czwartek, 30 sierpnia 2007

…ciężkie życie jest artysty…

Jak zapewne kilku wtajemniczonych czytelników wie, miałam ambicje na napisanie kryminału.
Romans, połączony z wątkiem zemsty zdradzonej kochanki.
Oczami wyobraźni widziałam już miliony sprzedanych egzemplarzy mej powieści.
Ma kariera miała być oszałamiająca…
Cóż, jak na razie wena moja po napisaniu trzech mini-rozdziałów skończyła się tak szybko jak sie zaczęła.
XXX
Więc Nagroda Nobla w najbliższym czasie jeszcze mnie nie czeka…
niestety:P
  
…ech, znalazł się kolejny amant …
Dopisek z 31. sierpnia
Widzę że niektórzy domagają się niezmiernie aby moja wesołą twórczość zobaczyło szersze grono.
Zatem w linach podaję odnośnik.

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

…niech żyje wolność…

Pełna mimo wszystko licznych obaw czy aby na pewno ten numer wypali,zastosowałam wobec natrętnego wielbiciela taktykę „milczącą”.
Żadnego odpisywania na pełne niepokoju wiadomości, nie odbieranie dzwoniącego ciągle telefonu…
I z pełną satysfakcją mogę przyznać że metoda „cichego focha” okazała się skuteczna, gdyż od dwóch dni wreszcie mam spokój .
Nikt nie dzwoni po 20 razy na dzień, nie pisze sześc razy w kółko „czemu u licha nie odbieram”.
Po burzliwym natarciu smsowym dnia 24 sierpnia ofensywa zainteresowania jak szybko przyszła tak szybko skończyła się…jak na razie.
Oby trwale.
XXX
Dlaczego nie daję już nadziei temu osobnikowi na coś więcej niż przelotna znajomość?
Z bardzo prostej przyczyny.
Doszłam do wniosku że to bez sensu.
Po co mam mianowicie angażować się w coś, do czego nie podchodzę z sercem?
Nie chcę być z kimś tylko dlatego że mi się czasami nudzi rutyna bycia „wolną flirciarą”.
A spotykanie się z kimś dla kolejnej zabawy czyimiś uczuciami?
Zwykle nie miałabym oporów tak właśnie wrednie postąpić, ale myśląc przyszłościowo z czystym subiektywizmem, jeśli nasz późniejszy związek miałby opierać się na ciągłej kontroli z jego strony, męczących rozmowach, to dla własnego spokoju psychicznego  na razie się opamiętam.
 
… nie chcę poza tym perspektywą posiadania niekochanego faceta, udowadniać koledze z ang. że potrafię równie szybko o nim zapomnieć jak on prawdopodobnie zapomniał o mnie…

czwartek, 23 sierpnia 2007

…historia jednej znajomości…

Od ponad dwóch tyg. jestem nękana w sposób wyraźnie oznaczający zainteresowanie mą skromna osobę , przez pewnego osobnika płci męskiej.
Poznaliśmy się przypadkiem, przez telefon.
Po wstępnej konwersacyjnej wymianie smów,  zdecydowaliśmy się na spotkanie…
Nie ukrywam iż pokładałam w tym nowym znajomym wielkie pokłady nadziei, sugerujące iż pomoże on zapomnieć mi o koledze z ang.
Nadszedł zatem czwartek, długo oczekiwany dzień.
Upał jak w solarium, tłok w autobusie jak w puszce sardynek…
Miejsce spotkania- główne centrum centrum handlowe.
XXX
Nie będę opisywała wszelkich szczegółów naszego spotkania…
W krótkim czasie 3 godz. dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy.
Mianowicie zainteresowania tego osobnika są wielokrotnego użytku.-od bijatyk stadionowych, do wspomagania Cyganów na ulicach.
Ma ambicje na wydanie własnej płyty w klimacie czarnego hip-hopa z akcentem chodnikowej łaciny,
 przez co twierdzi że studia nie są ludziom do niczego potrzebne gdyż i tak można zrobić karierę bez nauki.
Pomijając wypytywanie o wszystkie szczegóły z mego życia, oraz trzepanie mało inteligentnymi dowcipami o pokemonach, a także o menelach, było nawet sympatycznie.
Pożegnaliśmy się w atmosferze kumplostwa, bez obiecywania znajomości na skalę partnerską.
Jednak temu osobnikowi wydaje się niezbicie inaczej.
XXX
„Czemu nie piszesz? Nie odbierasz telefonów?
Co u Ciebie? Wstałaś już?
Chciałbym sie spotkać jeszcze raz i zobaczyć Cię”
Dzwoni, pisze jak wariat…
 
