Chwalebnie wszystko zaliczyłam.
Czuję się wybitnie mądra i elokwentna, gdyż po miesiącu siedzenia i odmóżdżania się (czyt. uczenia się tego co mi się na pewno nie przyda w życiu), wreszcie mam wolne.
Co prawda owo wolne jest pojęciem względnym gdyż tydzień ferii mija lada moment i od poniedziałku czeka mnie nowy semestr i porąbanym planem który się ciągle zmienia.
Interesujący zdaje się fakt czemu tak się dzieje.
Interesujący zdaje się fakt czemu tak się dzieje.
XXX
Niektórzy ludzie są dziwni.
Nic nie robią cały semestr a potem nagle chcą mieć same 5 i 4.
Zaskakujące że na ogół jest to mało prawdopodobne.
Zaskakujące że na ogół jest to mało prawdopodobne.
Wówczas zaczyna się tzw. stosowanie metody „na oczy kota ze Shreka”. Ta innowacyjna, opracowana w USA formuła z zasady powinna być zawsze skuteczna. Niestety. Polscy wykładowcy są widocznie mądrzejsi i na widok szklących się gałek ocznych pukają się w czoło i pytają „co pani dziś brała?”
Kolejnym inteligentnym sposobem na wymuszenie zaliczenia jest poruszanie sumienia lektorów w typie „jak nie zaliczę to rodzina mi się rozpadnie, babcia dostanie psychozy maniakalnej a rodzice wydziedziczą”. Osobiście radzę coś takiego testować tylko na podstarzałych, staruszkowatych osobach, którym częściej się może włączyć sumienie niż młodszym lektorom.
I najlepszy sposób na wyżebranie zaliczenia, stosowany często (o zgrozo!) na moim własnym wydziale. Skrót ogólny przedstawia się następująco: duży dekolt plus wysokie obcasy plus miniaturowa mini plus dyskusja że „pan się na pewno pomylił w punktacji, proszę sprawdzić jeszcze raz.” Uwaga, praktykować w obecności wykładowstwa płci męskiej.
XXX
Denerwuje mnie numerowanie notek, dlategoż porzucam to.