niedziela, 19 listopada 2017

Regresem

Postawiłam wszystko na jedną kartę.
Jeśli nie teraz to kiedy, mówiłam sobie.
Co mi szkodzi, myślałam.
Lepiej mieć to już za sobą, sądziłam.
Napisałam jako Ja, ta prawdziwa, nie Internetowa, sugerując konieczność rozmowy w cztery oczy.
Zdziwienie, zaskoczenie, niedowierzanie.
Aż wreszcie olśnienie.
Już wie z kim toczył tak namiętne konwersacje…
I co?
Ano bez zmian.
Bowiem z ową wiedzą nie zrobił – nie robi – nic…
Ot raptem kilka sms wyjaśniających, pobieżne ustawienie się na spotkanie „kiedyś tam”.
A potem znowu cisza…
Czekałam.
Dzień, dwa.
Tydzień, drugi.
Aż w końcu powiedziałam sobie dość.
Czas ogarnąć się i otrząsnąć z tego snu.
Bo ile można karmić się słowami z smsów?
Doprawdy, nie mam już sił znowu być stroną inicjującą.
Zmęczyłam się tą walką o zainteresowanie, uwagę, pożądanie.
Zapowiadało się na coś godnego fajerwerków, toastów o północy i okrzyków triumfu na szczytach górskich.
Jak to się skończy?
Tego nie wie nikt…

niedziela, 29 października 2017

W amoku

Słowa i myśli dalej się kłębią we mnie niczym buzujący wulkan w antycznych Pompejach.
Po tamtej długiej przerwie i ciągłym patrzeniu na telefon, w końcu się odezwałeś, ale teraz mijają kolejne dni a Ty znowu milczysz…
Cisza zaczęła się od momentu, w którym zaproponowałam spotkanie.
Bo tak chyba by było najlepiej – w końcu zrzucić namiastkę Internetowej anonimowości, przyjąć na klatę fakt wcześniejszego zatajenia tożsamości i stanąć z Tobą twarzą w twarz, konfrontując te wszystkie kłębiące się emocje i niedokończone zdania.
Byłam przekonana, że podejmiesz wyznanie i wreszcie to co było nienazwane, stanie się faktem dokonanym tu i teraz.
Nie wiem więc tym bardziej jak interpretować ową ciszę z Twojej strony.
Czy to oznaka, że nie chcesz konfrontacji, woląc dalej zachowywać pozór, że nie znamy się na żywo?
Czy też stwierdziłeś, że dalsze działanie jest bez sensu i lepiej wszystko zamknąć, zanim się tak naprawdę zaczęło?
A ja płonę sama w sobie, przygnieciona i przytłoczona tym wszystkim…
Bo czuję, że to te prądy, te dreszcze, to gorąco nie były wytworem mojej wyobraźni, tylko czymś prawdziwym, czymś co zostało wskrzeszone i odrodzone z popiołów…
Nie możesz teraz pozwolić na to, by to wszystko poszło na marne…
Nie tym razem…

poniedziałek, 25 września 2017

Gdzie jesteś...


Ile razy jeszcze się przekonać muszę, że kierowanie się emocjami jest złudne i nikomu niepotrzebne?
Ile razy będę żałować, że wyszłam ze swojej skorupy tak po prostu, zwyczajnie uzależniając się od kogoś?
Ile razy mam powtarzać sobie, że to rozum, zdrowy rozsądek, chłodna kalkulacja, nie uczucie powinny mnie prowadzić przez życie?

Ano chyba nie nauczę się nigdy.
I zawsze będę dostawać kopa prosto w serce.

Ewidentnie, bezczelnie, nieświadomie zauroczyłam się bowiem kimś, kim nie powinnam się była nawet zainteresować.
Ot powinien być on po prostu znajomym znajomej i tyle.

Ale nie.

Te namiętne wiadomości wymieniane przez cały sierpień wytrąciły mnie kompletnie z równowagi sprawiając, że straciłam głowę.
I równowagę pod stopami.

A dreszcze i motylki w brzuchu zaczęły żyć swoim życiem, nie słuchając się mnie ani przez chwilę.

Nie mogłam myśleć o nikim ani niczym innym tylko o nim.
I czekałam jak głodny pies na kość na kolejne wiadomości od niego...
Na te kilka choć sms, które rozjaśniały mi dzień...

Ale słońce szybko zaszło za chmury i znów wszystko poszarzało, gdy nagle ni z tego ni z owego nastała cisza.
Głucha.

Odezwałam się raz, drugi i nic...
Pewnie zajęty, pewnie zapracowany, pewnie zmęczony.
Myślałam.

Ale oto mija już prawie półtora tygodnia braku odzewu z jego strony.
A ja chodzę jak struta i pijana beznadziejną tęsknotą, pytając się sama siebie po co mi to wszystko było...

wtorek, 1 sierpnia 2017

Jak to ze mną bywa


To było do przewidzenia.
To było wiadome.
To było jak gotowa do odpalenia bomba z zawleczką.

Wiedziałam przecież i wiem to od zawsze, że prędzej czy później moja ukryta na pozór natura łowcy da o sobie znać...

Ale dlaczego akurat teraz wybrała sobie ów drugi obiekt do upolowania, gdy na pozór w tej relacji jaką mam obecnie, jest stabilnie, dobrze i jestem szczęśliwa?

Tego nie umiem pojąć.
Nigdy nie umiałam.

Ot jak ptaki automatycznie wylatują z Polski do ciepłych krajów, łososie wracają na pierwotne targowiska, pająki bezwiednie tkają sieć, tak u mnie to całkowicie naturalne, że jeśli jakiś nowy, ciekawy obiekt męski pojawia się na horyzoncie, to go muszę mieć.

Bo kto jak nie ja?

I oczywiście musiałam się odezwać pierwsza, zaczynając całą znajomość.

Od słowa do słowa, od sms do sms, od zagadek do dwuznaczności nagle, niespodziewanie poczułam dziwną więź z osobą, którą jeszcze - co najlepsze - nigdy na żywo nie widziałam.
Za ową więzią - jakby to było zupełnie naturalne i wcale nie niepokojące - poczułam uśpione od ponad roku przysłowiowe motylki w brzuchu i dreszcze niepokoju...

A cały paradoks polega na tym, że on kompletnie nie ma pojęcia z kim wdał się w dyskusje.
Że tak naprawdę zna mnie, choć jako zupełnie inną osobę...
...bo okazało się, że mamy wspólnych znajomych.

Czuję się zgoła dziwnie i nie wiem co w tej sytuacji robić mam...

Wmawiam sobie i powtarzam, że ta chemia i prądy nie znaczą nic, że to tylko chwilowe, że muszę się uspokoić, zająć obecnym związkiem i wszystko mi przejdzie.

Ale - póki co - nie przechodzi...


sobota, 1 lipca 2017

A na imię było jej Śmierć…

Śmierć…
Nikt przed nią nie ucieknie.
Nikt jej nie stawi czoła.
Nikt jej pokonać nie może.
Nie znamy dnia ani godziny, kiedy przyjdzie po nas.
Czasem dzieje się to szybciej, czasem wolniej.
Wypadki drogowe, katastrofy lotnicze, udary, wylewy, nowotwory, czy wreszcie zwykła starość.
Czy tak naprawdę mamy 100% pewności, że przechodząc na zielonym świetle, nie zginiemy pod kołami jakiegoś pędzącego szaleńczo samochodu?
Albo pociąg, którym jedziemy na ważne zebranie, czy mamy gwarancję, że się nie wykolei za zakrętem?
Lub też czy wiemy na pewno, że te bolące stawy to zwykłe przeziębienie, a nie objawy np. choroby nowotworowej kości?
Każdy, kto się urodził – umrze.
Niby banał znany każdemu od zarania pokoleń, ale jednak… ciężko się do tej prawdy przyzwyczaić, gdy dotyka kogoś z naszych bliskich…
XXX
Dlatego też, gdy w tym tygodniu dowiedziałam się, że nasza Babcia od strony Taty nie żyje, początkowo nie mogłam w to uwierzyć…
Wydawało mi się, że to jakiś głupi kawał, niemądry psikus, że za chwilę usłyszymy dzwonek telefonu, a po drugiej stronie słuchawki lekko kpiący głos mówiący nam o tym, że truskawki na działce ładnie obrodziły, ale za to szpaki paskudy wszystkie czereśnie co do jednej zeżarły…
Zaraz jednak po tym jak o tym pomyślałam, smutna prawda dotarła do mnie jak kujące igiełki mrozu zimowego…
Babcia od ponad pół roku do nas już nie dzwoniła… i nie zadzwoni.
Na początku stycznia, gdy były takie silne mrozy, Babcia wracając z osiedlowego bazarku poślizgnęła się na lodzie, dostając ciężkiego udaru, który z silnej, i pełnej życia osoby, zrobił niezdarną do życia marionetkę…
Wszyscy myśleli, że to już wtedy na Babcię przyszedł kres…
Że to już pora na pożegnanie…
Ale wbrew wszystkiemu i wszystkim, Babcia nie poddała się.
Zacieknie walczyła o przełknięcie każdego łyku zupy, cierpliwie przyjmowała lekarstwa, żartując, że jeszcze nam wszystkim pokaże…
Tak bardzo chciała wrócić wrócić na wiosnę do swojego ogródka…
Tak bardzo chciała zostać z nami dłużej…
Tak bardzo chciała żyć…
Jej organizm miał jedna inne plany.
Marniał z dnia na dzień, tracąc siły do walki… aż wreszcie tego feralnego poniedziałku poddał się.
XXX
Dowiedzieliśmy się, że Babcia zmarła o 6 rano.
Pielęgniarka znalazła Ją leżącą w łóżku z uśmiechem na ustach i wypisanym spokojem na Jej zastygłej twarzy.
Bardzo chcę wierzyć, że umarła we śnie, niczego nie świadoma, że z jednej formy życia, przechodzi do drugiej.
Wiecznej.
Spokojnej.
Szczęśliwej.
Pozbawionej bólu i cierpienia.
XXX
Pisząc ten post płakałam jak bóbr.

sobota, 25 marca 2017

Czyny nie słowa

Nie uświadczysz ode mnie wyznań miłosnych.
Nie będę Ci mówić co pięć minut, że Cię kocham.
Nie będę wysyłać Ci buziaków w smsach, ani malować serduszek czerwoną szminką na lustrze w łazience.
Będę za to trwać wiernie przy Twoim boku.
Przytulać i trzymać za rękę, byś wiedział, że jestem obok.
Pocieszać, gdy będziesz smutny.
Uśmiechać się na Twój widok i płakać razem z Tobą.
Moja miłość będzie niczym tchnienie wiatru i promyk słońca.
Nie zobaczysz jej, ale poczujesz.
Miłość bowiem to nie słowa, ale gesty.
Nie sztuką jest mówienie.
To potrafi każdy.
Prawdziwe wyzwanie to czyny podług słowa wypowiedzianego…
Byli bowiem tacy co pięknie mówili i komplementy nieustające prawili.
Piękna, wyjątkowa, niepowtarzalna.
Byłam jasnością świata i słońcem w mroku…
Gdy jednak ów mrok życia nastał, piękne słowa w proch marny się rozwiały, zostawiając pustkę i żal.
A oni, przestraszyli się walki o przyszłość i wycofali się.
Zamilkli jak głazy, podkulili ogony i uciekli.
Jak myszy nornice do swych podziemnych norek.
Chemia miłosna przecież nie trwa wiecznie.
To tylko chwilowy efekt pobudzonych hormonów, zwanych potocznie motylkami w brzuchu.
A motyle, jak wiadomo, to owady nieuchwytne i ulotne, które szybko obumierają…
XXX
Dlatego też, nie trwoń niepotrzebne słów, których nie możesz pokryć czynem.
Bo rycerze księżniczki nie zdobywali poezją, ale smoka zabiciem.

czwartek, 26 stycznia 2017

Czym jest dla mnie miłość?

O miłości napisano i powiedziano wiele.
Poeci ją snuli, rycerze o nią walczyli, królowie zabijali.
Jak świat długi i szeroki każdy interpretuje i określa uczucie inaczej.
Dla jednych to szał ciał, pasja namiętności i nieustający ogień.
Dla niektórych to spokój, harmonia i stałość.
Jak ja zatem pojmuję miłość?
Dla mnie miłość to po prostu trwanie obok siebie.
Niczym drzewa rosnące nad strumieniem lub kamień tkwiący w glebie.
Na dobre i złe.
W rozmowie i w milczeniu.
Na zawsze.
Bez względu na to, czy ma się gorszy dzień, czy boli ząb, czy jest nawał pracy i obowiązków.
Miłość to wspólne rozwiązywanie problemów, podejmowanie decyzji i patrzenie w dal.
To rozumienie się bez słów, telepatyczne słyszenie własnych myśli, wzajemne dokańczanie dopiero co wypowiedzianych zdań.
To śmiech i płacz w zdrowiu i chorobie.
To delikatny dotyk w policzek, czułe pogłaskanie po głowie, pocałunek w otwartą dłoń, okrycie kołdrą w nocy.
Ja nie mówię, że kogoś kocham.
Ja mu to po prostu pokazuję.

piątek, 20 stycznia 2017

Czarne lub białe

Jestem człowiekiem z zasadami, których trzymam się od lat.
Takie swoiste założenia, wypracowane i sprawdzone w różnych sytuacjach życiowych, nawigują moje czyny i kroki, pomagając podejmować właściwe decyzje.
Są one niczym drogowskazy na polnej drożynie, określając jasno kierunek, w którym mam dążyć.
Lewo lub prawo.
Choćby nie wiem jak bardzo była skomplikowana sytuacja, czy problem do rozwiązania, dla mnie odpowiedź jest bowiem zawsze jedna.
Tak lub nie.
Nigdy nie istniały dla mnie rozwiązania poboczne.
Albo wóz albo przewóz.
Nie ma w moim słowniku zwrotu, że „być może”, albo „nie wiem”.
Że coś jest „szare” lub „nieokreślone”.
Coś jest, albo nie.
O czymś ma się pojęcie lub nie.
Proste, jasne i klarowne.
Jeśli więc kocham to całą sobą.
Jeśli nienawidzę to do szpiku kości.
Jeśli ktoś mnie zrani to na zawsze.
Tak jest lepiej, tak jest łatwiej, tak jest wygodniej.
Zasady są przecież od tego, by ich przestrzegać.
Nie ma więc wyjątków.
Wyjątek od zasad – wbrew znanemu przysłowiu – nie potwierdza reguły.
Wyjątek jest ewidentnym zaprzeczeniem i degradacją istniejącego ładu i harmonii.
A do tego nie można dopuścić.