środa, 29 listopada 2006

…brak asertywności nie popłaca…

A miało byc tak sympatycznie…
Miły polonez w towarzystwie pewnego rówieśnika z klasy matematycznej, jednak nie był mi przeznaczony…
Kolega okazał się byc wrednie zajęty, o czym dowiedziałam się wczoraj…od swojej przyjaciółki…
Nie będę przecież urządzała średniowecznych awantur, czy walki na słowa…
Tylko, trochę szkoda;/
Więc zostałam skazana na  działalnośc niepublicznego Biura Swatającego, założonego przez profesora od wf, którego zadaniem było skojarzenie par na ten wiekopomny taniec.
I co? Przekonana o braku lepszych kandydatów, zgodziłam się na pierwszą propozycję…
Zwykle nie osądzam ludzi po wyglądzie, jednak nowopoznany kolega, urodą szczupłego sportsmena i intelektem gentelmeńskim bynajmniej nie grzeszy;/
Czy każda, nieznajoma dziewczyna, jest dla niego per ‚lala’???
Wiem, jestem wredna, ale w tej sytuacji Babol miał chyba najlepsze rozwiązanie- po prostu, nie tańczy poloneza, z góry zakładając nieprzewidywalne okoliczności…
 
…zatem, nigdy więcej nie będę tak grzeczna i uległa jak stereotypowa  blondyneczka…

poniedziałek, 27 listopada 2006

…można odetchnąć…

Jeśli się moje niezawodne uszy nieomyliły, to zgodnie z najświeższymi wiadomościami, zdałabym maturę próbną ze wszystkiego:)
Może moje wyniki nie są aż tak zachwycające, ale ponad średni poziom się chyba wybiły- zwłaszcza jeśli chodzi o mały szczegół, że były na poziomie rozszerzonym-
(oprócz angielskiego równiez rozszerzonego…ale to dopiero początki nieodzownego poszerzania mej wiedzy obcojęzycznej na kursie, więc wszystko jest jeszcze mozliwe:)
Babolek niestety mie usłyszał osobiście tych radosnych wieści, gdyż znowu sie rozchorował…ale świadomośc tego, że wypadł najlepiej z całej klasy z biologi, uzyskując skromny wynik 93% z rozszerzenia nie powinna go bardziej zdołowac;p
Pomijając klasówkę z polskiego, dzisiejszy dzien można zaliczyc do udanych. Profesorka znając moje skłonności do pisania esejów, nieomieszkała wtrącic, by tym razem klasówki nie pisała na 6 stron…
Kolejna próba poloneza, wyjątkowo nieprzerywania złościwymi uwagami wf-menki, przyniosł nam satysfakcję z powodu tego, że nikt już nie pomylił kroku.
Ja natomiast, miałam bardzo poważny dylemat…wynikający z braku stałego partnera do poloneza…mianowicie, mogłam tańczyc z pewną, przydzieloną mi jakąś dziewczyną  lub mogłam ostatecznie nawiąc polonezowy kontakt z pewnym, nieznanym osobnikiem z równoległej klasy.
Odpowiedź mego dylematu nasuwa się sama;pp
W końcu nowych znajomości nigdy za wiele;pp
 
…angielskie słońce jak zaszło w zeszłym tygodniu, to dopiero zabłyśnie w obecny piątek…

piątek, 24 listopada 2006

…z polonezem w tle…

Harmonijnie wygrywane dźwięki na podpsutym, czarnym magnetofonie, ułożyły się w zwięzłą całośc. Nie ważne, że wokół tłum innych ludzi, pełno słów, śmiechu…
Częste uwagi pani B. o naszej małpiej gracji, bezczelnie ignorowane, nikną w nader słonecznej sali…
Melodia prowadzi…
I co z tego, że wszyscy maturzyści słyszą ją co roku? Kolejne pokolenia wkraczają na nutę starodawnej „melodus” na 100 dni przed licealnym sprawdzianem.
Symbol? Znak? Zwiastun czegoś, co nieuniknione…
Śmiechy milkną; powaga, szyk.
Już w równym szeregu 64 osoby, prowadzone są po raz pierwszy przez polonezowy zew.
Coraz to nowe figury, w akompamencie udzerzeń fortepianu, z towarzyszącymi talerazmi w tle. Rytmiczny krok; na 3 charakterystyczny „dyg”.
Kółko, obrót, prosta, tunel…
…i tak dalej, aż do osiągnięcia mistrzowskiej wprawy, podczas kolejnych prób.
 
…wszechobecny taniec…

poniedziałek, 20 listopada 2006

...:)...

Nie jestem typem nieśmiałej dziewczynki, która boi się zawierać jakichkolwiek nowych znajomości z przedstawicielami płci przeciwnej.
Nie stronię od rozmów,przekomarzania się, uśmiechów, tańczenia.
Lecz to, co napisze, może wydać się niejednemu dziwne.
W wieku 18 lat, 4 miesięcy i 10 dni, usłyszałam po raz pierwszy, poważny komplement, dotyczący mojej skromnej osoby.
Znudzona 3-dniową,maturalną rutyną i patrzeniem w niepokojąco podkrążone oczy, urozmaiciłam nie co swój wygląd, rozpuszczając włosy.
W takim oto image-u,udałam się na wyczekiwany, co tydzień kurs z angielskiego.
 Dziwnym trafem, moja fryzura wywołała pod koniec zajęć dziwną dyskusję, o różnych konkluzjach…
…jednak jedną uwagę zapamiętałam, razem z wzmocnionym biciem serca…

„Kasia zawsze bardzo ładnie wygląda…”
 
…a rozmawialiśmy zaledwie 17,5 godz., nie licząc rysunku kwiatka w mojej książce…

piątek, 17 listopada 2006

…ulga jako nieroztropny szczegół…

Po trzech dniach intensywnego myślenia, i wyczerpania umysłowego, mój mózg zmienił się w szarą,bezkształtną masę,…której trudno będzie powrócić do stanu poprzedniego.

Nic na razie nie wiem, ale mam świadomość, że na razie nadszedł czas 2-dniowego odpoczynku…

…którego miły akcent skończy się w poniedziałek, wraz z nadejściem klasówkowego tygodnia, z miłą dawką polskiego a potem matematyki na następny początek…

Matura? Jak sprawdzian, tylkoróżniący się tym, że oczekują od każdego sprytnego wtopienia się w kluczodpowiedzi, układany przez jakiś starszych osobników, z paroma tytułamidoktorskimi na koncie?

Jeszcze na dodatek nie wiadomo,czemu, wszystkim zdającym nakazano być w szkole i wiernie czekać na rozpoczęciejuż od godziny 7.30 rano…co z tego, że nauczyciele przyszli na godzinę 8.

Z polskiego, napisałam 6 stron w miarę czytelnych wywodów dotyczących obrazów wojny w kontekście dwóch utworów. Czujne oko pilnującej mnie pani B. od wf. nie wyczaiło towarzystwa małego pluszaka na moim stoliku, skąd nikąd zakazanego podczas pisania.

Angielski przedstawia się już nieco gorzej…Magnetofon miał dziwne zacięcia podczas listeningu, i nawet interwencja profesora od fizyki nie pomogła za wiele. A mówiący anonimowo osobnicy z nagrania? Nie chcąc obrażać ich niepowtarzalnego wieloletniego doświadczenia w mówieniu ojczystym językiem…pominę ten komentarz wiekopomnym milczeniem.

A dzisiejszy świat żyjątek, w połączeniu z genetycznymi zasadzkami po prostu mnie dobił. Bo niby skąd ja mam wiedzieć, kiedy skrobia się rozkłada sukcesywnie, a kiedy nie? I po co ziębom z Galapagos różnorodność dziobowa?
  

…angielski akcent po takim tygodniu, będzie jakąś pozytywną odmiana…

niedziela, 12 listopada 2006

…remedium życia…

Mała dziewczynka z wielkimi kucykami w brązowej tonacji, pucołowatą buzią, i apetytem na cały świat miała przed sobą długą drogę…
Czasem prowadziła ona przez konflikty, wstepowała na szczyt zadowolenia, szczęścia, a za zakrętem wychodziła na stroma niewiadomą kolejnego dnia…
Pokonała 3 niespełnione zauroczenia miłosne, 4 rozwalone fochami przyjaźnie, i zaskakujące przeniesienie sie na nową drogę do gimnazjum, w najmniej odpowiednim do tego czasie.
Na przestrzeni kolejnych 5 lat wygrała z 3 fazami nawrotów anoreksji i uwolniła się ostatecznie od powracającej fali wspomnień z przeszłości.
I tak szła powoli, aż przeznaczenie doprowadziło ją do Urzędu Miasta, gdzie po złożeniu deklaracji 07.07.2006, ostatecznie stała się Karią-soczewkową blondynką.
XXX
Czy 18 lat zobowiązuje do prawnej pełnoletności? Nie potrafię odpowiedziec na to pytanie, nawet teraz, stojąc przed skrzyżowaniem wszystkich dotychczasowych ścieżek.
 
…próbna matura w perspektywei tego tygodnia. Stres, strach, niepokój…Obawiam się, że nawet hektolitry napoju kakaowego nie pomogą za wiele…

piątek, 10 listopada 2006

...demokratycznie...

Zgodnie z odgórnym rozporządzeniem naszego jakże pomysłowego profesora od WOS-u, mieliśmy dzisiaj urządzic mimi-kampanie wyborcze. Sprawiedliwe losowanie apropo przydziałów i podziałów  która grupa ma za zadanie reprezentowac którą partię, odbyło się 2-tyg. wcześniej.
Mając niezwykle sprawnie sprężającą się na sam koniec grupę, przypadł nam zaszczyt reklamowania zasłużonej partii, obecnie panującego nam prezydenta…
Jako grzeczne dziewczynki, w uroczystych strojach, i książkami na ławkach, dośc udanie wypełniłyśmy nasze zamyślone wcześniej zadanie;pp. Babol, jako szanowna pani profesor w scence, przywdziała na nos wiellkie okulary mojej babci, których gwarancja szczerze mówiąc wygasła gdzieś w zamierzchłych latach 70…
Inteligenta dyskusja apropo programu politycznego, i wtrąceń wymyślnego poematu o aksjomaci partii, i zapewnień o polepszeniu jakości infrastruktury, oświaty, wizerunku społeczeństwa w świecie, trwała równo 5 minut. Czyli zmieściłyśmy się w ramach czasowych…;p
…i zasłużyłyśmy na 3 miejsce, zdobywając szacowną liczbę 4 głosów.
Pomijając wosowe przygotowywanie się do występu, zdąrzyłam napisac wczoraj kolejne miłe wypracowanie na maturę rozszerzoną, w ramach oczywiście treningu. Tym razem zajęło mi to jedyne 4 strony;pp
Tak odbiegając od wesołego nastroju…-humor mam apropo chemicznie zbity…i nie wiem, jak zdołam utworzyc speach na dzisiejszy angielski dodatkowy…
…o natchnienie, przyzywam Cię…
 
…patrząc na te słodkie psiaki, tęsknię za dawnym, wymachującym wesoło ogonem , futrzastym rozrabiaką rodzinnym, którego już niestety zabrał nam czas…

poniedziałek, 6 listopada 2006

…wrota przeszłości zamknięte na zawsze…

Koniec już…Czas z hukiem zamknął ostatnie strony życiowej powieści; wyblakły też napisane drobnym maczkiem papierowe myśli z M. w jako głównym bohaterem w tle…

Ten 2-letni rozdział dobiegł kresu…Karty pamięci starły się zupełnie i nie ma sensu sklejać je różnego typu specyfikami, z Kropelką na czele…

Cieszę się, że wygrałam…mimo niedomówień, snów jakoby proroczych, kurczliwej nadziei, która uleciała gdzieś daleko.

Z perspektywy czasu zbyt długo zwlekałam, by przestać gonić za cieniem minionych lat, skazanych i tak z góry na porażkę…

Przede mną nowy etap, mający nota bene swe korzenie w angielskim kursie. Jak na razie 12,5 godz. minęło zbyt szybko, lecz do końca przecież może wiele się jeszcze zdarzyć.

Napisał wczoraj, że nie chce się narzucać,…lecz czy prośba o numer gg i o to, bym napisała pierwsza do niego-jest natarczywością?

Piątek stał się dniem, na który czekam cały tydzień…czekam z ufnością i zarazem niespokojnym biciem serca,…które odzywa się już niepytane, za każdym razem, gdy miga angielskie słońce…

 

 
Codo mojego piątkowego postu….macie rację, każdy człowiek jest wyjątkowy, i nie warto stawiać na nich krzyżyk, tylko z tego powodu, że jest inni…inni niż wszyscy…

piątek, 3 listopada 2006

…odczarować Brzydkie Kaczątko…

Ma18 lat, rodziców lekarzy, wujka prawnika i własne stypendium.

 Nie uznaje komórek, Internetu, komputera. Toniepotrzebne wynalazki, które marnotrawią czas, potrzebny do pochłaniania całą sobąwiedzy…Ważność informacji jest zawarta jedynie w opasłych tomach kolejnych wydań:Światanauki” i encyklopedii z serii „Vademecum Lekarza”.

Korepetycje z 5 przedmiotów owocują wyraźnie na lekcjach. Zawsze gotowa, nauczona.Odpowiada nawet niepytana…

W perspektywie przyszłości widzi siebie jako chirurga z własną przychodnia i gabinetem. Matura to pestka, a na studiach bez problemu prawdopodobnie piąć siębędzie po kolejnych szczeblach w drodze do pracy doktorskiej.

Czarne oczy zza grubych szkieł patrzą nieufnie na nowe znajomości. Czarne, ulizane włosy, pozbawione towarzystwa odżywek i markowych szamponów; ubrana w stylu latz zamierzchłych.

Zzasady unika imprez, wypadów do kina, na meetingi integracyjne. Wycieczki klasowe nie są przyjazne. Przyprowadzana do liceum przez mamę, odprowadzana w asyście babci.

Brak nastoletniej radości, uśmiechu, humoru. Uważana za „dziwoląga”, kujona. W ciągu2,5 lat wspólnej nauki nie ma wciąż przyjaciół, tylko znajomych. Wiedza odgrodziła ja od „rozrywkowej części klasy”; wyalienowała ja. Lecz jej wszystko jedno.

Mimo tego, że kompletnie pozbawia się życia towarzyskiego, nigdy nie rozmawiała o czymś innym niż o bieżących lekcjach z przedstawicielami płci przeciwnej z klasy…to jednak troszkę jej zazdroszczę. Bo wie, kim chce być, co chce robić.Rozum dał jej perspektywy na teraźniejszość i przyszłość.
  
…szkoda tylko, że nie da się jej trochę odczarowac…bo przecież jestem przekonana, że w głębi duszy jest taką samą 18-latką, jak inni…