sobota, 8 listopada 2014

Potyczek drogowych ciąg dalszy…

I nie zdałam tego głupiego egzaminu szosowego. Oblałam nie raz, ale już dwa razy…
Pierwszy raz przez stres i 10 cm wystającego nieprawidłowo boku auta zza linii w tzw. rękawie, drugi raz – przez wariata drogowego, co mi drogę zajechał.
Myślałam, że to już będzie za mną, że się uporam z tym jak najszybciej i będę miała z głowy.
No i dupa i nie się nie udało…
Muszę czekać na kolejny termin.
Wydać następne pieniądze.
Co za paranoja w tym kraju się dzieje, to zakrawa o pomstę do nieba.
Żeby młody człowiek, po studiach, wypruwając żyły i harując za najniższą krajową, musiał jeszcze wydawać grube tysiące na papierek plastikowy, pozwalający na prowadzenie auta i to jeszcze z ograniczonym terminem ważności.
Niby że względy bezpieczeństwa, że badania, że sranie w banię.
Co z tych ostrożności, skoro jak byli pijacy i wariaci drogowi tak będą?
Czemu nie ma po prostu kar surowszych i mandatów większych, tak jak jest w USA?
Piłeś, przekroczyłeś prędkość, miałeś stłuczkę – płacisz np. 10000 zł i tyle.
Masz nauczkę i więcej nie wsiądziesz za kółko po %.
A w Polsce?
Piłeś, dasz łapówkę 50 zł, jesteś posłem/senatorem/artystą masz immunitet, znajomości.
I jeździsz dalej zadowolony łamiąc przepisy drogowe, i wymyślając paradoksalnie nowe ustawy o zmianach w ruchu drogowym.
ZGROZO!