wtorek, 30 grudnia 2008

…rodzice zawsze mają rację?…

Po paru miesiącach spotykania się z absztyfikantem oko w oko prawie sam na sam,  przyszła pora aby poznał moich rodziców.
Dziwnie że podszedł bardzo entuzjastycznie do tego pomysłu, mimo że uprzedziłam go że może być ciężko.
No i było.
Rozmowa do najbystrzejszych nie należała. No i do najpłynniejszych też nie…
Dziadkowie, rodzice, brat.
Starcie 10 stopnia…
Wprawdzie dzięki błyskotliwym uwagom dziadka jakoś się wszystko rozkręciło później ale to się czuło wyraźnie trzecim okiem że nie jest to coś prawdziwego, spontanicznego.
Sam absztyfikant też ten fakt doznać musiał, gdyż widok jego drżących rąk pod stołem i nerwowe tupanie butem w podłogę było jednoznacznym objawem zestresowania.
Jakoś jednak te półtorej godziny wytrzymało się wspólnej konwersacji i konsumpcji.
Potem chwilę posiedzieliśmy kulturalnie u mnie rozmawiając na tematy błahe, pod czujnym uchem reszty domowników gdyż drzwi zostawiliśmy nie zamknięte.
Myślałam że ogólne wrażenie tego zapoznania było dobre.
Myliłam się…
Rodzicom się absztyfikant nie spodobał.
Zrobili mi długi wykład że jego uroda wyraźnie różni się od mojej.
Że jest za niski, małomówny i dziwny.
A i że takim jak on się nie wierzy.
Że za bardzo się angażuję i mu nadskakuję…
Ostatnia uwaga brzmiała mniej więcej tak:
„Powinnaś znaleźć sobie kogoś ładniejszego, wyższego, najlepiej bruneta  „
XXX
 
…Mają rację?
Rodziców się zawsze powinno słuchać?…

niedziela, 28 grudnia 2008

…zostać Bloggerem Roku…

To już będzie trzeci raz, kiedy biorę udział w konkursie onetowskim na Bloga Roku.
Nie ukrywam że zawsze bardzo chciałabym dostać to złote pióro i mieć satysfakcję że jestem genialna w tym tworzeniu…
Chciałabym aby inny docenili moje radosne pisanie.
Chciałabym aby te trzy lata spędzone tutaj z wami były wynagrodzone może czym więcej niż tylko kolejnymi „komciami”, którymi oczywiście też nie pogardzam.
Ale to tylko moje marzenia.
Takie same jak innych 900 osób co się zgłosiły również do kategorii konkursowej w której biorę udział.
Czy jednak mimo wszystko liczę skrycie na wygraną?
Powiem wam że minimalnie.
Dlaczego?
A dlatego że od zeszłego roku Szanowny Onet zmienił zasady głosowania.
Teraz oddaje się proste i szybkie smsy.
Wysyłasz raz i gotowe…
XXX
Tylko niestety to już nie jest darmowe głosowanie…
Jeden sms kosztuje około 3 złotych.
Jednak ile tych głosów trzeba do wygranej?
Oj bardzo dużo…
Nie wystarczy duża zatem ilość pieniędzy na karcie telefonicznej.
Nie wystarczy duża ilość komentarzy czy statystyki na blogu.
Tu potrzeba w zawartości bloga czegoś ekstra.
Czegoś co porusza tłumy do głosowania, co pobudza w blogowiczach manię popierania danego bloga.
Historia chorego dziecka?
Listy miłosne do kogoś kto nie żyje?
Opisy miłości homoseksualnej?
Takie coś ma szansę przebicia.
A ja?
Czy moje opisy studenckiego życia i abszytikanckich humorów są wystarczająco porywające?
XXX
Patrząc obiektywnie na to co tu piszę mogę stwierdzić tylko że takich jak ja są tysiące.
Miliony potencjalnych marzących o wygranej młodych  i trochę starszych blogerów.
Tu potrzeba chyba rzeczywiście cudu w głosowaniu.
 
…a podobno cuda się zdarzają?
Cóż nie zaszkodzi przekonać się przecież …
A jeśli nie wygram pozostaje zawsze spróbować…
Za rok.
Do skutku…
Dopisek z dnia 28.grudnia b.r.
Ten sms do głosowania w konkursie Onetowskim, jak oświeciła mnie Anowi, kosztuje jednak nie około 3 złote ale dwa złote, a dokładnie 1,22 bodajże.
Nie mniej jednak to i tak mnóstwo pieniędzy jeśli liczyć w tysiącach głosów.
Wiem że zaniedbuje linki.
Nie martwcie się, kiedyś je tam uzupełnię.

sobota, 27 grudnia 2008

…wielki powrót Karii…

Już wszystko ok. ze sprzętem zwanym komputerem.
Mogę niniejszym zatem ogłosić z trumfem wielki powrót Karii.
Tęskniłam okropnie.
W przerwie między czytaniem jednego artykułu a drugiego myślałam Kochani o was.
I się strasznie złościłam że nie mogę nic tworzyć .
Trzy tygodnie to kawał czasu…
Ale nie wracając do przeszłości, mówię z perspektywy teraźniejszej że tak szybko się mnie nie pozbędziecie.
XXX
Wesołych świąt tak na spóźnionym marginesie.
  
…witaj elektroniko z powrotem… !

poniedziałek, 22 grudnia 2008

…przymusowa przerwa…

Kochani żyję.
Tylko nie mogę pisać ze względu na brak sprzętu.
Jak tylko się naprawi znów do was wrócę.
trzymajcie się jak i ja się trzymam

środa, 10 grudnia 2008

…to nie tak…?

