmowy.
Pomijając natrętnych dryblasów, co liczyli na więcej było naprawdę świetnie.
W przeciągu następnych 6 miesięcy zorganizowo kolejne 4 spotkania,w łamach celebracji pełnoletnich urodzin.
Każde było swoistym dowodem na to, że bio-chem. umie sie dobrze bawic, że nie jest jedynie warzywną klasą samych kujonów.
xxx
Aż jednak w przyszłym tygodniu przyjdzie ten czas, by zakończyc to roczne koło symbolicznych dancingów.
W świadomy sposób mam satysfakcję, że odbędzie sie to z moim nie małym udziałem, chociaż jestem pełnoletnia już od 6 miesięcy.
Ostatni raz…w tym samym gronie znajomych twarzy padną miłe słowa pomyślności…
Ostatni raz 18-razy znajomi uświadomią brutalnie mnie oraz moim 4 koleżankom na tylnej części ciała, że okres dzieciństwa skończył się…że dorosłe życie nie jest takie łatwe…
Istny kop na przyszłośc…
Toast o 0.00,,,szampany w górę…
W tym samym klubie, gdzie był początek 18-nastek, będzie i koniec…
  
…po cichu liczę na angielskie towarzystwo, jeszcze nie świadome tej wzniosłej okazji…

wtorek, 5 grudnia 2006

…nie oceniaj ludzi po wyglądzie, czyli myliłam się…

Jednak pierwsze, niekorzystne wrażenie, było jedynie przygrywką.
Podczas tańczenia poloneza, kolega okazał się byc całkiem sympatyczny, w czym mile mnie zaskoczył. Nasza krótka wymiana zdań, ocowowała kilkorgiem żarcików, przekomarzań w koleżeńskim stylu oraz życzliwych uśmiechów, wskazanych podczas stawiana kroków zewnętrznych.
Tunele i wstążka również przebiegły bez zarzutów…
…zatem w pełni zasłużyliśmy na trafne stwierdzenie pani B. że całkiem dobrze nam idzie.
Tylko nie wiem czemu, zebrało się naszej profesorce na naukę walca angielskiego, i wiedeńskiego na drugiej godzinie wf…
Przyznaję się bez bicia-na tancerkę zawodową to się nie nadaję;pp
Lecz pomijając ten drobny szczegół, przestałam się niepokoic o studniówkowy taniec.
 Wiem, że upłynie w pozytywnej atmosferze:)
Tak poza polonezową adnotacją, dzisiejszy dzień spędziliśmy na 3-godz. warsztatach psychologicznych, które miały nam pomóc w przyszłościowym wyborze dotyczącym studiów.
Będąc szczerą, nie wiele mi to pomogło….
 
…jestem pełna angielskich wątpliwości-czy to się wszystko dzieje na poważnie?…

piątek, 1 grudnia 2006

…kwestia dobrego poczucia humoru…

Wczoraj, ni stąd, ni zowąd, łaskawie dowiedziałam sie, że mam narzeczonego…
W dodatku potencjalnym tymże osobnikiem jest mój ówczesny, „gentelmeński” partner, z środowego swatania polonezowego…
Owszem, można się pośmiac, powymieniac mniej, lub więcej żartobliwymi uwagami, ale przyrównywanie faktu tańczenia z fakultetowym „kolegę” do kwestii narzeczeństwa, to lekka przesada.
Wybrał mnie podobno z całego, szkolnego tłumu, bo dostrzegł we mnie ten ukryty seksapil. Szkoda, że ja (jak na razie)  nie dostrzegam we wspomnianym przedstawicielu płci meskiej nawet odrobiny wdzięku…Poza tym to wielkie uczucie, które mianowicie czuje, skłoni go do zrzucenia 10 kilogramów, tak że do czasu studniówki, będzie wyglądał niemalże jak Appollo.
Pierwsza próba poloneza w parach przewidziana na dzisiaj, nie odbyła się…gdyż wysiadł odgórnie  prąd…i interwencja pana Mareczka też nic nie dała.
Zatem rozpoznanie partnerskich, tanecznych umiejętności nastąpi w poniedziałek.
A Babol, jak na razie pociesza mnie intensywnie, że polonez to nic strasznego, i na pewno te 5 minut dźwięków, wytrzymam, bez żadnego urazu psychnego…nawet jeśli używane byłoby to oklepane określenie „lala”.
Wczorajsze 3 godziny fakultetów z chemii upłynęły mi w ciekawej scenerii, odbudzania letargującego w pół-śnie Babola. Jej przypadek może okazac się nadzwyczaj ciekawy, gdyż umie ona notowac pasjonujące szczegóły o termochemii, i drzemac jednocześnie.
   
