poniedziałek, 30 października 2006

…niefortunny przytraf…

Już buty na 8-centymetrowym obcasie, elegancko wyczyszczone i odnowione, z trudem wycyganione od mamy, stały przy drzwiach…
Jakdla niektórych powalająca ta wysokość może istotnie być świadomym„samobójstwem”, ale ja dzielnie ćwiczyłam podobne wygibasy,niestrudzenie paradując „zamaszystym krokiem” do szkoły, i z powrotem…Ico? Będę musiały czekać na następną okazję…
I prezent, puchatymisio z fioletowym serduszkiem z napisem „Kiss me” , cierpliwiesiedział w różowej torebce, wyłożonej oryginalnym ptasim mleczkiem nalicencji Biedronki…
Oraz misternie robiona fryzura, nad którąmęczyłam się dobre pół godziny, pokonując elektryczny upór suszarki wnadpsutym kontakcie < a tata elektryk>, przydała się już tylko dorozplątania…
17.15- do wyjścia pół godziny, a ja zamiast cieszyćsię z jakże udanej imprezy w tle, siedzę wkurzona i robię w myślachniecenzuralne pretensje do Matki Natury…
…i na dodatek nawet apap extra, popity wodą Żywca, nie zdziałał wiele…:/
 
…a Babolek szalał…

piątek, 27 października 2006

…widząc tak naprawdę przez mgłę…

Gdybym chociaż na chwilę pozwoliła przemówił mojemu 18-letniemu rozumowi, to z pewnością wygłosiłby mi esej, że jest na skraju pojemności…Co z tego, żę każdego dnia staram dostarczyc mu  się dobrannych w starannej ilości składników odżywczych…I tak wszystko zostaje skatalizowane podczas nauki…
Ostatni tydz., zawaliłam trochę, ale ca ja poradzę, że jestem nocnym Markiem, i nie umiem uczyc sie po południu? Wpływ na to ma niewątpliwie fakt, że moja rodzina ma bzika na punkcie „Mody na sukces”, i jak tylko słyszę kolejne decybele tytułowej piosenki 3056 odcinka, to przestaje mi sie czegokolwiek chciec…I juz mogę powiedziec tylko tyle, cytując codzienne komentarze babci i mamy „Och, jak ta Brooke jest okropna…”
Środowa klasówka z polskiego, należała do udanych, gdyz na szczęście trafiłam na temat, na który napisałam wywód na jedyne 5 stron:)
Babol męczył sie nad 2, ale poprawił sie jej humor, gdyz sprawdziłam jej nielegalnie, błędy ortograficzne. Wych. dyskretnie spytała, czy musze pisac eseje…co przepraszam bardzo…niech to powie mojej ręcę;p
Z dzisiejszym sprawdzianem z WOSu nie było aż tak sympatycznie, gdyz profesor poprzesadzał nas chytrze na końcowe części ławek. Ale mam nadzięję, że nie było tak źle..
Mam pewnien dylemat, gdyż nie wiem, co zakupic Babolowi na 18…mimo, że znam ją juz 2 lata, to nie mam pomysłu…Chociaż ją najbardziej ucieszyłby pewien przystojniak we Włoskim stylu:)
Apropo- tytuł zaczerpnęłam tym razem z tego, że założyłam nową parę soczewek i coś tak mętnie widzę…czyżby ślepota starcza??
 
…widząc angielskie słońce migające na gg. poczułam bicie serca…To znak?

