Zdaje sobie oczywiście sprawę z tego, że brać kelnerska łatwego życia nie ma.
Ciągłe użeranie się z klientelę, przez ponad 8 godzin twarz ubrana w wymuszony uśmiech, graniczący często ze łzami.
Do tego dochodzą w ilości masowej zamówienia, zamówiątka, apele i zażalenia.
Do tego dochodzą w ilości masowej zamówienia, zamówiątka, apele i zażalenia.
Przy tym wszystkim trzeba bym miłym jak ruski sprzedawca zegarów i świecić na około komplementami w stronę klienteli typu „ach doskonały wybór”
No cóż jednakże czasem i takiemu kelnerowi nerwy puszczą…
XXX
Jest pewna naleśnikarnia w moim mieście.
Nastrój i wystrój jest tam naprawdę cudowny, zatem nic dziwnego że owo miejsce stało się stałym punktem spotkań grona filologicznego.
Nastrój i wystrój jest tam naprawdę cudowny, zatem nic dziwnego że owo miejsce stało się stałym punktem spotkań grona filologicznego.
Nigdy nie miałam nic do zarzucenia temu lokalowi: bowiem obsługa i jakość potraw były na najwyższym poziomie…
Do czasu…
Do czasu…
XXX
Traf chciał że kilka dni temu, po udanym egzaminie, tradycyjnie wybrałam się z kilkoma koleżankami do naszej naleśnikarni.
Oczyma wyobraźni już widziałam te boskie naleśniki, podawane z sosami i surówkami, zawsze mile satysfakcjonujące moje podniebienie.
Byłyśmy zresztą tak głodne jak wilki więc nawet jakby naleśniki smakowały dniem wczorajszym byłoby nam wszystko jedno.
Byłyśmy zresztą tak głodne jak wilki więc nawet jakby naleśniki smakowały dniem wczorajszym byłoby nam wszystko jedno.
Zwykle o tej porze w lokalu miejsc jest jak na lekarstwo, jednakże o dziwo, udało nam się znaleźć godne pozycje, prawie tuż przy kasie.
Zadowolone rozsiadłyśmy się wygodnie i czekamy na kartę dań.
Powolnym kocim krokiem minęły nas dwie znajome już kelnerki zajadle konwersujące ze sobą.
M. dyskretnie uniosła w tym momencie rękę: Możemy kartę prosić?
M. dyskretnie uniosła w tym momencie rękę: Możemy kartę prosić?
Kelnerka (widać że wyjątkowo podbuzowana) miast kulturalnej odpowiedzi i standardowego powitalnego „dzień dobry miłym paniom” odparowała, że się nie rozdwoi i mamy czekać.
Eee no tak, pogawędki z kumpelą ważniejsze…
Ale nic to czekamy dalej.
Mija 15 minut.
Karty nadal nie dostałyśmy,mimo że panna kelnerka wędrowała kilka razy w te i we wte oscentacyjnie unikając naszego stolika.
M. w końcu nie wytrzymała i sama udała się do kasy prosić o kartę, którą dostała bez żadnego słowa wyjaśnienia czy nawet przeprosin za opieszałość.
Powróciła z triumfem, o mało nie wpadając na ową Jaśnie Pannę Kelnerkę, która widać postawiła już chyba krechę na nasze całe zgromadzenie, gdyż mruknęła niepochlebny wyraz pod nosem i z prędkością torpedy podeszła do sąsiedniego stolika (który wypełnił się o wiele wcześniej od naszego i ze słodkim głosikiem zaczęła dopieszczać klientów polecając im pewne potrawy).
No nic to poczekamy dalej na rozwój zdarzeń, w końcu mamy już kartę. Kilka chwil jednie zajęło nam wybieranie naleśników i wypatrywać ponownie zaczęłyśmy owej miłej kelnerki.
Ta nadciągając z tacą pełną napojów dla stolika obok, widząc nasze głodne spojrzenia specjalnie wykręciła głowę do tyłu, wyładowała raz-dwa ową tacę i ubrana w zachęcający uśmiech podążyła szybkim truchtem w drugą stronę sali przyjmując zamówienia od gości, którzy PONOWNIE przybyli PÓŹNIEJ od nas.
Ta nadciągając z tacą pełną napojów dla stolika obok, widząc nasze głodne spojrzenia specjalnie wykręciła głowę do tyłu, wyładowała raz-dwa ową tacę i ubrana w zachęcający uśmiech podążyła szybkim truchtem w drugą stronę sali przyjmując zamówienia od gości, którzy PONOWNIE przybyli PÓŹNIEJ od nas.
No nie tego za wiele.
Nie dość że nasz głód sięgnął zenitu, a czekanie sporo przerosło nasze oczekiwania (40 minut czekania na zrobienie zamówienia przy naprawdę małym zapełnieniu sali???) to poza wrogimi spojrzeniami (heloł co takiego zrobiłyśmy?) nie zainteresował się nami nikt. W tym czasie dwie urzędujące na sali panny kelnerki zdążyły obsłużyć podczas kilka stolików w zasięgu naszego wzroku a my nie dość że nie uraczone zostałyśmy nawet głupim „w czym mogę pomóc” to jeszcze obdarzone zostałyśmy spojrzeniami typu „zaraz się stąd wykurzę taka i owaka”.
Cóż nam pozostało czynić.
Wkurzone na maksa odsunęłyśmy krzesła i czyniąc wiele zbędnego hałasu opuściłyśmy ten lokal, nie pożegnane nawet głupim „do widzenia” czy „pocałujta nas w cztery litery”.
Wkurzone na maksa odsunęłyśmy krzesła i czyniąc wiele zbędnego hałasu opuściłyśmy ten lokal, nie pożegnane nawet głupim „do widzenia” czy „pocałujta nas w cztery litery”.
XXX
Gdyby jeszcze był tłum ludzi, wylewający się drzwiami i oknami to owo czekanie na zamówienie można by było racjonalnie wytłumaczyć. Jednakże tego dnia naprawdę ruch był niewielki i każdy gość, który przybył do naleśnikarni za nami został godziwie obsłużony.
Oprócz nas…
Powstaje pytanie czemu panny kelnerki nas ewidentnie olały?
Za dyskretną uwagę na początku o karcie dań?
Czy może za to że za małe napiwki im dawałyśmy wcześniej?
Albo że za głośno się zachowywałyśmy w lokalu?