…światełko w brązowej tonacji  z angielskim akcentem, znów zajaśnieje, po 2 tyg.pół-mroku  …

środa, 29 listopada 2006

…brak asertywności nie popłaca…

A miało byc tak sympatycznie…
Miły polonez w towarzystwie pewnego rówieśnika z klasy matematycznej, jednak nie był mi przeznaczony…
Kolega okazał się byc wrednie zajęty, o czym dowiedziałam się wczoraj…od swojej przyjaciółki…
Nie będę przecież urządzała średniowecznych awantur, czy walki na słowa…
Tylko, trochę szkoda;/
Więc zostałam skazana na  działalnośc niepublicznego Biura Swatającego, założonego przez profesora od wf, którego zadaniem było skojarzenie par na ten wiekopomny taniec.
I co? Przekonana o braku lepszych kandydatów, zgodziłam się na pierwszą propozycję…
Zwykle nie osądzam ludzi po wyglądzie, jednak nowopoznany kolega, urodą szczupłego sportsmena i intelektem gentelmeńskim bynajmniej nie grzeszy;/
Czy każda, nieznajoma dziewczyna, jest dla niego per ‚lala’???
Wiem, jestem wredna, ale w tej sytuacji Babol miał chyba najlepsze rozwiązanie- po prostu, nie tańczy poloneza, z góry zakładając nieprzewidywalne okoliczności…
 
…zatem, nigdy więcej nie będę tak grzeczna i uległa jak stereotypowa  blondyneczka…

poniedziałek, 27 listopada 2006

…można odetchnąć…

Jeśli się moje niezawodne uszy nieomyliły, to zgodnie z najświeższymi wiadomościami, zdałabym maturę próbną ze wszystkiego:)
Może moje wyniki nie są aż tak zachwycające, ale ponad średni poziom się chyba wybiły- zwłaszcza jeśli chodzi o mały szczegół, że były na poziomie rozszerzonym-
(oprócz angielskiego równiez rozszerzonego…ale to dopiero początki nieodzownego poszerzania mej wiedzy obcojęzycznej na kursie, więc wszystko jest jeszcze mozliwe:)
Babolek niestety mie usłyszał osobiście tych radosnych wieści, gdyż znowu sie rozchorował…ale świadomośc tego, że wypadł najlepiej z całej klasy z biologi, uzyskując skromny wynik 93% z rozszerzenia nie powinna go bardziej zdołowac;p
Pomijając klasówkę z polskiego, dzisiejszy dzien można zaliczyc do udanych. Profesorka znając moje skłonności do pisania esejów, nieomieszkała wtrącic, by tym razem klasówki nie pisała na 6 stron…
Kolejna próba poloneza, wyjątkowo nieprzerywania złościwymi uwagami wf-menki, przyniosł nam satysfakcję z powodu tego, że nikt już nie pomylił kroku.
Ja natomiast, miałam bardzo poważny dylemat…wynikający z braku stałego partnera do poloneza…mianowicie, mogłam tańczyc z pewną, przydzieloną mi jakąś dziewczyną  lub mogłam ostatecznie nawiąc polonezowy kontakt z pewnym, nieznanym osobnikiem z równoległej klasy.
Odpowiedź mego dylematu nasuwa się sama;pp
W końcu nowych znajomości nigdy za wiele;pp
 
…angielskie słońce jak zaszło w zeszłym tygodniu, to dopiero zabłyśnie w obecny piątek…

piątek, 24 listopada 2006

…z polonezem w tle…

Harmonijnie wygrywane dźwięki na podpsutym, czarnym magnetofonie, ułożyły się w zwięzłą całośc. Nie ważne, że wokół tłum innych ludzi, pełno słów, śmiechu…
Częste uwagi pani B. o naszej małpiej gracji, bezczelnie ignorowane, nikną w nader słonecznej sali…
Melodia prowadzi…
I co z tego, że wszyscy maturzyści słyszą ją co roku? Kolejne pokolenia wkraczają na nutę starodawnej „melodus” na 100 dni przed licealnym sprawdzianem.
Symbol? Znak? Zwiastun czegoś, co nieuniknione…
Śmiechy milkną; powaga, szyk.
Już w równym szeregu 64 osoby, prowadzone są po raz pierwszy przez polonezowy zew.
Coraz to nowe figury, w akompamencie udzerzeń fortepianu, z towarzyszącymi talerazmi w tle. Rytmiczny krok; na 3 charakterystyczny „dyg”.
Kółko, obrót, prosta, tunel…
…i tak dalej, aż do osiągnięcia mistrzowskiej wprawy, podczas kolejnych prób.
 
…wszechobecny taniec…

poniedziałek, 20 listopada 2006

...:)...

Nie jestem typem nieśmiałej dziewczynki, która boi się zawierać jakichkolwiek nowych znajomości z przedstawicielami płci przeciwnej.
Nie stronię od rozmów,przekomarzania się, uśmiechów, tańczenia.
Lecz to, co napisze, może wydać się niejednemu dziwne.
W wieku 18 lat, 4 miesięcy i 10 dni, usłyszałam po raz pierwszy, poważny komplement, dotyczący mojej skromnej osoby.
Znudzona 3-dniową,maturalną rutyną i patrzeniem w niepokojąco podkrążone oczy, urozmaiciłam nie co swój wygląd, rozpuszczając włosy.
W takim oto image-u,udałam się na wyczekiwany, co tydzień kurs z angielskiego.
 Dziwnym trafem, moja fryzura wywołała pod koniec zajęć dziwną dyskusję, o różnych konkluzjach…
…jednak jedną uwagę zapamiętałam, razem z wzmocnionym biciem serca…

„Kasia zawsze bardzo ładnie wygląda…”
 
…a rozmawialiśmy zaledwie 17,5 godz., nie licząc rysunku kwiatka w mojej książce…

piątek, 17 listopada 2006

…ulga jako nieroztropny szczegół…

Po trzech dniach intensywnego myślenia, i wyczerpania umysłowego, mój mózg zmienił się w szarą,bezkształtną masę,…której trudno będzie powrócić do stanu poprzedniego.

Nic na razie nie wiem, ale mam świadomość, że na razie nadszedł czas 2-dniowego odpoczynku…

…którego miły akcent skończy się w poniedziałek, wraz z nadejściem klasówkowego tygodnia, z miłą dawką polskiego a potem matematyki na następny początek…

Matura? Jak sprawdzian, tylkoróżniący się tym, że oczekują od każdego sprytnego wtopienia się w kluczodpowiedzi, układany przez jakiś starszych osobników, z paroma tytułamidoktorskimi na koncie?

Jeszcze na dodatek nie wiadomo,czemu, wszystkim zdającym nakazano być w szkole i wiernie czekać na rozpoczęciejuż od godziny 7.30 rano…co z tego, że nauczyciele przyszli na godzinę 8.

Z polskiego, napisałam 6 stron w miarę czytelnych wywodów dotyczących obrazów wojny w kontekście dwóch utworów. Czujne oko pilnującej mnie pani B. od wf. nie wyczaiło towarzystwa małego pluszaka na moim stoliku, skąd nikąd zakazanego podczas pisania.

Angielski przedstawia się już nieco gorzej…Magnetofon miał dziwne zacięcia podczas listeningu, i nawet interwencja profesora od fizyki nie pomogła za wiele. A mówiący anonimowo osobnicy z nagrania? Nie chcąc obrażać ich niepowtarzalnego wieloletniego doświadczenia w mówieniu ojczystym językiem…pominę ten komentarz wiekopomnym milczeniem.

A dzisiejszy świat żyjątek, w połączeniu z genetycznymi zasadzkami po prostu mnie dobił. Bo niby skąd ja mam wiedzieć, kiedy skrobia się rozkłada sukcesywnie, a kiedy nie? I po co ziębom z Galapagos różnorodność dziobowa?
  

…angielski akcent po takim tygodniu, będzie jakąś pozytywną odmiana…

niedziela, 12 listopada 2006

…remedium życia…

Mała dziewczynka z wielkimi kucykami w brązowej tonacji, pucołowatą buzią, i apetytem na cały świat miała przed sobą długą drogę…
Czasem prowadziła ona przez konflikty, wstepowała na szczyt zadowolenia, szczęścia, a za zakrętem wychodziła na stroma niewiadomą kolejnego dnia…
Pokonała 3 niespełnione zauroczenia miłosne, 4 rozwalone fochami przyjaźnie, i zaskakujące przeniesienie sie na nową drogę do gimnazjum, w najmniej odpowiednim do tego czasie.
Na przestrzeni kolejnych 5 lat wygrała z 3 fazami nawrotów anoreksji i uwolniła się ostatecznie od powracającej fali wspomnień z przeszłości.
I tak szła powoli, aż przeznaczenie doprowadziło ją do Urzędu Miasta, gdzie po złożeniu deklaracji 07.07.2006, ostatecznie stała się Karią-soczewkową blondynką.
XXX
Czy 18 lat zobowiązuje do prawnej pełnoletności? Nie potrafię odpowiedziec na to pytanie, nawet teraz, stojąc przed skrzyżowaniem wszystkich dotychczasowych ścieżek.
 
…próbna matura w perspektywei tego tygodnia. Stres, strach, niepokój…Obawiam się, że nawet hektolitry napoju kakaowego nie pomogą za wiele…

piątek, 10 listopada 2006

...demokratycznie...

Zgodnie z odgórnym rozporządzeniem naszego jakże pomysłowego profesora od WOS-u, mieliśmy dzisiaj urządzic mimi-kampanie wyborcze. Sprawiedliwe losowanie apropo przydziałów i podziałów  która grupa ma za zadanie reprezentowac którą partię, odbyło się 2-tyg. wcześniej.
Mając niezwykle sprawnie sprężającą się na sam koniec grupę, przypadł nam zaszczyt reklamowania zasłużonej partii, obecnie panującego nam prezydenta…
Jako grzeczne dziewczynki, w uroczystych strojach, i książkami na ławkach, dośc udanie wypełniłyśmy nasze zamyślone wcześniej zadanie;pp. Babol, jako szanowna pani profesor w scence, przywdziała na nos wiellkie okulary mojej babci, których gwarancja szczerze mówiąc wygasła gdzieś w zamierzchłych latach 70…
Inteligenta dyskusja apropo programu politycznego, i wtrąceń wymyślnego poematu o aksjomaci partii, i zapewnień o polepszeniu jakości infrastruktury, oświaty, wizerunku społeczeństwa w świecie, trwała równo 5 minut. Czyli zmieściłyśmy się w ramach czasowych…;p
…i zasłużyłyśmy na 3 miejsce, zdobywając szacowną liczbę 4 głosów.
Pomijając wosowe przygotowywanie się do występu, zdąrzyłam napisac wczoraj kolejne miłe wypracowanie na maturę rozszerzoną, w ramach oczywiście treningu. Tym razem zajęło mi to jedyne 4 strony;pp
Tak odbiegając od wesołego nastroju…-humor mam apropo chemicznie zbity…i nie wiem, jak zdołam utworzyc speach na dzisiejszy angielski dodatkowy…
…o natchnienie, przyzywam Cię…
 
…patrząc na te słodkie psiaki, tęsknię za dawnym, wymachującym wesoło ogonem , futrzastym rozrabiaką rodzinnym, którego już niestety zabrał nam czas…

poniedziałek, 6 listopada 2006

…wrota przeszłości zamknięte na zawsze…

Koniec już…Czas z hukiem zamknął ostatnie strony życiowej powieści; wyblakły też napisane drobnym maczkiem papierowe myśli z M. w jako głównym bohaterem w tle…

Ten 2-letni rozdział dobiegł kresu…Karty pamięci starły się zupełnie i nie ma sensu sklejać je różnego typu specyfikami, z Kropelką na czele…

Cieszę się, że wygrałam…mimo niedomówień, snów jakoby proroczych, kurczliwej nadziei, która uleciała gdzieś daleko.

Z perspektywy czasu zbyt długo zwlekałam, by przestać gonić za cieniem minionych lat, skazanych i tak z góry na porażkę…

Przede mną nowy etap, mający nota bene swe korzenie w angielskim kursie. Jak na razie 12,5 godz. minęło zbyt szybko, lecz do końca przecież może wiele się jeszcze zdarzyć.

Napisał wczoraj, że nie chce się narzucać,…lecz czy prośba o numer gg i o to, bym napisała pierwsza do niego-jest natarczywością?

Piątek stał się dniem, na który czekam cały tydzień…czekam z ufnością i zarazem niespokojnym biciem serca,…które odzywa się już niepytane, za każdym razem, gdy miga angielskie słońce…

 

 
Codo mojego piątkowego postu….macie rację, każdy człowiek jest wyjątkowy, i nie warto stawiać na nich krzyżyk, tylko z tego powodu, że jest inni…inni niż wszyscy…

piątek, 3 listopada 2006

…odczarować Brzydkie Kaczątko…

Ma18 lat, rodziców lekarzy, wujka prawnika i własne stypendium.

 Nie uznaje komórek, Internetu, komputera. Toniepotrzebne wynalazki, które marnotrawią czas, potrzebny do pochłaniania całą sobąwiedzy…Ważność informacji jest zawarta jedynie w opasłych tomach kolejnych wydań:Światanauki” i encyklopedii z serii „Vademecum Lekarza”.

Korepetycje z 5 przedmiotów owocują wyraźnie na lekcjach. Zawsze gotowa, nauczona.Odpowiada nawet niepytana…

W perspektywie przyszłości widzi siebie jako chirurga z własną przychodnia i gabinetem. Matura to pestka, a na studiach bez problemu prawdopodobnie piąć siębędzie po kolejnych szczeblach w drodze do pracy doktorskiej.

Czarne oczy zza grubych szkieł patrzą nieufnie na nowe znajomości. Czarne, ulizane włosy, pozbawione towarzystwa odżywek i markowych szamponów; ubrana w stylu latz zamierzchłych.

Zzasady unika imprez, wypadów do kina, na meetingi integracyjne. Wycieczki klasowe nie są przyjazne. Przyprowadzana do liceum przez mamę, odprowadzana w asyście babci.

Brak nastoletniej radości, uśmiechu, humoru. Uważana za „dziwoląga”, kujona. W ciągu2,5 lat wspólnej nauki nie ma wciąż przyjaciół, tylko znajomych. Wiedza odgrodziła ja od „rozrywkowej części klasy”; wyalienowała ja. Lecz jej wszystko jedno.