wtorek, 24 października 2006

…tygodniowy akcent różnorodności…

Doszłam do wniosku, że wspomnienia i tak są nieodłączną częścią naszej psychiki…i nie sposób walczyc z nimi… Zawsze będę obecne w życiu, bo przewijają i rozwijają się razem z nami…choc może już nie tak wyraźne i obecne jak kiedyś…
Wydarzenie z czwartku już nie razi i nie straszy tak bardzo; wiem, że niedługo zapomnę w ogóle o tym całym niezbyt przyjemnym „powrocie do przeszłości”…
Cały tydzień rozpoczął się od jakże miłej klasówki z układu dokrewnego i nerwowego…podczas której jak zwykle mniej, lub więcej kwitła współpraca obywatelska;p Tym razem nie został przyłapany nikt na ściąganiu:))
Kolejnym równie interesującym zdarzeniem była zadana praca z polskiego o „Weselu”;wypracowanko to zostało zapowiedziane juz 2 tyg. temu, ale ja oczywiście przypomniałam sobie wczoraj i wytęrzając swe szare komórki istoty białej siedziałam nad kartkami papieru, i przelewałam na nie twórczy słowotok, powstały o 24 w nocy;pp
Jakby tego było mało, jutro czeka mnie wypracowanie z polskiego na lekcji…a w piątek sprawdzian z WOSu apropo spółeczeństwa i obywatelstwa…
Tylko nie rozumiem, po co mam to pisac, skoro i tak jestem obywatel i żadna praca klasowa nie musi tego udowadniac;pp
Jedynym miłym akcentem jest fakt, iz Babolek wyprawia huczną impreze 18-stkową w niedzielę, która mam nadzieje bedzie nadzwyczaj udana:) Jeszcze tylko trzeba pomyślec o transporcie powrotnym i o symbolicznym prezenciku i juz można sie cieszyc z samej imprezy;pp
Zapomniałam wtrącic, że w poniedziałek nasz kochana pani B. wymysliła grę w piłke nożną z chłopakami…nie muszę pisac, że wynik był przesadzony z góry, gdyz znając przysłowiowy „kop” płci męskiej, dziewczyny na sam widok piłki uciekały na bezpieczna odległośc:PPP
 
…pewne angielskie spotkanie w piątek okazało sie najlepszym plasterkiem na przygnębiony humor…:)

piątek, 20 października 2006

…echo z przeszłości?…

Wszystko powoli zaczynało odchodzic w niepamięc…
dawne słowa, zachowanie, pół-uśmiechy wymieniane czasami na szkolnym korytarzu…nawet to samo miejsce na końcu autobusu szczęśliwego zdawało się już nie emanowac czyjąś obecnością…
Byłam dumma z samej siebie, że w końcu pokonałam siebie, swoją słabośc do …M.
Zaczynałam doceniac uroki zwykłych, przyjacielskich rozmów, i przestałam byc obojętna i wrogo nastawiona do każdego kumpla, który się uśmiecha do mnie…nawet natrętni osobnicy na imprezkach osoemnastkowych w klubach przestali mnie aż tak wkurzac…
Gotowa byłam móc zaufac komuś znowu…
Wczoraj przez przypadek namówiona przez Babsztyla, poszłam z nią w trakcie przerwy do automatu, znajdujacego sie w rogu korytarza (mam na mysli wnekeę). Podczas gdy automat robił swoje, wyjrzałam na zew.  i…szok
Zbiegał ze schodów, jak dawniej, 2 lata temu…i wspomnienia znowu zabolały…pewnie dlatego, że ostatni raz minęłam go wzrokiem podczas jego egzaminów maturalnych.w maju…
I jedno pytanie mnie dreczy ciągle, od wczoraj…co robił w szkole, skąd niekąd odnowionej po pożarze…
A miałam sen, piękny sen  jak kiedyś…
   
…ale wierzę w dobroczynne działania czasu…i kursu z angielskiego:))…

środa, 18 października 2006

…w pół-śnie nieprzytomnie…

Kolejne czytanie ze zrozumienie, można zaliczyc juz tylko do kolejnej sterty papierkowej roboty, która przypadnie naszej profesorce do sprawdzania…podczas jakże ekscytującej wycieczki z klasą 2d do Szwecji…My- jako maturalna klasa możemy jedynie sobie pomarzyc o czymś takim…
Jak dotąd wszystko dzieje się w szkole zgodnie z naturalnym porządkiem rzeczy-klasówki mijają, przekładane sprytnie na kolejne tygodnie, na wf. męczymy podania trójkowe apropo kosza, przy okazji szukając piłki, która łaskawie ucieka tam, gdzie chce.
Filozofia klasyczna zmnieniła juz swoją odwieczną nazwę na „łaciństwo”, przy małej twórczości naszych młodych umysłów, a biologia, jako nauka, obecnie powinna byc uważana za „warzywniactwo pospolite”.
Jestem troszkę niewyspana, gdyz do późnych godzin nocnych męczyłam temat związany z matura rozszerzona z polskiego, jaka obiektywnie zwana „wybranka losu”. Napisałam moich trafnych lub mniej trafnych spostrzeżeń na całe 10 stron…wprawiajac w niezłą konstelacje moja wych., która liczyła na 3 strony;pp
 Zrobiłam jej mała niespodziankę:)
  
…do kursu juz tylko 2 dni;)…

niedziela, 15 października 2006

…jeszcze wczoraj nieznany…

…jeszcze wczoraj nieznany…

Poznałam Cię podczas kursów kursu z angielskiego…niby przypadek sprawił, że usiedliśmy razem…
Pierwsza nasza rozmowa dotyczyła dośc umiarkowanego poczucia humoru Wielce Szanowanego Ministra od Edukacji, który zmienia swoje zdanie zgodnie z naturalnym bio-rytmem posiedzeń w sejmie…
Ponarzekaliśmy, pośmieliśmy się…
Temat poznawania osób nowych w Internecie wydał sie świetną okazja do tego, by zażartowac, że nigdy nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie…
I przecież ten „czarujący brunet z wysokim ilorazem ilteligencji” może byc przecież panem Romanem, który szuka dowartościowania swej osoby w Internecie, kiedy szuka ukojenia po kolejnych demonstracjach maturalnych…<Nie chce nikogo obrażac, tylko wysnuwam domysły>
Nie licząc dwóch 10-minutowych przerw, podczas których wytęrzac było trzeba umysły do pospiesznego myslenia zgodnie z zasadami czasów Present  i Past Perfekt, przeplatanych nieznacznie zagadnieniami z Future i simple, rozmawialiśmy zaledwie 4,5 godz.
I choc to brzmi dziwnie, poznałam Cię lepiej niż  niektóre osobach z mojej klasy…
A bałam sie , że nie będę miała żadnej bratniej duszy podczas tych kursów…myliłam się…bo przecież „samotnośc jest tylko złudnym odbiciem rzeczywistości”.
Nawet w świecie bloga, wyżalając sie obcym zupełnie ludziom, człowiek nie jest przecież sam:)
  
 
…co będzie dalej? Czas pokaże…

czwartek, 12 października 2006

…ambitnie poprzez życie…

Wiem ,że to może dziwnie zabrzmic, kiedy mówię znajomym,że nie zdaję chemii, ale chodzę na fakultety…poświęcają tym samym 5 godzin w tygodniu,które praktycznie mówiąc mogłabym przeznaczyc na robienie czegoś bardziej ciekawego…
Nie jestem jakimś kujonem,który tak bardzo pragnie wiedzy, że nawet znajomośc nieobowiązkowych przedmiotów wydaje się byc dla niego niezbędną informacją w życiu…
Ja po prostu patrzę na to praktycznie-owszem, jeśli już dostanę się na studia psychologiczne, to chemia nie będzie mi w jakimś poważnym stopniu potrzebna. Tylko trzeba wziąc pod uwagę niezbity fakt, apropo tego, że na jedno miejsce jest tam wielka grupka chętnych…więc jeśli rektorat weźmie pod uwagę konkurs świadectw…to ja z moją marną 3 mogę- teoretycznie mówiąc- „się schowac”…
Dzisiaj właśnie jestem po takich 3,5 godzinnych fakultetach, i po sprawdzianie apropo jednego z działów. Niektórzy proponowali mniej kłopotliwy sposób załatwienia sobie lepszej oceny-ale jednakże łapówki dla mojej pani od chemii nie wchodzi w grę, gdyż nawet dla mnie coś takiego byłoby dosyc niestosowne…ja na ocenę wolę zasłużyc…
A kto wie-byc może zmienię swoje przyszłościowe plany, i zamiast na kierunki humanistyczne wybiorę farmację?
   
…nie wiadomo bowiem, jaka droga jest zapisana z góry…

poniedziałek, 9 października 2006

..."ma swój mały,roztrzepanie wspaniały świat”...

Dzisiejszy dzień upłynął w przyjemnej atmosferze-nawet na wf pani B. była wyjatkowo miła. Pochwaliła mnie nawet za udaną próbę serwonania:)) i juz później nie zrwacała uwagi na to, że przez resztę 2-godzinnych zajęc delikatnie mówiąc „obijałam się”.
Pomijając oczywiście moje dobre chęci podczas zaciętej gry w piłkę nożną, kiedy to zostałam demokratycznie wybrana na  niezbyt utalentowanego bramkarza, który w ładnym stylu przepuścił 2 gole;pp
Zeszłotygodniowe czytania ze zrozumieniem zostały juz dokładne sprawdzone pod względem retorycznym i językowym…nie będę komentowała wyników, bo to naprawdę porażka istna…
Wychowawczyni nasz postanowiła umilic nam nasze nędzne bytowanie w tym pięknym liceum, i urządziła nam 2 godzinne spotkanie z psychologiem…poświęcając tym samym dwie godziny polskiego. Co za twórcza bezinteresownośc. Z zajęc tych szczerze mówiąc nie dowiedziałam sie nic ciekawego, oprócz tego, że najlepszymm sposobem radzenia sobie ze stresem jest spanie;pp Chociaż o tym przekonała sie już kiedyś sama.
Inteligentna gra, mająca na celu napisanie każdej osobie na kartce czegoś miłego, okazała się rzeczywiściee wyśmienitą okazja do odstresowania. Cytat, który umieściłam w tytule, to jest twórcza myśl Babola apropo mojej osoby;pp,
Wracając do piątkowych kursów maturalnych z angielskiego-przestałam się juz przejmowac przyszłoroczną maturą z tego przedmiotu, bo moja grupa jest naprawdę świetna razem z  lektorką na czele.  Pomijam fakt, że siedzę w tej sali, koło dwóch bardzo sympatycznych  osobników płci męskiej w moim wieku…:)))
 
