niedziela, 7 grudnia 2008

…jak się student zabiera do nauki…

We wtorek czeka mnie straszne kolokwium.
Ba, straszne.
Wręcz okropne.
Od ponad tygodnia się zabieram do nauki ale jakoś mi to idzie umiarkowanie.
A to oczy mnie zaczynają boleć po powtarzaniu tej samej definicji prawa otwartej sylaby, albo mózg przestaje współpracować kiedy słyszy hasło przegłos prasłowiański.
XXX
Dziś jednak, zmobilizowałam wszystkie siły i tylko co się obudziłam wzięłam do ręki książkę z lekturą o języku Słowiań.
Wytrzymałam nad nią 15 minut, gdyż ni z tego niż owego poczułam nagły zew do zrobienia porządków w torbach, w których trzymam pozostałości z notatek licealnych i gimnazjalnych.
Z wielką werwą wywaliłam cała zawartość toreb na podłogę i zaczęło się.
Tu jakieś zadania z matematyki pomazane zielonym markerem i przekreślone po 10 razy nie wiadomo czemu.
Do kosza z nimi!
Tam notatki o biologii i układzie rozrodczym ssaków, wraz z rysunkami pomocniczymi
Też do kosza!
Gdzieniegdzie z kolei fragmenty rozmów z koleżankami na lekcji, typu:
„Ale mi się nudzi. Mi też”
Wywalić?
E, niech zostaną na pamiątkę.
W nawale tego porządkowania natknęłam się się także na kserówki z angielskiego kursy maturalnego.
A na nich szlaczki i bazgroły poczynione pewną ręką…
Dawna złość ożyła znowu i bez żadnych już sentymentów podarłam wszystko na drobne kawałeczki.
No od razu lepiej.
XXX
Po względnym czasie jednej godziny gdy uporałam się z pierwszą torbą, naszły mnie nagłe wyrzuty sumienia.
Kurczę przecież miałam się uczyć!
XXX
Skwapliwie wróciłam znów do tej wielce ciekawej książki, ale w myślach tak jakoś samoistnie powstała kolejna nieposkromiona ochota do działania…
…mianowicie pójście na zakupy.
 
…ale sumienie studenckie okazało się górą i stanowczo pohamowało mój kolejny zapęd…
Ciekawe na jak długo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz