sobota, 20 lipca 2013

O byciu nowym w pracy…

Zwierzyć się Wam muszę z głębi trzewi.
Otóż mimo, że pracuje już ponad miesiąc, nadal czuje się jak żółtodziób.
Dużo rzeczy jeszcze nie ogarniam, albo ogarniam słabo i potrzebuje pomocy ze strony innych.
W końcu nie edukowałam się do pracy w szkole językowej, tylko do zawodu edytora.
A te dwie specjalności są przecie całkiem różne…
Wiem, że to kwestia czasu, kiedy będę wielce biegła w tym, co mam robić, ale ja już bym chciała teraz i natychmiast wszystko wiedzieć.
Mój charakter perfekcjonisty burzy się i tłamsi w przypadkach, kiedy czegoś nie wiem i ktoś mnie musi oświecać…
Czekam niecierpliwie więc chwili tej, kiedy już żadne zawiłości kursowe czy aplikacyjne nie będą mi stały na przeszkodzie i kiedy to ja będę uważana za znawcę. I wtedy ktoś mnie będzie prosił o pomoc.
Jednakże kwestia znajomości reguł kursów to jedno, a ludzie pracujący to drugie.
Ogólnie współpracownice są w porządku.
Szefowa tak samo.
Ale oczywiście jakiś zgrzyt na tym być musi.
Owym zgrzytem w pracy jej pewna jedna osobistość, co strasznie mi na nerwy działa.
Czemu?
A temu, że zachowuje się, jakby wszystkie rozumy pozjadała.
Ma się za lepszą i mądrzejszą.
No nic dziwnego w sumie – w końcu pracuje o wiele dłużej niż ja…
Ale u licha każdy kiedyś był tym nowym w pracy.
Każdy przeżywał te pierwsze drobne porażki i sukcesy.
Nowego nie należy więc dobijać tym, że nic nie wie i się dopiero uczy.
Nowego trzeba wspierać i być wyrozumiałym dla niego.
A owa panna, niestety zapomniała o tym, że kiedyś była na moim miejscu…
Liczę, że uda mi się dotrzeć do niej jakoś, bo przecie to aż dziwne, że mój urok osobisty jej jeszcze nie powalił.

sobota, 13 lipca 2013

Jak chciałam napisać posta w pracy…

Chciałam popełnić wczoraj czyn haniebny.
Mianowicie zachciało mi się napisać posta na bloga w robocie, w godzinach porannych.
Niby wszystko wydawało się sprzyjać moim zamiarom niecnym.
Ot szefowej nie było, ludzi w szkole językowej również brak, połączenie z Internetem działało aż miło.
Zalogowałam się zatem na stronę bloga mego i już spieszyć chciałam do Was ze świeżo powstałą notkę, gdy wtem moim oczom ukazał się komunikat:
„Pokazały się błędy na stronie, zablokowany dostęp programem antywirusowym, brak uprawnień”.
Za chorobę nie mogłam tego komunikatu się pozbyć.
Próbowałam i próbowałam, korzystałam z kilku przeglądarek internetowych.
I dupa.
Widać, że nie dane mi jest pisać posty w godzinach pracy…
Widać, że muszę ciężko pracować…
Co zatem zrobiłam, aby zabić jakoś ów nudny, wolny czas?
Przeczytałam po raz enty artykuły na Onecie…
Zajrzałam na wszystkie plotkarskie strony, jakie tylko przyszły mi na myśl, i dowiedziałam się wielu przydatnych informacji typu: kto kogo zabił a kto się z kimś rozwiódł.
I tak mi wczoraj mniej więcej upłynęło godzin pracy 8.