piątek, 18 lutego 2022

Ciążowe perypetie, cz. 3 widmo dawnych zaburzeń odżywiania

 

 Witajcie!
 
Dziś temat bardzo dla mnie trudny i niełatwy...
Zwłaszcza po tak długim czasie, odkąd po raz pierwszy ową kwestię poruszałam.
 
Nie wiem bowiem czy wiecie, ale kilkanaście lat temu miałam problemy z zaburzeniami odżywienia.
Nie owijając w bawełnę: cierpiałam na anoreksję: Klik!. Dzięki wsparciu rodziny udało mi się wygrać z chorobą i nawet, gdy później pojawiły się kilka razy nawroty tego paskudztwa, to szybko potrafiłam się z tego wyrwać, przez co - pozornie - wszystko wracało do normy.  
 
Tu celowo użyłam słowa "pozornie", bowiem tak naprawdę zawsze gdzieś z tyłu głowy, słyszałam kuszący mnie głos mojej przyjaciółki Any (potoczny skrót od anoreksji), mówiący mi, co ja najlepszego robię, że jestem znowu gruba i muszę ponownie się ogarnąć i schudnąć. 
 
Na całe szczęście moja psychika i samoświadomość były na tyle silne i pewne swoich wartości, że dobre kilka lat kompletnie się moją wagą nie przejmowałam. 
Jadłam to co lubię, wtedy kiedy jestem głodna.
 
Warto też zaznaczyć, że tak naprawdę nie wiedziałam, ile ważę. 
Po dawnych perypetiach jedzeniowych, waga została wyrzucona hen daleko, aby mnie już nigdy nie korciło kontrolowanie mojej masy ciała. 
Jedynie po rozmiarach noszonych przeze mnie ubrań wiedziałam, że cały czas utrzymuję swój wymiar sprzed lat i ciągle mieszczę się w S/36.

W międzyczasie zaczęłam przyjmować tabletki antykoncepcyjne, które na ok. 2 lata moje gabaryty sylwetkowe delikatnie zmieniły - przybyły mi wtedy tak na oko może ze trzy kilogramy - ale cały czas rozmiar 36 był dla mnie dobry. Wiedziałam jednak, że ta nadwyżka wagowa to efekt leków i sądziłam, że po odstawieniu tabletek wszystko wróci do normy. Niestety tak się nie stało, ów dodatkowy tłuszczyk zadomowił się u mnie na dobre i nie chciał odejść, ale o dziwo jakoś specjalnie mi to przeszkadzało.

Wszystko się natomiast zmieniło w momencie, gdy zaszłam w ciążę. Praktycznie z dnia na dzień zaczęłam czuć się spuchnięta, ociężała i taka jakaś pełna, mimo że kompletnie nie byłam głodna i dosłownie jadłam porcje wróbelka: Klik!.

Do tego zaczęły się regularne wizyty u lekarza, celem kontroli mojego stanu zdrowia i wagi... Ja wiem, że to normalna procedura i tak powinno być, ale postawcie się na moim miejscu, kiedy to po raz pierwszy od ponad 10 lat stajecie na wadze i Waszym oczom ukazuje się prawie 6 kg więcej, niż pamiętacie. Nie ukrywam, że to był największy cios dla mnie, gdy zamiast wagi 51 kg zobaczyłam jakieś kosmiczne 57 kg... które ciągle rośnie.

Ostatni pomiar wagowy z tego miesiąca pokazał 59 kg, która to liczba bardzo mnie zdołowała i długo nie potrafiłam pogodzić się z faktem, że już tyle ważę, a to dopiero początek ciążowego tycia... Jest mi bardzo ciężko z tego powodu, biję się codziennie z myślami, co mam dziś zjeść i w jakich ilościach, aby dostarczyć organizmowi potrzebne mikro i makroelementy, ale tak, aby tego nie było za dużo.

Gwoli jasności: nie głodzę się, nie ćwiczę, nie stosuję środków przeczyszczających. Staram się po prostu jakoś to wszystko na spokojnie poukładać w głowie, aby dawne naleciałości związane z manią odchudzania nie dopuścić do głosu... Mam bowiem świadomość, że teraz dbam nie tylko o siebie, ale i o malucha rosnącego w brzuchu.

Musiałam się komuś wyżalić z moich rozterek wewnętrznych.


czwartek, 3 lutego 2022

Zajście w ciążę a szczepienie na COVID-19

 Dziś czas na kolejny post z serii ciążowej.

 
Tym razem skupimy się na bardzo newralgicznej kwestii, jaką jest szczepienie kobiet - szczególnie tych starających się o dziecko - przeciwko COVID-19.
Czy to aby na pewno bezpieczne, czy uda mi się po tym zajść w ciążę, czy będę bezpłodna?
 
Powiem Wam, że jeszcze rok temu, gdy zaczęła się cała akcja ze szczepionkami poszczególnych grup wiekowych, sama sobie zadawałam powyższe pytania.

Z jednej strony wiedziałam, że szczepienie to najlepszy sposób zapewnienia sobie ochrony zdrowia i życia przed szalejącym dookoła wirusem, ale jednocześnie z tyłu głowy miałam obawy a co, jeśli po tym nie będę mogła zajść w ciążę?

Już wtedy staraliśmy się z mężem o dzidzię od kilku miesięcy - niestety nieskutecznie - także wszelkie wątpliwości i niejasności były dla nas szczególnie istotne.
Opinie znajomych i osób z Internetu, jak to zwykle bywa, były mocno podzielone. Jedni ewidentnie odradzali szczepienia się, bo będą komplikacje począwszy od nieaktywnych plemników u męża, poprzez wymarcie komórek jajowych u mnie, czy generalnie wady płodu, gdyby jakimś cudem owe zapłodnienie nastąpiło. Wtedy pamiętam przez te, jakby nie patrzeć, przerażające ostrzeżenia, sporo młodszych ode mnie koleżanek z mojej pracy zrezygnowało w ogóle ze szczepień.
 
Drudzy z kolei podchodzili do sprawy bardziej rozsądnie, mianowicie szczepić się trzeba, tylko może nie od razu pierwszą lepszą dawką medykamentu popularnej wtedy AstryZeneki, ale czymś mniej inwazyjnym typu Pfizer czy Moderna. Generalnie chodziło o to, że w przypadku tej pierwszej szczepionki (oraz jej podobnej, czyli Johnson & Johnson) wchodzący w skład nieaktywny wirus (adenowirus) był mało zbadany pod kątem ewentualnej szkodliwości/nieszkodliwości na płodność kobiecą. Pfizer i Moderna natomiast, zawierające zmodyfikowany fragment wirusa, miały już pierwsze zagraniczne testy i były tam z powodzeniem stosowane wśród kobiet ciężarnych.

Powyższą pozytywną opinię odnośnie Pfizera i Moderny potwierdziła mi również moja pani ginekolog, oraz zaprzyjaźniony lekarz położnik. Ich zdaniem, spokojnie powinnam poczekać na szczepienia mojej grupy wiekowej, a kiedy to nastąpi, poprosić o podanie Pfizera lub Modernę, ze względu na planowane zajście w ciążę.

Tak też więc uczyniłam. W maju ubiegłego roku przyjęłam pierwszą dawkę Moderny, następnie w czerwcu drugą. Miałam po szczepieniu delikatne skutki uboczne w postaci bólu ręki, czy ogólnego osłabienia połączonego ze stanem podgorączkowym, ale trwało to raptem kilka dni. W tym czasie miesiączkowałam regularnie i nie zauważyłam żadnych zaburzeń pod kątem samego cyklu czy jajeczkowania.

I teraz klucz programu, mianowicie jak to wszystko wpłynęło na starania o dzidzię?
Ano bardzo dobrze, bo mniej więcej trzy miesiące po zaszczepieniu drugą dawką specyfiku, udało mi się zajść w ciążę.
Naturalnie, bez inseminacji, bez zastrzyków, bez medykamentów.

Dodam, że dziecko rozwija się prawidłowo, ciąża przebiega swoim harmonijnym rytmem i wszystko jest w porządku. 

 Także drogie panie, jeśli jeszcze nie byłyście zdecydowane na zaszczepienie się, to zachęcam. Mnie szczepienie skutecznie ochroniło przed szalejącą w szkole pandemią, gdy to praktycznie jedno dziecko zarażało się od drugiego.