niedziela, 12 czerwca 2016

Anoreksja – refleksje po 10 latach od choroby

Gdy byłam w wieku mniej więcej 14 lat, zapadłam na anoreksję.
Wszystko zaczęło się książkowo – ot młode dziewczę, trochę przy kości, wyśmiewane z powodu powolności i nieudolności postanawia być fit.
Przechodzi na dietę, mniej je, dużo ćwiczy, biega.
Kilogramy idą w dół, dziewczę wygląda coraz lepiej i zgrabniej, ale jest mu ciągle mało.
Dochodzą głodówki, tabletki na przeczyszczenie, wyrzucanie jedzenia do kosza na śmieci/toalety.
Waga, dieta, jedzenie…
Wszystko łączy się w błędne koło, uniemożliwiające swobodne myślenie i egzystowanie.
Zaniepokojeni rodzice biorą dziewczę do lekarza, gdzie diagnoza jest oczywista.
Anoreksja, paranoja antyjedzeniowa, jadłowstręt.
Dziewczę ma do wyboru – ale wyschnie na wiór i odleci w siną dal jako proch, albo się ogarnie i weźmie za siebie.
Po ciężkiej walce z samą sobą wola życia i walki zwycięża.
Mija kilka, kilkanaście lat.
Choroba minęła, ale nie wygasa.
Co zostało mi z dawnych, głodowych czasów?
- wstręt do wagi/ważenia się. Nie mogę mieć w mieszkaniu sprzętu do pomiary masy ciała. W sklepach również przechodzę z dala od półek ze zdrowym stylem życia. Bo samo wspomnienie nałogowego ważenia boli,
- awersja do rozmów, pogawędek o odchudzaniu typu: „Kowalska się odchudza, Nowak się odchudza. A Ty , czemu nie gadasz z nami o dietach?” No szlak wtedy trafia na takie pogaduszki. Jak bym im wypaliła, że wszystkie diety świata tego miałam w jednym palcu i znałam na pamięć tabele kaloryczne, to by zaraz jedna z drugą zamknęła,
- słaby wzrok i arytmia serca. Nie dziwota, że od głodówek wszystko się psuje i rozpada. Jak miałam dobry wzrok w gimnazjum, tak potem się był zepsuł. Teraz mam -4,5 i to wcale nie jest przyjemne… Puls mam również nierówny, serce bije niewymiarowo. Ot uroki odchudzania,
- lęk przed powrotem choroby. To jest chyba najgorsze… Gdy mam doła, gdy mam kiepski humor – zjem sobie batonika, czekoladkę… A potem mam wyrzuty sumienia, że mi tyłek rośnie i znowu będę gruba jak dawniej.
- uraz do komentowania mojego wyglądu/sylwetki. „O Kario, schudłaś? Przytyłaś? Lepiej wyglądasz?” Uwierzcie mi, nie ma nic gorszego niż gadka do byłej anorektyczki, że przytyła. Bo zawsze gdzieś w takiej anorektyczce, drzemie budzik ostrzegawczy, który może się obudzić pod wpływem takich słów…
Tak więc liczcie się ze słowami.
Niewinna czasem dyskusja/aluzja osobie przy kości może zmienić całe jej życie.
Tak jak to się stało w moim przypadku.
- Jaka ta Karia gruba – ktoś kiedyś rzekł.
-Gruba? Nigdy więcej! – powiedziałam sobie gdy miałam lat 14… i zachorowałam na anoreksję.