„Karia uspokój się!”
Nie mogę…
„Karia nie wariuj!”
Za późno już mi odbija…
„Karia a absztyfikant to co?
Pryszcz? „
XXX
Ale on nie ma takiego samego spojrzenia, jak Ten Ktoś, co jak rzuci przelotnie wzrokiem to dostaję wypieków…
Ale on nie pachnie tak samo jak Ten Ktoś, którego ten dziwny zapach perfum, ni to z jakąś domieszką żywiołu ziemi czy też może powietrza, ciągnie się za mną cały dzień…
Ale on nie jest osobą z tą samą nutką tajemniczości, która każe mi głowić się parę razy na dzień jaki Ten Ktoś jest naprawdę , w tym swoim właściwym wnętrzu na co dzień, którego nie okazuje spontanicznie jak niektórzy…
 
…Karia ma problem, wielki problem.
Ale poza tym że wariuje emocjonalnie to jest wszystko ok…
Chyba.

niedziela, 7 grudnia 2008

…jak się student zabiera do nauki…

We wtorek czeka mnie straszne kolokwium.
Ba, straszne.
Wręcz okropne.
Od ponad tygodnia się zabieram do nauki ale jakoś mi to idzie umiarkowanie.
A to oczy mnie zaczynają boleć po powtarzaniu tej samej definicji prawa otwartej sylaby, albo mózg przestaje współpracować kiedy słyszy hasło przegłos prasłowiański.
XXX
Dziś jednak, zmobilizowałam wszystkie siły i tylko co się obudziłam wzięłam do ręki książkę z lekturą o języku Słowiań.
Wytrzymałam nad nią 15 minut, gdyż ni z tego niż owego poczułam nagły zew do zrobienia porządków w torbach, w których trzymam pozostałości z notatek licealnych i gimnazjalnych.
Z wielką werwą wywaliłam cała zawartość toreb na podłogę i zaczęło się.
Tu jakieś zadania z matematyki pomazane zielonym markerem i przekreślone po 10 razy nie wiadomo czemu.
Do kosza z nimi!
Tam notatki o biologii i układzie rozrodczym ssaków, wraz z rysunkami pomocniczymi
Też do kosza!
Gdzieniegdzie z kolei fragmenty rozmów z koleżankami na lekcji, typu:
„Ale mi się nudzi. Mi też”
Wywalić?
E, niech zostaną na pamiątkę.
W nawale tego porządkowania natknęłam się się także na kserówki z angielskiego kursy maturalnego.
A na nich szlaczki i bazgroły poczynione pewną ręką…
Dawna złość ożyła znowu i bez żadnych już sentymentów podarłam wszystko na drobne kawałeczki.
No od razu lepiej.
XXX
Po względnym czasie jednej godziny gdy uporałam się z pierwszą torbą, naszły mnie nagłe wyrzuty sumienia.
Kurczę przecież miałam się uczyć!
XXX
Skwapliwie wróciłam znów do tej wielce ciekawej książki, ale w myślach tak jakoś samoistnie powstała kolejna nieposkromiona ochota do działania…
…mianowicie pójście na zakupy.
 
…ale sumienie studenckie okazało się górą i stanowczo pohamowało mój kolejny zapęd…
Ciekawe na jak długo

środa, 3 grudnia 2008

…porozmawiajmy o przyjaźni…

W swoim 20-letnim życiu miałam kilka przyjaciółek.
Takich prawdziwych od serca.
Z pierwszą zapoznałam się w przedszkolu, wspólnie czekając na rozpoczęcie zajęć z gimnastyki korekcyjnej, z drugą nawiązałam znajomość w podstawówce, z trzecią w gimnazjum, czwartą męczyłam w  liceum, a z piątą osobą konwersowałam intensywnie na studiach.
Do każdej się bardzo przywiązywałam, traktując obcą nota bene osobę jak siostrę.
Wspólne sekrety, powierzane zwierzenia, zmartwienia. Kłopoty i troski razem rozwiązywane.
Tylko jak to w życiu bywa zwykle prawdziwa przyjaźń nie trwa wiecznie. A ja miałam wyjątkowe szczęście do tego by być idealnym przykładem ilustrującym tę mądrą sentencję. Zawsze bowiem z moimi wielkimi przyjaciółkami działo się coś niesprzyjającego. Pierwsza okazało się być totalną nudziarą po roku czasu, druga i jej dwulicowość dotknęły mnie strasznie. Z trzecią kontakt się urwał zaraz po ukończeniu gimnazjum, czwarta uznała że inna dziewczynka się nadaje na przyjaciółkę lepiej niż ja i zaczęła mnie olewać, a piąta po prostu zrezygnowała ze studiów.
Doświadczona jestem zatem w tym, że nie dla mnie prawdziwa przyjaźń na całe życie.
Pamiętam bowiem jak bardzo przeżywałam każdą z minionych końców znajomości z przyjaciółkami. Pamiętam także jak próbowałam szukać sobie na siłę innych koleżanek, zastępujących tę jedyną kochaną „siostrę”. To jednak nie było już tak samo…
Teraz dochodzę do wniosku że nie chcę znowu przeżywać podobnych rozczarowań kolejnych przyjaźni, które trafi szlak.
Mam wiele koleżanek, kolegów, znajomych.
Nie tracę kontaktu z ludźmi, nie alienuje się od nich.
Ale swej bratniej duszy już nie poszukuje.
Aby się znowu nie rozczarować powtórnie…