czwartek, 23 sierpnia 2007

…historia jednej znajomości…

Od ponad dwóch tyg. jestem nękana w sposób wyraźnie oznaczający zainteresowanie mą skromna osobę , przez pewnego osobnika płci męskiej.
Poznaliśmy się przypadkiem, przez telefon.
Po wstępnej konwersacyjnej wymianie smów,  zdecydowaliśmy się na spotkanie…
Nie ukrywam iż pokładałam w tym nowym znajomym wielkie pokłady nadziei, sugerujące iż pomoże on zapomnieć mi o koledze z ang.
Nadszedł zatem czwartek, długo oczekiwany dzień.
Upał jak w solarium, tłok w autobusie jak w puszce sardynek…
Miejsce spotkania- główne centrum centrum handlowe.
XXX
Nie będę opisywała wszelkich szczegółów naszego spotkania…
W krótkim czasie 3 godz. dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy.
Mianowicie zainteresowania tego osobnika są wielokrotnego użytku.-od bijatyk stadionowych, do wspomagania Cyganów na ulicach.
Ma ambicje na wydanie własnej płyty w klimacie czarnego hip-hopa z akcentem chodnikowej łaciny,
 przez co twierdzi że studia nie są ludziom do niczego potrzebne gdyż i tak można zrobić karierę bez nauki.
Pomijając wypytywanie o wszystkie szczegóły z mego życia, oraz trzepanie mało inteligentnymi dowcipami o pokemonach, a także o menelach, było nawet sympatycznie.
Pożegnaliśmy się w atmosferze kumplostwa, bez obiecywania znajomości na skalę partnerską.
Jednak temu osobnikowi wydaje się niezbicie inaczej.
XXX
„Czemu nie piszesz? Nie odbierasz telefonów?
Co u Ciebie? Wstałaś już?
Chciałbym sie spotkać jeszcze raz i zobaczyć Cię”
Dzwoni, pisze jak wariat…
 
…co ja mam robić? Napisać prosto z mostu żeby się odczepił? Czy dalej dawać mu nadzieję? Powiecie że jestem flirciara? Cóż, taka juz moja natura…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz