We wtorek czeka mnie straszne kolokwium.
Ba, straszne.
Wręcz okropne.
Wręcz okropne.
Od ponad tygodnia się zabieram do nauki ale jakoś mi to idzie umiarkowanie.
A to oczy mnie zaczynają boleć po powtarzaniu tej samej definicji prawa otwartej sylaby, albo mózg przestaje współpracować kiedy słyszy hasło przegłos prasłowiański.
XXX
Dziś jednak, zmobilizowałam wszystkie siły i tylko co się obudziłam wzięłam do ręki książkę z lekturą o języku Słowiań.
Wytrzymałam nad nią 15 minut, gdyż ni z tego niż owego poczułam nagły zew do zrobienia porządków w torbach, w których trzymam pozostałości z notatek licealnych i gimnazjalnych.
Z wielką werwą wywaliłam cała zawartość toreb na podłogę i zaczęło się.
Tu jakieś zadania z matematyki pomazane zielonym markerem i przekreślone po 10 razy nie wiadomo czemu.
Do kosza z nimi!
Tam notatki o biologii i układzie rozrodczym ssaków, wraz z rysunkami pomocniczymi
Też do kosza!
Gdzieniegdzie z kolei fragmenty rozmów z koleżankami na lekcji, typu:
„Ale mi się nudzi. Mi też”
„Ale mi się nudzi. Mi też”
Wywalić?
E, niech zostaną na pamiątkę.
W nawale tego porządkowania natknęłam się się także na kserówki z angielskiego kursy maturalnego.
A na nich szlaczki i bazgroły poczynione pewną ręką…
A na nich szlaczki i bazgroły poczynione pewną ręką…
Dawna złość ożyła znowu i bez żadnych już sentymentów podarłam wszystko na drobne kawałeczki.
No od razu lepiej.
XXX
Po względnym czasie jednej godziny gdy uporałam się z pierwszą torbą, naszły mnie nagłe wyrzuty sumienia.
Kurczę przecież miałam się uczyć!
XXX
Skwapliwie wróciłam znów do tej wielce ciekawej książki, ale w myślach tak jakoś samoistnie powstała kolejna nieposkromiona ochota do działania…
…mianowicie pójście na zakupy.
…mianowicie pójście na zakupy.
…ale sumienie studenckie okazało się górą i stanowczo pohamowało mój kolejny zapęd…
Ciekawe na jak długo
Ciekawe na jak długo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz