środa, 31 stycznia 2007

…posłuchać mam serca?..

Nie spodziewałam się, że to przyjdzie tak nagle…

Myślałam, że mam jeszcze czas nadogłębniejsze poznanie, zaufanie, czy po prostu zakochanie się…

Ale kiedy poczułam bardzo mocne walenie mego organu wewnętrznego gdzieś w środku mnie, kiedy dotknęłam jego ręki,przestałam się okłamywać, że to mi się tylko przewidziało.

Niby nic dziwnego nie ma w tym,co piszę, bo przecież ile to razy na sekundę ktoś komuś na świecie przyznaje się,że go kocha. Liczby mogą lawirować na granicy milionów wyznań na minutę.

Tak, tylko ze mną było do tej pory zawsze tak, że zakochiwałam się nieszczęśliwie, bezowocnie, bez wzajemności. Więdłami usychałam na przestrzeni kolejnego zauroczenia. I t  w końcu przyzwyczaiłam się do tej myśli, że taki widocznie mój los musi być.

Czy uświadomiłam w tym, co czuje mojego kolegę z angielskiego? Nie..Jeszcze nie…boję się mu powiedzieć. Co pomyśli,jak zareaguje? Co powie? Czy nie szuka on na razie jedynie przyjaciółki?

Wiem, że on podobnie jak ja długo rozpamiętywał przeszłościowe wydarzenia, długo nie mógł zapomnieć..o swojej poprzedniej miłości…I chce mieć kogoś bliskiego ale nie w kategorii deklarowania jak razie niczego…Chciałby,bym po prostu była.

Mało jak dla zakochanego serca? Cóż przynajmniej na razie musi wystarczyć,…bo wierzę, że tym razem los nie zrobi mi psikusa, że szczęście uśmiechnie się do mnie.

Bo dla niego jak i dla mnie nasza znajomość jest traktowana na poważnie.
  
…dłoń. która policzek pali…

piątek, 26 stycznia 2007

…moje szczęście roztrzepane…

Dziwnym zbiegiem okoliczności mam nieporównywalne szczęście do piłek na wf, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Po prostu mam wyjątkową mozliwośc zapoznawania się z tymi przedmiotami bliżej, mniej więcej na wysokości nosa,lub brody…
I nie wiem jak bym uważała, i unikała potencjalnego uderzenia, i tak zawsze ja dostanę.
Tylko co na to mój biedny nos, tyle razy już potraktowany tak brutalnie. ..I gdyby to jeszcze było tak proporcjonalnie rozłożone-że raz w jedną, raz w drugą stronę…Takie ułożenie by miało możliwości regularnego ustawiania na poprzednie miejsce mojej chrząstki nosowej.
Ale gdzie tam.
Większe szczęście ma strona lewa…
XXX
Jak ja kocham prezentacje tematyczne z ewolucji poszczególnych grup organizmów…zwłaszcza, jak mam przygotowac pewną gromadę zwierząt do wspólnego omawiania z Babolem.
Jak zacznie wywody, i się nakręci to nic jej nie zatrzyma…
Nawet dzwonek.
  
…”przykro mi…Zobaczymy się dopiero na angielskim”
Czyli krótko mówiąc kolega nie mógł się zwolnic się i poświęcic 3 godzin lekcyjnych na tego poloneza wyjątkowego.
Szkoda…:(