…co ja mam robić? Napisać prosto z mostu żeby się odczepił? Czy dalej dawać mu nadzieję? Powiecie że jestem flirciara? Cóż, taka juz moja natura…

poniedziałek, 20 sierpnia 2007

…kiedy pociąg się zepsuje…

W każdej sytuacji powinniśmy zachować trzeźwość umysłu.
Pozytywne myślenie to podstawa przetrwania w dżungli miejskich zdarzeń XXI-go wieku.
Wywalą nas z pracy? Spokojnie, w pośredniaku znajdziemy nową.
Kłótnia z sąsiadem? Bez stresu, to tylko próba charakteru.
Dlatego też zwykle zepsucie pociągu w godzinach szczytu nikogo z równowagi psychicznej wyprowadzić teoretycznie nie może.
choć, jak sie przekonałam , w praktyce , jest inaczej…
XXX
W ubiegłą środę mianowicie, wybrałam sie rodzicami do Częstochowy.
Pomijając potworny tłok na dworcu, oraz liczne tłumy pielgrzymów, i czyhających zewsząd pseudo-złodziei, a także 3 godzinne stanie na mszy, było naprawdę ciekawie…
Dookoła śpiewy, krzyki, blaski fleszy poprzeplatane sygnałami karetek pogotowia…
Słońce przygrzewa w plecy…lecz
zimna woda ze źródełka Świętej Barbary, po która stałam z tatą półgodziny, gasi świetnie pragnienie.
W końcu po skończonej mszy, wszyscy tłumem rzucili się do niedalekiego dworca.
Ścisk normalnie jak na stadionie piłkarskim, cudem że nas nie stratowano.
XXX
Powrotny środek transportu przyjechał punktualnie.
Złapaliśmy sie na miejsca siedzące.
Ruszyliśmy…
Jednak nie dane nam było dojechać prosto do celu, gdyż po godzinie jazdy, wraz z ogromnym zgrzytem, długi przedstawiciel PKP odmówił posłuszeństwa motorniczemu.
Chaos, duchota, zgiełk, przekleństwa, pod adresem okien co się zacięły w otwieraniu…
Dopiero po półtoragodzinnym postoju przymusowym, wymianie lokomotywy, i ponownym uspokajaniu pasażerów ruszyliśmy dalej…
Mimo nerwów,  i stresu wszystko zakończyło się szczęśliwie.
A co więcej wyniosłam pewne przydatne spostrzeżenia na przyszłość.
Otóż:
- nie należy pod żadnym pozorem opuszczać przedziału, gdyż później się do niego można nie trafić,
- sprawdzająca bilety nie nadaje się na następczynię Hermiony z „Harrego Pottera 20 lat później”, gdyż mimo intensywnego machania krótkofalą nie wyczarowała nic,
-liczne uwagi wzburzonych pasażerów na temat gnuśności reperacji wozu były „olewane”,
-mimo opóźnienia nie ma przewidzianej rekompensaty w postaci zwrotu pieniędzy.
 
…dlatego uważajcie na PKP… :)

piątek, 17 sierpnia 2007

…to nieprawda, że Ciebie już nie ma…

Czas nie przyniósł zapomnienia.
Trzy miesiące to widać za mały okres dni, aby wymazać na zawsze kogoś ze swojej pamięci.
Wciąż jesteś obecny we wspomnieniach moich.
 Przeplatają się one z radością i goryczą dawnych chwil. Sprawiają ból, kiedy przypadkiem spojrzę na podręcznik z kursu językowego, w którym z licznych stron wymazałam już dawno nasze rysunki kwiatów, i szlaczki.
Widok budynku na rogu ulic, za każdym razem, gdy przejeżdżam tam autobusem, także kłuje serce. Przez okna widać bowiem kawałek brązowej ławki, i oparcia niebieskich krzeseł, na których przez 7 miesięcy, raz w tygodniu siedzieliśmy razem…
I przystanek niedaleko skrzyżowania również przypomina mi Ciebie…
Właśnie tam  przecież odprowadzałeś mnie po zajęciach i czekałeś razem ze mną kiedy „coś” nadjedzie…
XXX
Czy liczę na drugą szansę?
Na cud?
Że się spotkamy i wszystko sobie wyjaśnimy?
Z logicznego punktu rozumowania wiem, że to niemożliwe, lecz podświadomie łudzę się gdybaniem „a może kiedyś…”
 
