piątek, 17 kwietnia 2015

Miły, nieznajomy mój…

Jest dziwnie.
Tak obco, wciąż daleko, lecz jakby coraz bardziej swojsko zarazem.
Jakby ów proceder gry w głodną rybę i kuszącą przynętę, unoszącą się w toni wodnej, miał trwać w nieskończoność…
Ot mijamy się dalej.
Dzień po dniu, noc po nocy, zajęcia po zajęciach.
Sporadyczna rozmowa, uśmiech ocieplający serce, przelotny dotyk wywołujący dreszcz i tęsknotę zarazem.
I te oczy.
Głębokość spojrzenia, onieśmielenie, rumieniec.
Wydech i wdech.
I od nowa, kolejny raz, kolejne dwa, trzy dni w tygodniu…
Wyrywam się do tych rozmów, spojrzeń, niby przypadkowych spotkań czy muśniętych rąk.
I czekam zachłannie na więcej znaków…
XXX
Tonę w niepewnościach i próbie rozwikłania zagadki własnych myśli.
On to, czy nie On?
Ten, o którego winnam walczyć, by nie zniknął jak inni Idealni, nie rozpłynął się jak kamfora?