wtorek, 23 stycznia 2007

…jak to bywa w bio-chemie…

Nasza klasa, jako wybitne stado przyrodników, zainteresowanych sprawami natury, i Ziemi, w każdej dziedzinie życie dopatrzy się czegoś związanego z spawami ekologii, czy metefizyki.
Weźmy na przykład typową lekcje polskiego.
Interpretowanie wierszy zaczyna się od analizy stadiów poszczególnych etapów życia poety, z trudnych dzieciństwem i masochizmem włącznie. Następnie porównywalna jet długośc prawdopodobnego tworzenia, przeliczana na minuty i dni tworzenia czegoś wybitnie twórczego.
Gdy zostaną omówione wszystkie rodzinne aspekty, z rozwodami, stanem materialnym, zarobkowym, i stażem twórczym, zaczyna się analiza.
Może to słowo nie adekwatne,lepiej pasuje określenie- wnikliwe badanie.
Pada po dziesięc różnych skojarzeń na minutę, tam gdzie mowa o śmierci, widzimy przenośny obieg materii w przyrodzie, a gdzie jest adnotacja o rozrywkach, to bierzemy to za czysto hedonistyczną uciechę.
Do historii przejdzie lekcja interpretowania wiersza K.K. Baczyńskiego „Biała magia”. <Przypominam gwoli ścisłości, że został tam umieszczony opis jego żony, która została porównana do łasicy.>
Pojawiło się oczywiście pytanie czym jest łasica w tym utworze.
„To takie ładne,miłe stworzonko, z rodziny lisowatych,  czasem krwiożercze i przebiegłe, ale i tak zawsze wlezie do swojej norki, tak jak Barbara- męża poetę złapała na smukłą figurę, grację, ale jak to bywa w życiu instynt kobiecy przyciągnął ją do lustra bo mąż  sie jej znudził…”
XXX
A dziś mieliśmy kolejną próbną maturę z polskiego…Nie muszę wspominac że wyraz twarzy pani profesor na tych 3 godz. nie był spokojny…Nasza analiza ma skłonności nadinterpretacyjne…
  
…a z polonezem nadal nic nie wiadomo, czy zatańczymy go razem, czy nie…
                                                                                            XXX
                                                                                             Dopisek z 24 stycznia 2007
Kurde no, kolejny dziwny opis…
„Jak wstążeczka purpury wargi twe iusta twe pełne wdzięku…”

piątek, 19 stycznia 2007

…taki taniec tylko raz…

Mieliśmy zatańczyc poloneza po najdłuższej ulicy w mieście…
Nieważne że pogoda byłaby okropna…
takie coś zdarza się raz…
Może idea odtańczenia tego wiekopomnego tańca na otwartej przestrzeni wydaje się dziwna, to w naszym mieście tradycja taka odbywa się już po raz trzeci.
Wszyscy maturzyści razem, obojętnie na pochodzenie szkolne, ustawieni w wiadomym miejscu i czasie. Co tam równy krok, czy harmonijny skłon w stronę partnera…Liczy się sama inwencja uczestnictwa.
Prezydent miasta, jako wodzirej,  prowadzi przez ponad 2 godziny poważnej melodii, wygrywanej w uszach…
Tylko obawiam sie że nic z tego pomysłu zaplanowanego wcześniej nic nie wyjdzie…gdyż układ godzin lekcyjnych nie za bardzo pasuje mojemu kolegowi w danym dniu tyg. i nie wiadomo czy uda mu się zwolnic.:(
  
…co mam myslec o takim opisie?
„Piękna jak księżyc, jaśniejąca jak słońce”…
czyżby to byłoby aluzyjnie coś o mnie?…

wtorek, 16 stycznia 2007

…mobilizująco…

Z przyczyn wyższych, takich jak matura rozszerzona, zostałam przeniesiona w sposób nielegalny całkowicie, od II semestru, do grupy zaawansowanej z angielskiego.
Nie powiem, że nie byłam pozbawiona typowo dziwnych obawów, typu :” czy ja w ogóle nadążę za stadem szczęśliwych posiadaczy certyfikatów i większej puli wiedzy niż ja”?
Jak dotąd lekcja obcojęzyczna w grupie niezaawansowanej polegala głównie na słuchaniu piskliwego głosika jednej osóbki, której za żadne skarby świata nie można było uciszyc…nawet liczne uwagi pani profesor niknęły bezczelnie ignorowane nie wiadomo gdzie w małym rozumku wiadomej wiercipięty.
Teraz jest inaczej…skupienie, pełna kontrola wypowiedzianych słów, znaczeń, mnóstwo wyrazów o wielokrotnych kontekstach…
Wiem, skończył się okres leniuchowania na ang. ale przecież nie stracę nic, a zyskac mogę wiele, co mi się nieodzownie przyda w sam raz na maturę.
I mam satysfakcję po pierwszym listeningu na ocenę (kiedy to padły niby pogłoski że moja osoba przynosi dziwne niespodzianki zaraz na pierwszej lekcji w nowe grupie) gdyż usłyszałam i zrozumiałam zawiłe rozprawy o wiele lepiej niż nasza klasowa kujonka, która jeszcze ode mnie zrzynała;pp
Widocznie w sposób niezbyt umiejętny;p
Jeśli chodzi o tok innych zajęc, to z biologi dotarliśmy po wielkim męczarniach genetycznych  do ewolucji…ale przerabiamy ją w dośc nietypowy sposób zaczynając od końca materiału…I nie ważne, że Darwin twierdzi o jakobym małpim pochodzeniu człowieka…
…profesorka ma teorię taką, że na początku był dziadek Protista…a potem cały motłoch dnia dziesiejszego.
Co do tej kwesti, to nie została jeszcze rozpatrzona przez grono wybitnch specjalistów, a powinna.
 W końcu są rzeczy na tej Ziemi o której nawet filozofom się nie śniło;ppp
 
…a Babol wpadł w typowo stresowy nałóg, obgryzania paznokci;pp. Nie chcę prorokowac, ale z takim nastawienie perspektywa  wymarzonego, latynowskiego milionera amanta, się coraz bardziej  chyba odwleka…

piątek, 12 stycznia 2007

…miłośc potrzebuje fundamentów……

Wierzyłam kiedyś w miłośc od pierwszego wejrzenia…taką prawdziwą, gwałtowną, nieprzewidzianą, która przychodzi w najmniej odpowiednim momencie…
…ogarnia człowieka całą falą namiętności, zazdrości, szybszego bicia serca i podwyższonego ciśnienia…Nie ważny jest fakt, że druga osoba jest prawie nieznana, nic się o niej nie wie…
Miłośc najważniejsza-te spojrzenia, gesty, maślany wzrok…a poznanie siebie nawzajem, na wylot, nastapi z biegiem czasu.
Niby wszystko wydaje sie piękne, jak z bajki, tylko pojawia sie pytanie jak długo ten emocjonalny „kop” będzie trwał? Czy to zauroczenie nie okaże sie czasem jedynie chwilową namiastą szczęścia, po której nastąpi okres znudzenia sie wzajemnego?
I na czym można oprzec przypadkowe kłótnie, jak je wyjaśnic, nie znając charakteru, psychiki, osobowości drugiej osoby?
XXX
Przyjaźń, koleżeństwo…to są pierwotne struktury, pozwalające by uczucie dojrzało, wyrosło z zakamarków zwykłego „lubienia się”.
 Pochopne obiecywanie sobie złotych gór, i lasów czułości, może prowadzic do nieświadomego zranienia drugiej osoby…która liczy na wieczną dozę gry hormonów, kumulującą się bez przerwy, jak za pierwszym razem, gdy serce mocniej zabiło…
A ludzie nie sa automatami-szybko ulegają emocjom i szybko o nich zapominają…
Dlatego też poprzez koleżeńskie stosunki, rozmowy, spotkania, przekomarzanie, tworzą się pierwsze relacje między-człowiecze, o których charakterze zadecyduje los…
XXX
Zrozumiałam, ze miłośc od pierwszego wejrzenia nie jest mi pisana…już raz się zawiodłam…
I wiem, że potrzebuję czasu…oboje potrzebujemy czasu (nie tylko angielskiego), by zrozumiec, poznac, pokochac siebie nawzajem.
Ale ja już się nie boję. Zaczekam.
 
„Bądźmy znajomymi, którzy razem coś budują, a co, to sie okaże”

wtorek, 9 stycznia 2007

…minęła studniówka…

Wielki bal zaplanowany dokładnie na 20.00 opóźnił się z odgórnych powodów, gdyż dyrektorka i niektórzy z grona pedagogicznego mieli problemy z dotarciem do właściwego wejścia wiadomej wyższej placówki nauczania.
 Bo w końcu nie nam dane było zapoznawac się z 5 bramami wjazdowymi, rozmieszczonymi po różnych numerach jednej ulicy…i co z tego, że ta podana w zaproszeniu okazała się niezbyt trafna.
Ja sama miałam niemałe trudności w znalezieniu swej klasy, ale na szczęście instynt samoorientacji niezawiódł. Wprawdzie szukanie stolików dostosowanych do każdego profilu połączone z niezapomnianym wpadaniem na rówieśników z  innej klasy nie bylo moja winą, jedynie uszczerbką spowodowaną tym, że trudno rozpoznac swojskie twarze, dotychczas widywane jedynie w strojach nieoficjalnych.
Polonez, jak to określiła potem nasza wychowawczyni udał się nadspodziewanie. Lawirowanie wielobarwnych kreacji, połączone z czysto męskimi garniturami, loki, fale, upięcia…po prostu poezja.
Tak nawiasem mówiąc,miły  komplement, jaki usłyszałam od mojego partnera w tańcu,  szybko poszedł w niepamięc, gdyż kolega z racji swojej sylwetki musial oczywiscie nadepnąc mi na rąbek sukienki, podczas ostatecznego wchodzenia na schody…
…i nie muszę już dodawac, że poczułam sie nader niestabilnie, chwiejąc się nieznacznie w moich 7-cm, szpilkach…mając cały czas jednak świadomośc, że za mną znajduje się ok. 12 innych par, a 20 razy tyle osób patrzy z lirycznym wzruszeniem na nasz polonez…
Program artystyczny- parodie w stylu Madonny, pomieszane z Presleyem, z domieszką pana Giertycha i Banderasa. Trochę wierszyków podstawówkowej twórczości, aluzje do „Shreka”. A na końcu taneczny „szoł” popisów dwóch wybitnie utalentowanych komików szkolnych.
Nie sposób zapomniec o kucharskim, wykwintnym przepychu zastawionych stołów…
<który nie poszedł mi jednak na zdrowie, gdyż po pewnym specyficznym gularzu z czosnkowymi kartoflami, mięsem, ananasem, i żurawiną, odchorowałam swoje w postudniówkowy weekend;/>
Nie moglo zabraknąc także rozmów, politycznych wywodów, docinków, czy po prostu fotograficznych wygłupów, oraz wybitnie żartownych panów kamerzystów, przeznaczonych dla naszej klasy. Zgodnie z zaleceniem znajomych z kursu i rodziny, pchałam się w sposób dosłowny na wizję, załapując się na wywiad z Babolem przy okazji.;pp I można rzec że to ja szukalam kamery, a nie ona mnie;pp
Ciekawy, jaki wyjdzie efekt tych moich popisów…;p
Muzyka, taniec, śpiew…macarenowe szaleństwo na parkiecie 200 osób razem, z profesor B. na czele. Wężyki, wstążki, fale, toasty coca-colą…
  
…tak teoretycznie rzecz ujmując, to do matury zostało dokładnie 113 dni,od chwili, kiedy wraz z dźwiekiem polonezowego zewu, ponad 300 osóbwyszło w tłumie reflektorów świetlnych na wielką aulę WSHE…
Zatem to nie była :studniówka” ale „stotrzynastodniówka”;p
Ale nie bądźmy drobiazgowi.

piątek, 5 stycznia 2007

…poloneza czas zacząć…

Punktualnie o 20.00 w pewnej bardzo eksluzywnej sali jednego z wydziałów WSHE, potocznie zwanym „nauczycielskim”, rozpocznie się maturalny bal…
…bal na 100 dni przed egzaminem dojrzałości.
Wtorkowa, generalna próba wiekopomnego tańca, trwająca dobre 3 godziny, wypadła nader udanie, jeśli nie liczyc pięciokrotnego powtarzania tego samego motywu „ósemek”, po którym to (wg. wskazówek profesora od wf.) następuje sekwencja rozchodzenia się w środkowe i zewnętrze kółka.
Nie ważne, że parkiet jest śliski jak lodowisko, i bezbłędne manewrowanie przy zakrętach nie wchodzi w rachubę…
Instruktor stwierdził, że będąc w stanie wyższego skupienia intelektualnego, nie będziemy patrzec na to co mamy pod nogami, ale za to skupimy się na sprawianiu wrażenia zadowolonych z zycia i uśmiech bedzie cały czas gościc na naszych młodych obliczach.
Grupa zaawansowanych tancerzy, w której ja także się mieszczę, wzięła na swoje barki wstążkowe wygibasy i przechodzenia w rozmyślnych kierunkach.
<Tak nawiasem mówiąc,mimo wcześniejszych protestów mego polonezowego partnera, który jest słusznej postury, postawiłam na swoim i uparłam się typowo kobieco na tą wersję efektowniejszą>
Jedna kwestia wywołała jednak największy protest ze strony uczniów mojej szkoły, mianowicie dyrekcja wniosła zakaz spożywania jakichkolwiek napojów alkocholowych, z szampanem włącznie. Zatem nie pozostaje nic innego jak wznieśc toast oranżadą marki „Helena”, której złego działania jeszcze nie stwierdzono.
Jak dla mnie to trochę przesada z tym rozporządzeniem. Czyżbyśmy byli skonni do typowo menelowskiego zachowania, z dewastacją sali włącznie? Symboliczny kieliszek szampana nikomu przecież nie zaszkodziłby…
Może taka decyzja jest spowodowana niemiłymi doświadczeniami z roku poprzedniego, kiedy to połowa osób potrzebowała fachowego wsparcia przy powrocie do domu. Nie zapominając o gronu pedagogicznemu, które również nieźle szalało.
Moja klasa podejrzewa też niecne ingerencje naszej wychowawczyni, która postanowiła zrobic nam odwet, za to, że we wtorek 3b. (oprócz 1 osoby) nie dotarła do placowki szkolnej, po próbie generalnej poloneza…
 
..czeka mnie fryzjerski eksperyment, bez prób wcześniejszych, a jego efekt najpierwsza oceni moja grupa z kursu ang…:)

wtorek, 2 stycznia 2007

…na nowy czas…

2006 rok odszedł do historii…
Wraz z pierwszym, wystrzeliwującym w sufit korkiem szampana, i pierwszą kaskadą sztucznych ognii, minione 365 dni można uznac jako czas dokonany.
Dla mnie samej był to okres ucieczki od wspomnień, nadziei, i dawnego zauroczenia tak niespodziewanego jak bezśnieżna zima. ..
Błędne koło, w którym zdawała się tkwic cała moja osoba, na szczęście otworzyło się,choc dosyc niedawno ale zawsze…Wydostałam się z tej skorupy, i mogę wreszcie odetchnąc. Nie wiem jednak do końca, czy tym razem trafiłam dobrze i czy dawna historia nie powtórzy się..
Ale czy przecież każde uczucie nie niesie za sobą zawsze pewnego ryzyka? Trzeba spróbowac, odważyc się…i nie uciekac przed szybszym biciem serca, błędnie interpretując je jako syndrom nerwicy czy arytmii.
XXX
Co przyniesie nowy rok?
Jako osoba nierozważnie wierząca w magię liczby 7, czekałam bardzo na takie ustawienie cyrf w dacie noworocznej, by odwieczna harmonia i szczęście zagościly również przez kolejne 365 dni.
Kto wie, byc może tak się stanie? Pomijając sejmowe spięcia i liczne afery…wszystko zależy od nas samych.
 
…w piątek studniówka…Czy wytrzymam do 6 rano w 7 cm. obcasach, tańcząc wcześniej trudniejszą wersję poloneza? Wytrzymam;)