wtorek, 9 stycznia 2007

…minęła studniówka…

Wielki bal zaplanowany dokładnie na 20.00 opóźnił się z odgórnych powodów, gdyż dyrektorka i niektórzy z grona pedagogicznego mieli problemy z dotarciem do właściwego wejścia wiadomej wyższej placówki nauczania.
 Bo w końcu nie nam dane było zapoznawac się z 5 bramami wjazdowymi, rozmieszczonymi po różnych numerach jednej ulicy…i co z tego, że ta podana w zaproszeniu okazała się niezbyt trafna.
Ja sama miałam niemałe trudności w znalezieniu swej klasy, ale na szczęście instynt samoorientacji niezawiódł. Wprawdzie szukanie stolików dostosowanych do każdego profilu połączone z niezapomnianym wpadaniem na rówieśników z  innej klasy nie bylo moja winą, jedynie uszczerbką spowodowaną tym, że trudno rozpoznac swojskie twarze, dotychczas widywane jedynie w strojach nieoficjalnych.
Polonez, jak to określiła potem nasza wychowawczyni udał się nadspodziewanie. Lawirowanie wielobarwnych kreacji, połączone z czysto męskimi garniturami, loki, fale, upięcia…po prostu poezja.
Tak nawiasem mówiąc,miły  komplement, jaki usłyszałam od mojego partnera w tańcu,  szybko poszedł w niepamięc, gdyż kolega z racji swojej sylwetki musial oczywiscie nadepnąc mi na rąbek sukienki, podczas ostatecznego wchodzenia na schody…
…i nie muszę już dodawac, że poczułam sie nader niestabilnie, chwiejąc się nieznacznie w moich 7-cm, szpilkach…mając cały czas jednak świadomośc, że za mną znajduje się ok. 12 innych par, a 20 razy tyle osób patrzy z lirycznym wzruszeniem na nasz polonez…
Program artystyczny- parodie w stylu Madonny, pomieszane z Presleyem, z domieszką pana Giertycha i Banderasa. Trochę wierszyków podstawówkowej twórczości, aluzje do „Shreka”. A na końcu taneczny „szoł” popisów dwóch wybitnie utalentowanych komików szkolnych.
Nie sposób zapomniec o kucharskim, wykwintnym przepychu zastawionych stołów…
<który nie poszedł mi jednak na zdrowie, gdyż po pewnym specyficznym gularzu z czosnkowymi kartoflami, mięsem, ananasem, i żurawiną, odchorowałam swoje w postudniówkowy weekend;/>
Nie moglo zabraknąc także rozmów, politycznych wywodów, docinków, czy po prostu fotograficznych wygłupów, oraz wybitnie żartownych panów kamerzystów, przeznaczonych dla naszej klasy. Zgodnie z zaleceniem znajomych z kursu i rodziny, pchałam się w sposób dosłowny na wizję, załapując się na wywiad z Babolem przy okazji.;pp I można rzec że to ja szukalam kamery, a nie ona mnie;pp
Ciekawy, jaki wyjdzie efekt tych moich popisów…;p
Muzyka, taniec, śpiew…macarenowe szaleństwo na parkiecie 200 osób razem, z profesor B. na czele. Wężyki, wstążki, fale, toasty coca-colą…
  
…tak teoretycznie rzecz ujmując, to do matury zostało dokładnie 113 dni,od chwili, kiedy wraz z dźwiekiem polonezowego zewu, ponad 300 osóbwyszło w tłumie reflektorów świetlnych na wielką aulę WSHE…
Zatem to nie była :studniówka” ale „stotrzynastodniówka”;p
Ale nie bądźmy drobiazgowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz