wtorek, 30 sierpnia 2016

Po co nam szkoła?

Większość młodych osób, zapytanych o to, co ich denerwuje najbardziej i sen z oczu spędza co rano, odpowiedziałoby pewnie, że szkoła.
I to nie chodzi o budynek sam w sobie – choć niektóre placówki edukacyjne czasy świetności przeżywały w latach PRL i teraz wyglądem przypominają bardziej stacje nicości niż kolebki edukacyjne – ale o sam fakt przychodzenia do niego.
Bo po co taki młody człowiek, pełen życia i pomysłów na siebie, ma wstawać bladym świtem dzień w dzień i z torbą pełną książek pędzić do tej szkoły?
Na co mu te sprawdziany, prace domowe, ćwiczenia i zaliczenia?
Czemu musi siedzieć w klasie bez ruchu, cicho i grzecznie i słuchać jak mówią do niego jacyś ludzie i coś jeszcze od niego wymagają?
Czy nie lepiej byłoby ten czas przeznaczyć na coś innego, np. gry komputerowe, czy zabawę z rówieśnikami?
Ano podobne pytania pojawiają się od zarania dziejów i pojawiać się będą dalej.
I tak naprawdę, odpowiedź na nie, poznajemy dopiero, jak dorośniemy.
Gdy po skończonej edukacji staniemy oko w oko i nos w nos z wyborem naszej drogi życiowej, z wyborem studiów, szkoleń, pracy.
Gdy wiedza teoretyczna i praktyczna, zdobyta podczas liceum, studiów, technikum, będzie weryfikowana po prostu w naszym codziennym życiu.
W pracy, w domu.
I wtedy to, gdy po latach, nasze własne dziecko, idące do pierwszej klasy, zapyta się nas z żałością w głosie, po co mu ta głupia szkoła, będziemy w stanie mu odpowiedź.
Że uczymy się nie dla ocen, nie dla rodziców, nie dla społeczeństwa.
Uczymy się tak naprawdę dla samych siebie, po to, by dobrze zdać maturę, iść do technikum/na studia, i mieć w przyszłości dobrą pracę, która pozwoli nam na utrzymanie własnej rodziny.
A Tobie po co jest potrzebna szkoła?

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Typy urlopowe, czyli jak najczęściej spędzamy wakacje

Sezon urlopowy powoli dobiega końca.
Ostatni szczęśliwcy jadą, lub właśnie z urlopu wracają.
Czas zatem na podsumę najchętniej wybieranych opcji odpoczynku.
Typ pierwszy – wakacje all inclusive
To opcja idealna dla osób na co dzień zajętych i przytłoczonych codziennymi obowiązkami w pracy, którzy w czasie wakacji pragną jedynie spokoju i tzw. nicnierobienia. Na szczęście całą stroną organizacyjną naszego słodkiego urlopowego czasu zajmują się w tym wypadku biura podróży. Naszym zadaniem jest jedynie wybranie terminu, kierunku wyprawy oraz – oczywiście – pokrycie kosztów. To wszystko jednak wydaje się niczym w porównaniu z atrakcjami samego wypoczynku all inclusive. Możemy jeść i pić co tylko dusza zapragnie, leżąc na plaży 24 godziny na dobę z zamkniętymi oczami. Dodatki typu: leżak, krem z filtrem, parasol i drink z palemką zapewnione przez organizatorów wycieczki jako tzw. zestaw startowy. Opcja niekoniecznie polecana dla osób dbających o linię – przytycie kilku kilogramów gwarantowane – i nie lubiących rutyny – spacerek na plażę i do hotelu raczej mało ambitny jest.
Typ drugi – wakacje na działce
Własny kawałek ziemi gdzieś za miastem. Skromnie, swojsko, bez przepychu. Ot kilkaset metrów kwadratowych ziemi ogrodzonych siatką. Do tego trawka, drzewka owocowe i mały, drewniany domek. Cisza – jeśli sąsiedzi są kulturalni – spokój – jeśli sąsiedzi nie robią awantur – i świeże powietrze – jeśli sąsiedzi nie palą śmieci. Różnorodność rozrywek i atrakcji: spacery po lesie, wycieczka do sklepu, wyprawa na grzyby, polowanie na komary i muchy. Opcja w sam raz dla osób lubiących obcowanie z naturą, którym nie potrzeba wiele do szczęścia.
Typ trzeci – wakacje impreza
Od rana do wieczora huk muzyki i brzdęk kielichów wypełnionych po brzegi tanimi trunkami. Ból nóg, ból głowy, ból generalnie wszystkiego. I tak co dzień o poranku. Jedzenie mało bogate w substancje odżywcze, napoje niezbyt dobrze wpływające na prawidłowe funkcjonowanie trzustki i wątroby. Możliwość przenosin z jednego miejsca imprezowania do drugiego. Opcja dobra dla osób młodych, szczególnie studentów, którzy muszą się wyszaleć przed nadejściem kolejnego roku ciężkiej nauki.
Typ czwarty – wakacje ekstremalne
Skok na bungee, wyścig z tygrysami, lot spadochronem, polowanie w dżungli na dzikie zombie. Luksusowo, niekonwencjonalnie, niesztampowo. Konieczność posiadania mocnych nerwów i solidnej porcji wykupionego ubezpieczenia na życie. Opcja raczej dla osób majętnych, którzy żyją chwilą i lubią tzw. egzystowanie na krawędzi.
A Wy jakieś typy byście jeszcze dodali do listy?