Mimo tego, że kompletnie pozbawia się życia towarzyskiego, nigdy nie rozmawiała o czymś innym niż o bieżących lekcjach z przedstawicielami płci przeciwnej z klasy…to jednak troszkę jej zazdroszczę. Bo wie, kim chce być, co chce robić.Rozum dał jej perspektywy na teraźniejszość i przyszłość.
  
…szkoda tylko, że nie da się jej trochę odczarowac…bo przecież jestem przekonana, że w głębi duszy jest taką samą 18-latką, jak inni…

poniedziałek, 30 października 2006

…niefortunny przytraf…

Już buty na 8-centymetrowym obcasie, elegancko wyczyszczone i odnowione, z trudem wycyganione od mamy, stały przy drzwiach…
Jakdla niektórych powalająca ta wysokość może istotnie być świadomym„samobójstwem”, ale ja dzielnie ćwiczyłam podobne wygibasy,niestrudzenie paradując „zamaszystym krokiem” do szkoły, i z powrotem…Ico? Będę musiały czekać na następną okazję…
I prezent, puchatymisio z fioletowym serduszkiem z napisem „Kiss me” , cierpliwiesiedział w różowej torebce, wyłożonej oryginalnym ptasim mleczkiem nalicencji Biedronki…
Oraz misternie robiona fryzura, nad którąmęczyłam się dobre pół godziny, pokonując elektryczny upór suszarki wnadpsutym kontakcie < a tata elektryk>, przydała się już tylko dorozplątania…
17.15- do wyjścia pół godziny, a ja zamiast cieszyćsię z jakże udanej imprezy w tle, siedzę wkurzona i robię w myślachniecenzuralne pretensje do Matki Natury…
…i na dodatek nawet apap extra, popity wodą Żywca, nie zdziałał wiele…:/
 
…a Babolek szalał…

piątek, 27 października 2006

…widząc tak naprawdę przez mgłę…

Gdybym chociaż na chwilę pozwoliła przemówił mojemu 18-letniemu rozumowi, to z pewnością wygłosiłby mi esej, że jest na skraju pojemności…Co z tego, żę każdego dnia staram dostarczyc mu  się dobrannych w starannej ilości składników odżywczych…I tak wszystko zostaje skatalizowane podczas nauki…
Ostatni tydz., zawaliłam trochę, ale ca ja poradzę, że jestem nocnym Markiem, i nie umiem uczyc sie po południu? Wpływ na to ma niewątpliwie fakt, że moja rodzina ma bzika na punkcie „Mody na sukces”, i jak tylko słyszę kolejne decybele tytułowej piosenki 3056 odcinka, to przestaje mi sie czegokolwiek chciec…I juz mogę powiedziec tylko tyle, cytując codzienne komentarze babci i mamy „Och, jak ta Brooke jest okropna…”
Środowa klasówka z polskiego, należała do udanych, gdyz na szczęście trafiłam na temat, na który napisałam wywód na jedyne 5 stron:)
Babol męczył sie nad 2, ale poprawił sie jej humor, gdyz sprawdziłam jej nielegalnie, błędy ortograficzne. Wych. dyskretnie spytała, czy musze pisac eseje…co przepraszam bardzo…niech to powie mojej ręcę;p
Z dzisiejszym sprawdzianem z WOSu nie było aż tak sympatycznie, gdyz profesor poprzesadzał nas chytrze na końcowe części ławek. Ale mam nadzięję, że nie było tak źle..
Mam pewnien dylemat, gdyż nie wiem, co zakupic Babolowi na 18…mimo, że znam ją juz 2 lata, to nie mam pomysłu…Chociaż ją najbardziej ucieszyłby pewien przystojniak we Włoskim stylu:)
Apropo- tytuł zaczerpnęłam tym razem z tego, że założyłam nową parę soczewek i coś tak mętnie widzę…czyżby ślepota starcza??
 
