wtorek, 14 sierpnia 2007

…hej, poszłam w las…

Ostatni tydzień spędziłam w dzikim iście wędrowaniu między mym miastem a położoną nieopodal działką naszą rodzinną.
Wiadomo jak to jest w czasie letnim z kursowaniem autobusów-każdy jeździ jak chce, mimo powieszonych rozkładów jazdy na prawie każdej wiacie przystankowej.
Pomijając usterki komunikacji miejskiej, naprawdę się pomęczyć te pół godziny w ścisku i zapachu spalinowym by dojechać do miejsca gdzie cząsteczki tlenu są produkowane masowo, w wyniku bliskości pokaźnych leśnych pieleszy.
Fakt ten jest dla mojej osoby bardzo satysfakcjonujący, gdyż ja, jako wytrawny grzybiarz uporczywie przeszukuje drzewne odmęty, tak by uzbierać pokaźną reklamówkę najczęściej jadalnych grzybów.
Nie straszne mi komary, kleszcze, czy dziury na ścieżce.
Jak do tej pory jeszcze się nie zgubiłam nigdy…
 
…chyba :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz