wtorek, 13 lipca 2010

8. „praca marzeń”

W perfumerii chciałam pracować od zawsze.
To było jedno z moich nastoletnich marzeń.
Pamiętam ilekroć wchodziłam do jakiegokolwiek sklepu drogeryjnego wpadałam w trans i zaczynałam namiętnie testować na swej osobie niezliczone ilości kremów, blyszczyków, tuszów do rzęs, cieni do powiek czy perfum.
Ciężkie życie miały ze mną sprzedawczynie takowej perfumerii, gdyż jak już weszłam to nie mogłam wyjść i na pytania o pomoc czy doradztwo reagowałam zawsze burknięciem.
Byłam w swoim żywiole, gdyż na punkcie kosmetyków mam i miałam bzika.
XXX
Nigdy jednakże nie przypuszczałabym że to marzenie się spełni.
Nie sięgałam w mych ambicjach aż tak wysoko jeśli chodzi o zatrudnienie wakacyjne.
Od kilku tygodni szukałam pracy obojętnie jakiej.
Już zrezygnowana chciałam się poddać i pozostać w statusie osoby „bezrobotnej wakacyjnie” gdy wtem stał się cud. Dzięki niespodziewanej interwencji Tymczasowej Agencji Pracy (którą również odwiedziłam), dostałam telefon że jedna z perfumerii mego miasta potrzebuje kogoś takiego jak ja, jako pomocy w sklepie. Z bliższych szczegółów wynikało dalej że jedna z tamtejszych pracownic wylądowała w szpitalu i miejsce po niej zostało puste.
Na miesiąc.
Nie wierzyłam własnym uszom.
Ja i perfumeria!!!
Jak na skrzydłach leciałam na rozmowę z szefową… i oczarowawszy ją (jak się dobrze domyślacie) zostałam przyjęta.
XXX
I tak oto od prawie tygodnia pracuje w perfumerii jako panna do pomocy.
Moja pomoc ogranicza się do pięknego uśmiechu, wyginania od czasu do czasu bioderkami i zalotnego chodu, aby tymi kobiecymi sztuczkami zachęcać miłych klientów do kupna najdroższych rzeczy.
Cóż, mimo wszystko nie tak wyobrażałam sobie ową pracę marzeń.
Byłam przekonana że mam doradzać ludziom, a nie tylko ich przyciągać do kupna.
Na moje delikatne zastrzeżenia co do roli przeze mnie wykonywanej, szefowa stwierdziła że od handlu są konsultantki a od promocji i przyciągania ja.
Dziwne.
To zabrzmiało tak jakby inne panny sklepowe, będące przecie kobietami, nie potrafiły nikogo zachęcić do kupna, tylko aż potrzebowały do tego mnie.
XXX
Zatem wabię ludzi, nęcę i wodzę na pokuszenie kupna.
I powiem wam że nawet mi się to podoba.
Podobałoby mi się jeszcze bardziej gdyby nie okropna atmosfera w sklepie.
Panny sklepowe zainteresowane są głównie plotkami na różne życiowe tematy typu „ach jakie sobie tipsy piękne zrobiłam wczoraj!”. W owych bogatych konwersacjach towarzyszy im ochroniarz ( jakieś 160 w kapeluszu), którego ulubioną rozrywką jest mówienie słowa na k* i h*.
Atmosfera jest okropnie sztuczna, dziewczyny niby są miłe dla mnie, ale wiem że nie podoba im się iż zabieram im klientów, co się skusili na moje wdzięki. Szkoda tylko że nie mogą zrozumieć że mi się sprzedaż nie liczy do pensji, a to co sprzedam trafia i tak na konto kierowniczki.
XXX
Poruszę jeszcze kwestię pensji.
Liczyłam że zarobię ok 1300 zł.
Przeliczyłam się.
Za niepełny wymiar godz. i pracę nieregularną otrzymam jakieś 700 zł.
Cóż dobre i to.
XXX
Jak widzicie marzenia owszem się spełniają.
Ale ich tor realizacji różni się nieco od naszego „widzimisię”.
  
Nie odwiedzam was bo czasu brak.
Zrozumcie.

sobota, 3 lipca 2010

7. pani licencjat

Witajcie po przerwie!
Spieszę was powiadomić o nowinie wspaniałej.
Mianowice ukończyłam chwalebnie trzyletni okres studiowania FP, i obroniwszy pracę dyplomową uzyskałam tytuł licencjata.
Ciekawi mnie tylko jak się teraz do mnie zwracać powinno?
Pani licencjat?
Pani licencjatka?
Czy po prostu pani lic.?
Cóż uzgodnijcie to między sobą już.
XXX
Co do samej obrony mogę powiedzieć tylko tyle że była bardzo przyjemna.
Podyskutowałam sobie z szanownym „jury” na tematy niekoniecznie związane z tematem mojej pracy. Ba, zagadałam nawet całą komisję o trudnym dzieciństwie Mickiewicza, i usłyszałam zaraz po tym miły komplement iż naprawdę „czuję swój temat”.
Wyszłam z egzaminu dyplomowego z wielkim uśmiechem i satysfakcją.
XXX
Jeśli chodzi natomiast o pracę wakacyjną to nadal nic.
Szukam…