niedziela, 29 czerwca 2008

…pofilozofujmy…

Ci filozofowie to swoją drogą wcale tacy głupi nie byli.
I gdybym była bardziej obiektywna niż jestem w tej chwili mogłabym nawet rzecz iż filozofowali wyjątkowo udanie w kwestiach bycia i niebycia.
Ale biorąc pod uwagę fakt, że od dwóch dni czytam ciągle o etyce i metafizyce, tudzież o dogmatach powstania duszy stwierdzam że mam dość.
XXX
Mogłam nawet powstać z materii nieorganicznej bo teraz mi wszystko jedno z czego składa się moje jestestwo.
Mogę mieć za przodka substancję nieruchliwą.
Mogę nawet być pochodną bytu niemyślącego czy atomów skondensowanych.
I tak szczerze mówiąc kwestia czy formą  pierwotną był ogień, czy woda dużo mnie już nie obchodzi.
  
…chyba stworzę sobie własną filozofię która będzie się zamykała w dwóch krótkich, ale treściwych słowach –
„o losie”  (w skrócie) „olosizm”…

czwartek, 26 czerwca 2008

…jeszcze tylko jeden egzamin…

Przedostatni egzamin już za mną.
Nie obyło się bez nerwów, gdyż na swoje wejście byłam zmuszona czekać przeszło 4 godziny, wśród okrzyków ludzi, którzy odpowiadanie mieli za sobą.
Tak więc domyślacie się wesoło nie było.
Jeszcze na dodatek duchota i okropny upał zrobiły swoje.
Siedziałam zatem jak na szpilkach, przeprowadzając wnikliwe śledztwo kto jakie zagadnienie miał.
XXX
I tak mijały godziny, za godziną.
Aż wreszcie w stanie najwyższego przerażenia, weszłam mimo wszystko (dwie osoby przede mną nie zaliczyły) dziarsko do sali tortur.
Plusem było pewnie to, iż wykładowca był mi znany z dodatkowych zajęć, pamiętał moje wypowiedzi na konwersatoriach, zatem nie było presji „nieznajomości”.
XXX
Po pierwszym pytaniu się wyluzowałam od razu, bo było akurat tym, na jakie znałam odpowiedź .
Pozwoliłam sobie na rzucanie błyskotliwych uwag, które wyjątkowo wpadły do ucha i gustu wykładowcy.
Potem poszło także raczej bez zacięć, gdyż dostałam takie zagadnienia jakie akurat miałam na myśli i w których wiedziałam o co chodzi.
A kiedy na sam koniec metrum wierszowe pomyliło mi się z muzycznym taktem 3/4, lektor ryczał ze śmiechu.
Razem ze mną nota bene.
Stwierdził że się nie wyspałam tak jak on, więc mamy podobny problem.
I postawił mi zamaszystą 5, dorzucając sentencję że pamięć mam jak dzwon, ale nawet mistrzom zdarzają się potknięcia więc się nie powinnam martwić.
 
…to teraz biorę się za filozofię dla odmiany…

wtorek, 24 czerwca 2008

…z życia wzięte…

Korzystając z chwili przerwy między czytaniem jednej mądrej książki i drugiej jeszcze mądrzejszej pragnę się podzielić z Wami kilkoma mądrymi spostrzeżeniami z życia wziętymi.
Otóż posiadanie piętro wyżej Utalentowanego Muzycznie Sąsiada
(UMS w skrócie – przyp. autorki)
 nie jest wcale rzeczą miłą.
Zwłaszcza kiedy rządny wiedzy człowiek próbuje się uczyć, a UTS dziarsko do późnych godzin wieczornych wygrywa muzyczne hity country na gitarze elektrycznej.
Po drugie, uporczywe wsadzanie nóg do umywalki z długoletnim praktykowaniem grozi odpadnięciem wyżej wymienionego łazienkowego sprzętu.
A to z kolei prowadzi do niezwłocznej wizyty specmena hydraulicznego, który za symboliczną opłatę naprawi odstający zlew od ściany tak „doskonale”, by za 3 miesiące trzeba było urządzać gruntowną wymianę umywalki.
Ale już u innego fachmasjtra.
Po trzecie, odcięcie możliwości użytkowania toalety, podczas naprawy systemu wodnego, nie jest wcale rzeczą łatwą do przeżycia.
Układ metaboliczny człowieka jak wiemy nie jest maszyną i nie działa na zawołanie.
W związku z powyższym posiadania uprzejmego sąsiada w pobliżu staje się takich trudnych chwilach niemalże wybawieniem.
I po czwarte najważniejsze, pamiętajcie zawsze choćby nie wiem co.
Pierwsza myśl jest najlepsza.
Dotyczy to nie tylko sytuacji podczas egzaminów, tudzież klasówek, kiedy to w ostatniej chwili bierze człowieka nagłe natchnienie, które w momencie wyników okazuje się niezupełnie udane.
 
… z łaciny wyniki będą w środę, mam nadzieję że zaliczę…
Obecnie dumam sobie intensywnie nad literaturą staropolską.
Dopisek z 25.06.2008 roku.
łacina zaliczona na 4.
Staropolka czeka mnie jutro.
AAAAAA, mam starcha kurczę no.

sobota, 21 czerwca 2008

…egzaminy – początek…

I tak oto nastaje sądny tydzień egzaminacyjny.
Na sam początek wysuwa się szacowna łacina, która to odbędzie się w poniedziałek.
Deklinacje i koniugacje zatem razem z różnymi wyjątkami słowotwórczymi trzeba mieć w jednym palcu (tylko nie środkowym oczywiście).
Jedynym udogodnieniem jest fakt iż można korzystać ze słowników.
Tyle tylko że będą one dokładnie kontrolowane przed wejściem na salę i każda forma ściągi zapisanej w formie mikroskopijnej nawet, podlegać będzie karze dyskretnego wyproszenia z sali.
XXX
Po łacinie, mając trzy dni pseudo-relaksu, nastąpi chwila prawdy, czyli sprawdzian wiedzy z literatury staropolskiej.
Do naumienia są trzy książki objętości sporej plus z notatki własne i wiedza ogólnie znana.
Tutaj tym razem żadnych plusów sytuacyjnych typu słowniki niestety nie ma.
gdyż wyżej wymieniony egzamin jest ustny.
Liczy się zatem wyjątkowa pamięć, i dobra umiejętność komunikacji inter-personalnej.
Unikać należy uciążliwego patrzenia się w oczy egzaminatora, zbyt głębokich dekoltów, i niewyartykułowanych jęków namysłu.
XXX
Na sam koniec pozostaje filozofia.
Znajomość sentencji stanowi duży plus, tak samo jak szybkie kojarzenie faktów z życia sławetnych Myślicieli.
Tylko nie trzeba twierdzić dobitnie na samym początku „wiem że nic nie wiem”, gdyż dyskwalifikacja do egzaminu nastąpi w trybie natychmiastowym.
Tutaj punktowane jest niezwykle wysoko logiczne wychwytywanie powiązań filozofii starożytnej  ze współczesną od nazizmu do konsumpcjonizmu włącznie.
Forma egzaminu – test wielokrotnego wyboru.
XXX
Po zakończeniu wszystkich form sprawdzających wiedzą studentów pierwszego roku filologi ojczystej, dopiero będzie można przystąpić do części mniej oficjalnych jakimi są oczekiwanie na wyniki, i przygotowanie psychicznie na ewentualne wakacje.
 
…zadaniem dla każdego kto przeczyta wyżej wymienione informacje jest niezwłoczne zaciśnięcie kciuków i życzenie autorce powodzenia…

środa, 18 czerwca 2008

…blog jest moim alter ego…

Dokładnie dziś mija zaszczytna „dwurocznica” założenia tego bloga.
Już ponad 700 dni funkcjonuję w systemie wirtualnym jako Karia.
XXX
Co mi dał ten blog?
Przede wszystkim poznałam tu wspaniałą grupę ludzi, z których większością pewnie na żywo nigdy nie porozmawiam ani się nie zobaczę.
Dwie osoby jednakże, (których dane personalne pozostawię swej własnej pamięci) udało mi się poznać osobiście.
Mimo lekkich początkowych obaw przed spotkaniem nie byli płatnymi mordercami ani psychicznymi terrorystami.
Okazali się po prostu inteligentnymi personaliami z którymi można miło spędzić czas.
Co do reszty jak na razie anonimowych znajomych blogowiczów to ich mądre komentarze i sama możliwość wspierania mnie w różnych „górkach” i”dołkach” padołu losu jest wystarczająca.
A jeśli nadarzy się kiedyś możliwość poznania kogokolwiek jeszcze w rzeczywistości to jestem jak najbardziej za. :)
XXX
Byliście ze mną podczas maturalnej przeprawy przez ostatnią klasę liceum.
Poznaliście tu na łamach bloga całą niefortunną historię znajomości z pewnym osobnikiem z kursu językowego.
Podtrzymywaliście mnie duchowo kiedy przez wyżej wymienioną osobą byłam wściekła i próbowałam o niej zapomnieć.
Dawaliście wskazówki jak przetrwać ciężkie życie studenckie, początkowe sesje, i wnerwiających ludzi.
I mam nadzieje że będziecie wciąż, przynajmniej aż do wyczerpania się mojej weny w prowadzeniu tego bloga.
XXX
Po prostu dziękuje Wam za to że macie siłę jeszcze psychiczną czytać moje wielce twórcze notki.
Takich znajomych mieć to skarb prawdziwy.

  
…PS. Ametka nie fochaj się no :)…

niedziela, 15 czerwca 2008

…studia wykańczają nerwowo…

Mój rodzimy Uniwersytet powoli zaczyna mnie denerwować.
Szczególnie teraz w porze sesyjnej…
Profesorowie najwidoczniej wymyślili sobie że studenci są jak maszyny spalinowe, co nic nie robią innego tylko siedzą i się uczą.
Ja już tak nie mogę.
Od czterech dni wkuwam intensywnie materiał (z trzech 500-stronicowych książek) na jeden z  pierwszych, poważnych egzaminów, mających miejsce w przyszłym tygodniu.
Wszystko zaczyna mi się mylić…
XXX
Czy Gall Anonim to rzeczywiście był anonim a może miał jednak pseudo?
A może Janko z Czarnkowa wcale nie istniał tylko jego Kronika sama się napisała?
I także czy Władysław z Gielniowa to naprawdę był takim duchownym co to w natchnieniu kaznodziejskim rzeczywiście wznosił się ponad ołtarze, czy to tylko może się historykom pomyliło?
I czy tak szczerze te wszystkie informacje o pierwszych drukarniach i drukarzach w Polsce są takie niezbędne dla studiów filologicznych żeby się tego na pamięć uczyć?
XXX
To dopiero wątpliwości z jednej partii materiałów na jeden egzamin.
A co z dwoma następnymi?
Kiedy się tego wszystkiego naumiem?
Nie mam pojęcia.
Mogę liczyć tylko na wielką pojemność informacyjną moich szarych komórek albo zacząć desperacko wymyślać sposób przekupienia egzaminatorów by byli łaskawi.
XXX
Dzień ma za mało godzin w czasie sesji.
Przydałby się jakiś „czasopodwajacz” żeby z tym wszystkim nadążyć…
 
…o losie…

środa, 11 czerwca 2008

…z wizytą w prywatnej klinice…

Porozmawiajmy o służbie zdrowia.
O fundamencie medycznym stojącym na straży dobrego zdrowia fizycznego i psychicznego pacjentów.
Pod lupę jednak weźmiemy nie publiczne ośrodki lekarskie, gdyż te można tylko scharakteryzować jednym dobitnym słowem iż to Służba Strajkująca.
Przedmiotem zainteresowana niniejszego wywodu będzie pewna elitarna jednostka prywatna polskiej reprezentacji medycznej, wybierana częściej niż Osiedlowa Państwowa Przychodnia.
XXX
Z założenia przyjętego odgórnie należy zatem oczekiwać po takowych przychodniach że wszystko się tu odbywa zgodnie z zasadą Unii Europejskiej, czyli szybko i bezboleśnie.
Lekarze są bardzo mili i punktualnie szanujący czas pracy.
A to jednak tylko mit bez pokrycia…
XXX
W recepcji koniecznej do rejestracji pacjenta brak organizacji przeraża na samym początku.
Panie sekretarki miotają się od jednej szufladki do drugiej by po 10 minutach poszukiwań stwierdzić że kartę uczestnika należy ponownie wypełnić,ponieważ „zaginęła w akcji”.
Po przejściu z papierkową robotę człowieka dopada kolejna ułomność prywatnego gabinetu lekarskiego,mianowicie brak komfortowych warunków do czekania.
Korytarz ciasny jak przejście podziemne, pacjenci ściśnięci jak śledzie w oleju.
Bez klimatyzacji, i otwartych okien nawiasem mówiąc…
Cóż, skoro od każdej wizyty inkasowana jest kwota 60 złotych to potencjalny pacjent spodziewa się czegoś na miarę „polskiego luksusu”.
Ale pomijając te drobne niuanse nadchodzi wreszcie czas na  punkt kulminacyjny programu.
Mianowicie elita lekarska.
Na jedną z jej przedstawicielek przyszło mi czekać ponad 15 minut.
Po fachowym powitaniu, podczas którego pani doktor musiała oczywiście szybkim ruchem dyskretnie poprawić make-up ust z czerwonego na jeszcze bardziej czerwony, wymierzyła mi porozumiewawcze spojrzenie typu „co ja tu robię”.
Po czym, po trzech minutach patrzenia się w me chore gardło zainkasowała mi receptę na trzy środki lecznicze.
XXX
Wyszłam bez żadnego pewnego przekonania że po tej wizycie w renomowanej klinice będzie mi lepiej .
 

poniedziałek, 9 czerwca 2008

…walka z wiatrakami…

Jestem
na wielkiej arenie
w zaciśniętej dłoni
miecz
Niszczę
niespełnione marzenie
płynie rzeka gorzkich łez
Znikło,
zgasło na zawsze
tak że nie został ślad
Muszę iść dalej przez chaszcze
choć to już inna
gra.
XXX
Dziś, prawdopodobnie, punktualnie o 10.00 odbędzie się test z poetyki na mym wydziale.
Dlatego prezentuje mój stary, dwuletni wiersz, znaleziony gdzieś wczoraj w jakimś zeszycie podczas gruntownego szukania notatek z poetyki. :).
  
…trzymać kciuki, ale skuteczniej niż za naszych piłkarzy…

piątek, 6 czerwca 2008

…kiedy boli gardło…

Zniosę katar alergiczny trwający po dwa tygodnie i blokujący wdech świeżego powietrza przez moje narządy oddechowe.
Zniosę pościerane pięty kiedy przesadzę z chodzeniem na obcasach.
Zniosę nawet masowy atak komarów na działce.
Zniosę z wielkim samozaparciem duchotę w MPK.
Zniosę PRAWIE wszystko…
…wszystko oprócz bolącego ustawicznie w sezonie letnim gardła
XXX
Podczas gdy inni zajadają się zimnymi lodami i napojami prosto z lodówki, ja jako wielki amator zimnych przekąsek muszę rezygnować nawet z kwaśnych nieco truskawek, gdyż później mam ekscesy gardłowe…
Nie pytajcie skąd u mnie taka przypadłość, bo będę musiała użyć słowa, którego bardzo nie lubię.
Otóż wszystko przez ALERGIĘ objawiającą się bólem przełyku…
 

poniedziałek, 2 czerwca 2008

…sesja, sesja…

Od przyszłego tygodnia się zacznie.
Seria zaliczeń i egzaminów.
Drugi semestr dobiega przecież końca i wykładowcy muszą się przekonać ile mądrości zdołali nam wetknąć przez długie miesiące nauki.
Wreszcie wyjdzie na jaw kto sobie bimbał a kto uczył się.
XXX
Tak więc nie czas na zabawy ani juwenalia.
Nadchodzi okres na siedzenia nad książkami.
W takim czasie nawet zbyt intensywna wymiana smsów na spostrzeżenia błahej treści staje się denerwująca, gdyż trzeba wszakże oszczędzać fundusze na koncie na pomocnicze pytania z kategorii oczywiście naukowej.
XXX
„P” jak paranoja…