…a referat został przełożony na kolejny piątek, z braku czasu, poświęconego układowi
 nerwowemu…

piątek, 6 października 2006

…umiarkowane poczucie humoru…

Kiedys sie często zastanawiałam nad faktem ,czy niektórzy ludzie przypadką nie domyślają się wyraźnie tego, że to , co dla nich jest śmieszne, dla innych osób wcale nie jest zabawne…
Moja kochana wych. profesorka od polskiego, po rozpoczęciu sprawdzania tych naszych nieszczęsnych czytań ze zrozumieniem, wpadła na genialny pomysł….w ramach niespodzianki możemy się spodziewac takich oto urozmaiceń co dwa tygodnie…Stwierdziła bowiem, że do matury zostało jeszcze 7 miesiący, więc ona ma zamiar doprowadzic nas do perfekcji w tego typu cwiczeniu, by sprawdzający egzaminatorzy nie dostali wtrząsu psychicznego od naszych słowotwórczych dyrdymałów…
Dobra, powiedzmy,że będę się martwic później…zwłaszcza, że zdaję rozszerzony poziom…
Babolek już wyzdrowiał na szczęście, i teraz szczyci nas co parę minut dostojnym oczyszczaniem swioch zapchanych dróg oddechowych:)). Referacik przełożony został na poniedziałek) podobnie jak 4 inne, oraz 2 filmy o układzie nerwowym)…
no tak, jedno mogę z całą pewnością stwierdzic- o nudzeniu nawet przez chwilę nie może byc mowy…
…chyba, że czeka nas jakże fascynująca powtórka histori o „dziadku protiście, od którego każde istota ludzka ma swój początek”. I cóż z tego, że Ojciec Arek ma inne zdanie…
…Dzisiaj zaczynają mi się maturalne kursy angielskiego…mam nadzieję, że ukończę go z wielkim zapasem wiedzy, która szybko nie ulotno się…
  
…dzień wspomnieniem lata…

wtorek, 3 października 2006

…jakoś tak szaro…

Dzisiejszy dzień był troszkę taki dołująco-przygnęnębiający…w pewnym sensie ma to związek oczywiście z tym, że pogoda za oknem daleka jest do słonecznego popołudnia…jednak bardziej związane jest to z faktem, iż dzisiejszy czytanie ze zrozumieniem nie poszło mi idealnie…
Gdyby profesorka wybrała inny dzień niż dzisiaj, to może umiałabym poradzic sobie z analizowaniem tych wszelkich zawiłości historii o tz. dzikich dzieciach. Bo szczerze mówiąc po wiadomej ilości godz. spędzonych w szkółce, czy ma się jeszcze siłę wyszukiwac zawiłości apropo tezy, hipotezy, powiązania i wyrażania opinii w ciągu 45 minut, przerywanych głupimi komentarzykami pewnej niewygadanej osóbki?…
Z planowanej wizyty u Babola też nic nie wyszło, gdyż złapała niehybnie jakiegoś wirusa i jeśli nie jest to jakaś obłożnie zakaźna choroba, to pewnie leży w domu, oglądając horrory,  w międzyczasie wariując ze swoim labladorem Cliperem. Pomijając fakt, że ma on nałóg pożerania kapci i zeszytów, a też czasami wycieraczek;pp to napradwę miło odpoczywa sie w jego towarzystwie;pp
Jedna rzecz mnie niezmiernie jednak wprawia mnie w nastrój prawie że idealny-jutro medyczna częśc klasy jest zmuszona pisac test dwugodzinny z fizyki, z prądu elektrycznego oporników i czegoś tam jeszcze. Niefizyczni natomias mogą z czystą satysfakcją spac o 2 godz. dłużej;pp
…wcale nie jestem wredna, po prostu niebiosa tak chciały…
 
…nearly free…