środa, 22 lipca 2009

…przyznaje się…

Wiem, wiem że Was zaniedbuje i nie odwiedzam ani nie odpowiadam na komentarze ostatnio.
Wszystko przez pracę, która człowiekowi czas odbiera wolny.
A jeśli już nawet takowy wolny czas się pojawia to wykorzystuje go na ziewanie i nie mam siły na wchodzenie na komputer przy wcześniejszym wygonieniu stamtąd brata.
XXX
Ogólnie rzecz mówiąc, przyzwyczaiłam się już do stania po 8 godzin dziennie.
W końcu to tylko praca na miesiąc.
Na dłuższą metę można zwariować w tym sklepie.
I to mówię całkiem serio. Jeszcze myszek białek nie widzę ale jakbym popracowała dłużej to na pewno bym je dostrzegać zaczęła.
 
…niektórzy moi znajomi ze studiów, podstawówki a nawet z bloga zaczęli mnie odwiedzać w pracy by zobaczyć jak handluje. Szkoda tylko że ci znajomi nic nie kupują;p
(Ametka jak mogłaś tych kamaszy nie chcieć za 400 zł;p)

piątek, 17 lipca 2009

…o maturze brata…

Co prawda informacja, jaką przekażę w niniejszej notce wydarzyła się już parę dni temu, ale nie pisałam o tym, gdyż czasu brak.
Mianowice wiadomością tą jest niezbity fakt, że mój brat chwalebnie zdał swój egzamin maturalny.
Nie piszę o tym z lekka doza ironii gdyż jego wyniki (w oparciu o to ile się uczył) są naprawdę świetne.
Z każdego przedmiotu zdobył ponad 90 procent.
Nie, wcale nie żartuje.
Widziałamto na własne oczy i aż szoku lekkiego dostałam że tak można napisaćmaturę bez wcześniejszych gorliwych przygotowań, połączonych z nerwamii palpitacjami serca.
Trzeba tu przyznać, że nikt z rodziny nieliczył na takie rezultaty brata i w skrytości ducha były obstawianeprzedmioty, z których brat niechybnie oblać musi.
Jednak, kiedywrócił z ogłoszenia wyników z dziarska miną i wręczył stęsknionymczłonkom rodziny wieści o tym, jak mu egzamin poszedł, wszystkimszczęka dosłownie opadła.
A co sam na to sam zainteresowany?
Cóż, jego skromność jest powalająca.
„A po co było się uczyć do matury skoro wiedziałem że i tak wszystko umiem…”
Taaa pozazdrościć.
XXX
Co do planów studiów brat ma cel dostania się na politechnikę na jakieś coś matematyczno-fizyczne.
Pewnie się dostanie, gdyż z jego wynikami to wszędzie, gdzie by nie składał powinni go przyjąć.
Czy jednak się na tej politechnice utrzyma to dopiero ciekawe pytanie.
  

sobota, 11 lipca 2009

…lato w pracy…

Sama chciałam pracować w wakacje no i teraz mam.
Po tygodniu pracy zazdrościć zaczynam tym, którzy się obijają przez ten czas, kiedy to ja od jednej półki magazynowej latam do drugiej półki, szukając butów różnych wzorów i krojów, kosztujących ponad 300 zł każdy.
Zamiast ciepłego powiewu promieni słonecznych z dobroczynnym działaniem promieni UV oświetlają mnie przez 8 godzin jarzeniówki, przyprawiające człowieka nie wiem czemu o ziewanie.
Spokój wakacyjny i relaks przy herbatce także nie jest mi pisany jak na razie, gdyż tłumy przewijających się w te i we te potencjalnych klientów nie pozwalają zapomnieć o nudzie ani o wolnym czasie na wypicie gorącego napoju.
Gdyby jeszcze tak wszyscy kupowali te buty co oglądają byłaby to inna bajka.
Również towarzystwo współtowarzyszek sprzedawczyń wakacyjne nastawione nie jest, gdyż przez cały czas pracy zamiast wygłupów i żartów z klientów( wiem bezczelne to ale zawsze coś) preferują stać cicho i dumać  nie wiadomo o czym.
A szefowa?
Szefowa jest jedynie nastawiona jakoś wakacyjnie gdyż rzadko się ją widuje w pracy.
To się nazywa wakacyjne pracowanie, wejść na 5 minut, rozejrzeć się i wyjść.
Ale co wolno szefowi to nie tobie, pracowniku..
  

wtorek, 7 lipca 2009

…21 lat minęło…

Starzeję się moi drodzy.
Dziś o godzinie 4.20 stuknęło mi bowiem 21 lat.
Wiem, wiem słuszny już wiek.
Nastoletnie czasy się skończyły.
Teraz już tylko dorosłość została.
XXX
W sklepie jak w sklepie.
Butów dużo i klientów dużo.
Szkoda tylko że nie wszystkich da się do kupna przekonać…
 

piątek, 3 lipca 2009

…kobieta pracująca…

Informuję wszystkich uroczyście, że z dniem wczorajszym, to jest 2 lipca 2009 roku, dostałam pracę.
Przekonałam bowiem kierowniczkę że potrafię ładnie namówić ludzi do kupna kamaszy za ponad 300 zł (podczas 2 godzin próbnych udało mi się bowiem odłożyć jedną parę).
Tak, dobrze myślicie.
Moje zadanie polega na sprzedawaniu i nakłanianiu potencjalnych klientów do kupna obuwia, czyli kolokwialnie mówiąc pracuję w sklepie obuwniczym.
Powiecie sklep obuwniczy, ale fajnie, wystarczy dzień dobry i wszystko można klientowi zaproponować.
To nie jest tak różowo.
Ile się trzeba namęczyć zanim klienta się przekona do potencjalnego rozmiaru, stylu i koloru danych butów…
A szukanie odpowiednich rozmiarów w magazynie to już inna bajka też… Zwłaszcza dla początkowych sprzedawców… Trzeba każdą sygnaturę buta znać idealnie dokładnie gdzie jest położona i w razie potrzeby należy lawirować z drabiną do najwyższych półek, mając przed sobą, za sobą, obok siebie stosy pudełek z butami.
A kiedy się niestety nie uda klienta namówić do niczego otrzymuje się reprymendę od kierowniczki że się jest zbyt nachalnym tudzież albo się obija.
Dziś właśnie mimo iż sprzedałam 8 par butów (co prawda nie zawsze przekonywałam do nich delikatnie) kierowniczka stwierdziła iż to było zbyt nachalne i powinnam dać klientowi chwilkę czasu na zastanowienie.
Kiedy zatem zastosowałam się do tego polecenia, po pół godzinie dostałam ochrzan że się obijam.
I gdzie tu złoty środek znaleźć…