sobota, 6 sierpnia 2016

Refleksje z okazji 10 rocznicy blogowania

10 czerwca 2016 roku minęło 10 lat od momentu założenia tej strony.
3650 dni, 87600 godzin, 5256000 minut i 315360000 sekund.
Tyle czasu istnieję już w sieci jako Karia18.
I nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej.
Ten blog ukształtował mnie i moją osobowość, sprawił, że uwierzyłam w siłę słowa, w moc sprawczą jaką mam jako autor.
Ten blog otworzył przede mną nowe możliwości, sprawił, że zaczęłam sięgać po więcej, że otworzyłam się na nowe.
Wręcz na lepszą wersją samej siebie.
Moja osobowość i dusza blogerska rosły z każdą kolejną notką i historią opisaną na tym blogu.
Dojrzewały we mnie, kumulowały się, po czym – same z siebie – zostawały przelewane na wirtualne kartki papieru.
To tu właśnie zostawiłam część siebie, tu ukruszyłam każdą z cząstek własnego życia.
Radość, śmiech, miłość, żal, smutek, rozpacz, niepewność, strach.
Tu, na łamach tej strony leczyłam pisaniem złamane nastoletnie serce.
Tu cieszyłam się ze zdanej matury, pomyślnego dostania się na studia.
Tu oblewałam obronę prac dyplomowych czy zdany egzamin na prawo jazdy.
Ten blog wysysał ze mnie różne emocje i te dobre i te złe, sprawiając, że – niejako – dzieląc się nimi, z obcymi ludźmi z całego prawie świata, było mi lepiej, było mi lżej.
Ot – ekshibicjonizm, ktoś powie.
Ot żałość wylewać tak swe smutki do sieci, miast do przyjaciół zwierzać się z tego, co boli.
Może i tak, ale – paradoksalnie – łatwiej płakać do obcego, niż do bliskiego człowieka.
Wy, Czytelnicy, na początku nieznani całkiem, w miarę upływu czasu, staliście się dla mnie jak jedna Wielka, Blogowa Rodzina.
Dobre słowo, ciepły komentarz, uśmiech emotikonowy…
Niby nic, ale dla Autora to bardzo wiele znaczyło.
Po tych wszystkich latach czasem się zastanawiam co tam z Wami się dzieje.
Z biegiem czasu wiele znanych mi przez lata blogów nagle wygasło śmiercią naturalną lub zostało usuniętych.
Pytam się co z Wami, co z Moą, Ametką, Tomkiem, Beringo, Sadosią, Pawłem, Promykiem…
Wiem, że gdzieś tam jesteście i życzę Wam, żebyście powrócili ponownie do blogowego świata.
Bo bycie blogerem nie ma daty ważności, jak bilet okresowy, na miesiąc czy dwa.
Blogerem się jest już na zawsze, do końca życia.
To pasja, która nie znika, to tchnienie tworzenia.
Mój ukochany autor Widnokręgu Kamienia na Kamieniu, W. Myśliwski, pisał:
„Słowa same poprowadzą. Słowa wszystko na wierzch wywleką. Słowa i z najgłębszej głębi wydrą, co gdzieś boli i skowycze. Słowa krwi upuszczą i od razu lżej się robi (…). Bo słowa to wielka łaska. Cóż ma człowiek tak naprawdę więcej prócz słów dane? I tak nas wszystkich czeka kiedyś wieczne milczenie, to się jeszcze namilczymy. Może przyjdzie nam ściany z bólu drapać za najmniejszym słowem. I każdego słowa niewypowiedzianego na tym świecie do siebie będziemy jak grzechów żałować (…). A ileż takich słów niewypowiedzianych zostaje w każdym człowieku i umiera razem z nim i gnije z nim, i ani mu potem w cierpieniu nie służy ani w pamięci. To po co jeszcze sami sobie zadajemy milczenie?”
Bloger zatem, który nie pisze i słowa dusi w sobie, marnieje, jest niepełny.
Korzystajmy zatem z mocy słowa, jaką w sobie posiadamy.
Bądźmy dumni z tego, że blogujemy.
Pamiętajmy o tym zwłaszcza 31.08.2016, w Dniu Blogera, w Święto Bloga.
Blog nam daje wiarę, że nasza historia nie zniknie, nie zbladnie jak papier wśród setek innych podobnych.
Bo słowo zapisane, słowo opublikowane, będzie żyło wiecznie.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Twoja mamusia to zdzira, czyli o pewnej kochającej się rodzince…

Nie jestem z natury wścibska.
Nie podsłuchuję bowiem nikogo specjalnie.
Nie posiadam też jakiegoś super wzmacniacza dźwięku czy telepatycznego czytnika myśli, aby słuchać najnowszych ploteczek dookoła.
To ludzie sami, poprzez swoje głośne zachowanie, opowiadają mimochodem historie, jakie raczej woleliby zachować dla siebie.
Ot przykład z dnia dzisiejszego. Jak co rano idę sobie jedną z głównych ulic mego miasta w kierunku pracy. Relaksuję się jak mogę tym moim małym spacerkiem przed rozpoczęciem korporacyjnych obowiązków. Warunki zewnętrze sprzyjają miłej przechadzce: przyjemna pogoda, lekki wietrzyk, słoneczko, i cichy szum rozmów mijających mnie ludzi.
Ten idyliczny iście moment zakłóca nagle dwoje donośnych głosów w tle.
Jaki krzyk, jakiś płacz, jakaś kłótnia.
Słowa: zdzira, dziwka, puszczalska, padają jedno za drugim…
Dyskretnie przerywam swoją wędrówkę i zerkam mimochodem za siebie.
W moim kierunku podąża bardzo szybko, biegiem wręcz, pewna gestykulująca zawzięcie i krzycząca na siebie para z dzieckiem.
Kobieta (farbowane blond włosy niepierwszej świeżości, różowe dresy, długie paznokcie i mocny makijaż) i mężczyzna (dres wyjściowy, włosy na żel, kolczyki na twarzy, tatuaże), na oko w okolicach 20 roku życia, przekrzykują jedno drugiego, popychając siebie – i innych ludzi przy okazji – i przepychając się po całej szerokości ulicy.
Ich córka (blondyneczka z loczkami, z jakieś 4 latka, różowa sukieneczka, słodka minka) ciągnięta za rękę przez ojca, najwyraźniej nie nadąża za rodzicami. Małe nóżki nie dorównują wielkim krokom dorosłym…
Ojciec dziecka, widząc, że córka ociąga się, przerywa bujną konwersacje z jej matką, zwracając się do dziecka słowami:
– Zasuwaj skarbie szybciej, bo nie chcesz chyba, żeby Twoja mamusia zdzira poleciała się zaraz poskarżyć swemu kochankowi alfonsowi, jak to jej smutno i ciężko, bo Twój tatuś nie umie dziecka wychować…
Na to jakże dobitne oskarżenie mama dziewczyna splunęła pod nosem, po czym odparła:
- Goń się ćwoku, on ma przynajmniej jaja i pieniądze.
W tym oto momencie przełomowym, owa wesoła rodzina minęła mnie na ulicy i poleciała dalej w swoją stronę, kontynuując burzliwą rozmowę w podobnym, krzykliwym klimacie jak wcześniej.
Nie wiem zatem jak ich historia potoczy się dalej.
Czy zdradzany mężczyzna zostawi kobietę?
Czy rozrywkowa kobieta odejdzie z kochankiem?
Czy mimo wszystko zostaną ze sobą, by wzajemnie oskarżać się dopóki starczy im sił?
Jedno natomiast mogę stwierdzić na pewno: ich dziecko nie będzie miało szczęśliwego dzieciństwa…