…widząc angielskie słońce migające na gg. poczułam bicie serca…To znak?

wtorek, 24 października 2006

…tygodniowy akcent różnorodności…

Doszłam do wniosku, że wspomnienia i tak są nieodłączną częścią naszej psychiki…i nie sposób walczyc z nimi… Zawsze będę obecne w życiu, bo przewijają i rozwijają się razem z nami…choc może już nie tak wyraźne i obecne jak kiedyś…
Wydarzenie z czwartku już nie razi i nie straszy tak bardzo; wiem, że niedługo zapomnę w ogóle o tym całym niezbyt przyjemnym „powrocie do przeszłości”…
Cały tydzień rozpoczął się od jakże miłej klasówki z układu dokrewnego i nerwowego…podczas której jak zwykle mniej, lub więcej kwitła współpraca obywatelska;p Tym razem nie został przyłapany nikt na ściąganiu:))
Kolejnym równie interesującym zdarzeniem była zadana praca z polskiego o „Weselu”;wypracowanko to zostało zapowiedziane juz 2 tyg. temu, ale ja oczywiście przypomniałam sobie wczoraj i wytęrzając swe szare komórki istoty białej siedziałam nad kartkami papieru, i przelewałam na nie twórczy słowotok, powstały o 24 w nocy;pp
Jakby tego było mało, jutro czeka mnie wypracowanie z polskiego na lekcji…a w piątek sprawdzian z WOSu apropo spółeczeństwa i obywatelstwa…
Tylko nie rozumiem, po co mam to pisac, skoro i tak jestem obywatel i żadna praca klasowa nie musi tego udowadniac;pp
Jedynym miłym akcentem jest fakt, iz Babolek wyprawia huczną impreze 18-stkową w niedzielę, która mam nadzieje bedzie nadzwyczaj udana:) Jeszcze tylko trzeba pomyślec o transporcie powrotnym i o symbolicznym prezenciku i juz można sie cieszyc z samej imprezy;pp
Zapomniałam wtrącic, że w poniedziałek nasz kochana pani B. wymysliła grę w piłke nożną z chłopakami…nie muszę pisac, że wynik był przesadzony z góry, gdyz znając przysłowiowy „kop” płci męskiej, dziewczyny na sam widok piłki uciekały na bezpieczna odległośc:PPP
 
…pewne angielskie spotkanie w piątek okazało sie najlepszym plasterkiem na przygnębiony humor…:)

piątek, 20 października 2006

…echo z przeszłości?…

Wszystko powoli zaczynało odchodzic w niepamięc…
dawne słowa, zachowanie, pół-uśmiechy wymieniane czasami na szkolnym korytarzu…nawet to samo miejsce na końcu autobusu szczęśliwego zdawało się już nie emanowac czyjąś obecnością…
Byłam dumma z samej siebie, że w końcu pokonałam siebie, swoją słabośc do …M.
Zaczynałam doceniac uroki zwykłych, przyjacielskich rozmów, i przestałam byc obojętna i wrogo nastawiona do każdego kumpla, który się uśmiecha do mnie…nawet natrętni osobnicy na imprezkach osoemnastkowych w klubach przestali mnie aż tak wkurzac…
Gotowa byłam móc zaufac komuś znowu…
Wczoraj przez przypadek namówiona przez Babsztyla, poszłam z nią w trakcie przerwy do automatu, znajdujacego sie w rogu korytarza (mam na mysli wnekeę). Podczas gdy automat robił swoje, wyjrzałam na zew.  i…szok
Zbiegał ze schodów, jak dawniej, 2 lata temu…i wspomnienia znowu zabolały…pewnie dlatego, że ostatni raz minęłam go wzrokiem podczas jego egzaminów maturalnych.w maju…
I jedno pytanie mnie dreczy ciągle, od wczoraj…co robił w szkole, skąd niekąd odnowionej po pożarze…
A miałam sen, piękny sen  jak kiedyś…
   
…ale wierzę w dobroczynne działania czasu…i kursu z angielskiego:))…