czwartek, 17 lipca 2014

Prawo jazdy, czyli o bardzo potrzebnej wiedzy teoretycznej…

Jak już większość z Was wie, zapisałam się byłam na kurs prawo jazdy dający.
Przede mną – myślę – jakieś trzy miesiące intensywnego ogarniania w teorii i praktyce przepisów i kodeksów drogowych.
Pomyślicie, przecie dopiero zaczęła a już się stresuje.
No cóż, może faktycznie jeszcze za wcześnie, abym wszystko przyswoiła od razu i wiedzą błyskała jak nasi panowie bracia na posiedzeniach sejmowych, jednakowoż wolę już coś niecoś obczaić.
A żem pilną osobą, obytą poprzez lata studiowania filologii ojczystej, ślęczenie nad formułkami da się przeżyć.
I tak oto zaczęłam od kilku dni powoli wdrażać się w różnego rodzaju zagadnienia.
Dowiedziałam się już np., że jak będę kiedyś świadkiem wypadku, w którym komuś odetnie palec, jestem zobowiązania ów palec przytulić do łona swego, a następnie owinąć w jałową gazę i w lód. Bo akurat noszę ze sobą lód w zapasowej lodówce przenośnej, a gazę – dobrze wyjałowioną – trzymam w kieszeniach spodni.
Pozostają w tematyce kraks drogowych, teraz już wiem, że jeśli jakaś persona, na moich oczach, zostanie potrącona, ale będzie wydawała oznaki życia, mam ją energicznie poklepać po twarzy i zapytać się „czy wszystko ok”. Ileż to czułości trzeba będzie okazać w takim spontanicznym klepaniu, aby potentat na denata ocknął się natychmiast po owym geście…
Kolejna ciekawa informacja będzie z kolei z zakresu tzw. wiedzy bardzo potrzebnej. Czy wiecie bowiem jakie wymiary ma tablica rejestracyjna? Nie wiecie? O jaka szkoda… A ja już wiem! Liczy sobie ona 520 na 114 milimetrów…
O ludu wszelki, mówię Wam, jak czytam niektóre zagadnienia czy przeglądam przykładowe pytania z testu teoretycznego, chce mi się wyć…
Po co mi ta wiedza o odciętych palcach, klepaniu trupa i tablicach rejestracyjnych?
To coś jak uczyć się na egzamin z literatury, kto był kochankiem ciotki z pierwszego rozwodu z murzyńskiej strony Sienkiewicza Henryka…