sobota, 5 kwietnia 2014

Jak zawsze…

Cóż.
Po raz kolejny się przekonałam, że wielkie zauroczenie miłosne i porywy ośrodka sercowego nie są dla mnie. Za szybko się zaangażuję, za bardzo sobie coś wyobrażę, za dziecinnie mamię samą siebie, że to coś będzie miało sens.
Kilka chwil, spojrzeń, uśmiechów interpretuję hiperbolicznie.,,
A potem przychodzi codzienność i rzeczywistość, i me ciche marzenia wraz z niewypowiedzianymi słowami i emocjami trafia szlak.
Jak w sumie u licha zawsze…
W sumie dziwne, że się do tego jeszcze nie przyzwyczaiłam i wciąż mam coraz już niklejszą nadzieję…
Że gdzieś tam ktoś jest równie porąbany emocjonalnie jak ja.