niedziela, 19 listopada 2017

Regresem

Postawiłam wszystko na jedną kartę.
Jeśli nie teraz to kiedy, mówiłam sobie.
Co mi szkodzi, myślałam.
Lepiej mieć to już za sobą, sądziłam.
Napisałam jako Ja, ta prawdziwa, nie Internetowa, sugerując konieczność rozmowy w cztery oczy.
Zdziwienie, zaskoczenie, niedowierzanie.
Aż wreszcie olśnienie.
Już wie z kim toczył tak namiętne konwersacje…
I co?
Ano bez zmian.
Bowiem z ową wiedzą nie zrobił – nie robi – nic…
Ot raptem kilka sms wyjaśniających, pobieżne ustawienie się na spotkanie „kiedyś tam”.
A potem znowu cisza…
Czekałam.
Dzień, dwa.
Tydzień, drugi.
Aż w końcu powiedziałam sobie dość.
Czas ogarnąć się i otrząsnąć z tego snu.
Bo ile można karmić się słowami z smsów?
Doprawdy, nie mam już sił znowu być stroną inicjującą.
Zmęczyłam się tą walką o zainteresowanie, uwagę, pożądanie.
Zapowiadało się na coś godnego fajerwerków, toastów o północy i okrzyków triumfu na szczytach górskich.
Jak to się skończy?
Tego nie wie nikt…