…tęsknię za przeszłością…mimo że tak zraniła…

wtorek, 14 sierpnia 2007

…hej, poszłam w las…

Ostatni tydzień spędziłam w dzikim iście wędrowaniu między mym miastem a położoną nieopodal działką naszą rodzinną.
Wiadomo jak to jest w czasie letnim z kursowaniem autobusów-każdy jeździ jak chce, mimo powieszonych rozkładów jazdy na prawie każdej wiacie przystankowej.
Pomijając usterki komunikacji miejskiej, naprawdę się pomęczyć te pół godziny w ścisku i zapachu spalinowym by dojechać do miejsca gdzie cząsteczki tlenu są produkowane masowo, w wyniku bliskości pokaźnych leśnych pieleszy.
Fakt ten jest dla mojej osoby bardzo satysfakcjonujący, gdyż ja, jako wytrawny grzybiarz uporczywie przeszukuje drzewne odmęty, tak by uzbierać pokaźną reklamówkę najczęściej jadalnych grzybów.
Nie straszne mi komary, kleszcze, czy dziury na ścieżce.
Jak do tej pory jeszcze się nie zgubiłam nigdy…
 
…chyba :P

czwartek, 9 sierpnia 2007

…koniec świata?…

Londyn w lipcu,
 gigantyczna powódź, tysiące osób pozbawionych dachu nad głową,  dobytku całego życia, ranni i zabici.
Obraz ,miasta przypominający straszną klęskę żywiołową niczym potop z biblijnej przypowieści.
Brak wody pitnej, miejsc noclegowych dla tych, co stracili swoje domy…
Kraje śródziemnomorskie,
tym razem sytuacja odwrotna- drastyczne susze, i upały w rejonie półwyspu Iberyjskiego. Temperatura otoczenia powyżej 40 stopni Celsjusza
Pożary trawiące olbrzymie fragmenty lasów, terenów mieszkalnych.
Kurz, popioły i dymiące zgliszcza.
Azja środkowa,
w Turcji niewiarygodna susza, zasoby wody na wyczerpaniu. Straty w planach, ofiary w ludziach z powodu przegrzania.
 Strach, groza; modły błagalne o deszcz z nieba.
Francja,
wypadek polskiego autokaru pod Grenoble; 26 zabitych, wiele rannych…
Wina kierowcy, niebezpiecznego zakrętu czy przypadku?
Polska,
trąba powietrza pod Częstochową. Zniszczone żywiołem domy, plony, zasypane drzewami ulice.
Obraz jak po filmie katastroficznym…
istny żywioł przyrody…
XXX
Podobnych zdarzeń można byłby wymieniać i opisywać jeszcze wiele.
Wypadki samochodowe, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi…
Czy te wszystkie klęski mają być dowodem na to że zbliża sie koniec świata?
Że ludzkość przekroczyła limit dozwolonych występków i teraz przyjdzie nam zapłacic za wszystko zło jakie uczyniliśmy my i nasi przodkowe od czasów Adama i Ewy?
Czy to może tylko zwykłe anomalie atmosferyczne i nieostrożność gatunku ludzkiego jest przyczyną tych wszystkich nieszczęść?
Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każdy znajdzie inną…
 
…mówią przyjdzie czas że ta burza ustanie
wtedy wszystko to w końcu mienie, jak sen…

wtorek, 7 sierpnia 2007

…Romeo i Julia XXI-go wieku…

Gdyby trzeba było obsadzić w realiach czasów dzisiejszych historię bohaterów słynnego szekspirowskiego dramatu, z pewnością całe „love story” wyglądałoby inaczej.

Piękna Julia nie czekałaby wiernie każdej nocy na swego wybrańca na wysokim balkonie, ale biorąc pod uwagę błyskotliwość i niecierpliwość naszego pokolenia sama by przychodziła do ukochanego, który deklarowałby jej nie poezję wierszowaną, ale zwroty z romantycznych komedii.

Romeo z kolei byłby bardziej przyszłościowo myślącym chłopakiem, który w młodym wieku nie myślałby o ślubie, tylko o bardziej swobodniejszej formie okazywania uczucia, jaką jest wolny związek. I może wcale nie nazywałby się Romea, ale po prostu swojsko brzmiąco – Roman.

Rodzice zakochanych?

Czy może zamiast ogarniętych zawiścią przedstawicieli obu rodów byliby jedynie pokłóconymi o kawałek ziemi sąsiadami?
Może wtedy zemstę i wrogie zamiary odrzuciliby na dalszy plan, a bardziej skupiliby się na szczęściu swych pociech…
…niekoniecznie w formie śledzenia kochanków po kątach i psucia im romantycznych chwil okrzykiem „suprise”.
XXX
Jak zakończyłaby się historia obojga zakochanych bohaterów na miarę naszego stulecia?
Czy naprawdę jedynym wyjściem byłaby samobójcza śmierć?
Myślę że mimo wszystko, wrodzone poczucie rozwagi rodziców i nastolatków z XXI wieku, nie dopuściłoby do takiej tragedii.
Dramat zakończyłby się pewnie zgodą za porozumieniem stron i wydaniem satysfakcjonującego pozwolenia na kontynuowanie znajomości Juli i Romea, których szczęście trwałoby dalej, aż do przemyślanego rozstania, wynikającego z nudnej rutyny wielu lat bycia w centrum uwagi brukowych gazet.
 
…Jakby powiedział Cezar – „wierzymy chętnie w to, czego pragniemy, i spodziewamy się że nasze uczucia podzielają inni…”

piątek, 3 sierpnia 2007

…przytrafy…

Los jest skłonny płatac człowiekowi różnego rodzaju psikusy.
Od ucieczki autobusy sprzed nosa do przewrócenia się na prostej drodze.
Nigdy zatem nie można przewidziec że mistrenie przygotowywany wcześniej plan na pewno dojdzie do stuktu.
Zawsze trzeba byc przygotowanym psychicznie na wszelkie niespodzianki, jakie mogą się pojawic w trakcie…
Umiejętnośc rozważenia wszystkiego „za” i „przeciw” powinna byc czynnością wiodącą w każdym, obojętnym jakim kroku podjętej czynności…
XXX
Przykład z  życia wzięty?
Ot zwykłego rodzaju zaniesienie dokumentów na studia.
Niby teoretycznie balane zadanie…
..dla każdego kandydata przyjętego na uczelnię wyższą.
Ja, jako studentka podlegający wymogom rekrutacyjnym, zobowiązana byłam do dostarczenia teczki ze świadectwem, zaświadczeniem od lekarza razem z trzema zdjęciami.
Przezornie w dzień wymagany zaniesienia papierów, jeszcze rano sprawdzałam pobieżnie czy aby każdy szczegół jest na swoim miejscu.
Uspokojona pozytywnym wynikiem sprawdzania, wyruszyłam prosto do uczelni.
Zadowolona dotarłam po słusznym czasie podróżowania z przesiadkami (wskutek letnich remontów torowisk tramwajowych komunikacji miejsciej) na pół godziny przed końcem przyjmowania dokumentów.
Zapomniałam tylko o jednym…
że wrodzonego roztrzepania nie da się przezwyciężyc.
…mianowicie zaświadczenie lekarskie zamiast spoczywania w foliowej „koszulce” zostało na biurku mojego pokoju.
Przypomniałam sobie o tym dopiero w sali przyjmowania dokumentów, kiedy to przeszukałam całą teczkę od góry do dołu i zaświadczenia nie znalazłam…
Dobrze że pani w sekretaracie była na tyle uprzejma i poczekała na mnie, kiedy to ja niczym zawodowy sprinter z szaleństwem w oczach zmuszona byłam jak najszybciej wrócic do domu zastępczymi autobusami, po ten nieszczęsny kawałek papieru….
XXX
Dlatego też wniosek z mej „przygody” nasuwa się sam- nie nalezy odkładac niczego na ostatnią chwilę…
A poza tym kolejna uwaga warta rozważenia -parokrotne sprawdzanie czy wszystko jest na swoim miejscu nigdy nikomu nie zaszkodzi…
  
…choc tak na marginesie uważam że z roztrzepaniem nigdy nic nie wiadomo…:)