poniedziałek, 20 czerwca 2011

sesjo umrzyj

Są takie dwa okresy do roku, kiedy to student przestaje być studentem czyli człowiekiem bez trosk i zmartwień a zamienia się w istną maszynę, robocopa, co  sam siebie zadziwiając potrafi siedzieć od rana do nocy nad notatkami i wkuwać beznamiętnie materiał z kilogramów notatek.
Za przyjaciela służy mocna kawa połączona z czekoladą i napojami energetycznymi (polecam be powera, aczkolwiek stosowanie takie specyfiku trzy dni z rzędu nieco ogłupia).
Do tego dochodzi istny armagedon w pokoju bowiem notatki są wszędzie: na biurku, pod biurkiem, za biurkiem, na kanapie i za kanapą, na szafach, szafkach i szafeczkach i o dziwo za segmentem.
Tylko teraz bądź tu mądry i się w tym wszystkim połap.
XXX
Tak mniej więcej wygląda mój żywot od jakiś trzech tygodni.
Egzamin za egzaminem pogania egzamin.
Tegoroczna sesja jest najcięższa z całego mojego toku akademickiego. W sumie 5 egzaminów mnie czeka(ło) (już trzy starcia są za mną) a paradoksalnie drugi stopień studiów winien być lekki, łatwy i przyjemny.
G* prawda…
Zapchali nam cały tydzień zajęciami, które nie przydadzą się nam do niczego.
Jakaś metodologia, antropologia, i propozycje kulturowe?
Czyli podsumowawszy, po raz trzeci przerabiać będziemy ten sam materiał co na licencjacie tyle tylko że ze zmienioną listą lektur.
Do tego dochodzi wyrabianie jakiś pokręconych punktów z bloku B. W rezultacie zamiast przyzwoitej siatki godzin siedzę sobie od rana do wieczora  na wydziale i walczę dziarsko o książki, których oczywiście też jest jak na lekarstwo.
Filologia…
A czas na pisanie magisterki to gdzie mam przepraszam bardzo znaleźć? W innym wymiarze???
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz