wtorek, 27 lutego 2007

…w pamięci mej…

Moje wielkie nadzieje na pewien przełom w znajomości mojej i kolegi z ang., który miał nastąpic w piątek w trakcie zajęc, częściowo byc może sprawdziły się.
Do deklaracji typu „kocham Cię, czy coś w tym stylu” nie doszło jednak, ale sama obecnośc, spojrzenia, czy zwyczajne droczenie się ze sobą i tak były dla mnie bardzo ważne.
Wiem, może to bylo wyjątkowo nietaktyczne i bezczelne, ale mało sluchaliśmy tego, co mówi nasza lektorka, bardziej skupiliśmy sie na rysowaniu sobie po zeszytach różnego typu szlaczków, lub ewentualnie śmianiu sie z najdrobniejszych spostrzerzeń.
Z powodu nader zimnej i wietrznej pogody nie mogło odbyc się bez sprawdzania tego, kto ma zimniejsze ręce, lub komu bardziej zmarzły palce…
Dotyk, bliskośc…brązowe spojrzenia w odległości 2 cm. od mojej twarzy…
XXX
Szkoda że czas minął tak szybko jak kolejny odcinek jakiejś brazylijskiej telenoweli…
Ach, kolejny piątku…trwaj…!
XXX
Jeden szczegół nie daje mi trochę spokoju…
Dlaczego mianowicie kolega pognał w tempie przyspieszonego biegu lekkoatletycznego do toalety po zakończonych zajęciach? Czyżby… się nagle przeziębił?:P
A może lepiej nic nie będą sugerowac;p
  
…stoimy w ciemności otoczeni światłem…

piątek, 23 lutego 2007

…czekając na znak…

I znowu szczęśliwie szybko minął kolejny tydzień…
Zawalony jak malo który…gdyż pomysłowośc organizatorów kursów nie zna granic…
…tak samo jak zmienianie godzin rozpoczęcia zajęc w terminie przyspieszonego powiadamiania interesantów pół godziny przed nowo-ustalonym terminarzem rozpoczęcia naukowego spotkania…
Nic więc dziwnego ,że nerwy mogą czasami odmówic współpracy z rozumem, i dostaje się wtedy legalnie szału…
XXX
Pomijając poniedziałkowe spotkanie kolega z ang., od 3 dni dziwnie milczy, wzbudzając tym samym stadium natłoku myślowego w mej osobie..
Piątek, wyczekiwany, wyobrażany…
Niech tym razem te 2,5 godziny będe przepełnione magią..magią promieniującą z serca, działającą jak odruch bezwarunkowy…
  
…od serca do rozumu daleka wiedzie droga…

wtorek, 20 lutego 2007

…przypadkiem wyznaczone…

Wielkie nadzieje na spotkanie sie z pewną, wiadomą osobą spełzły w piątek na niczym..
Z powodu wielkiego zmęczenia zarówno psychicznego jak i fizycznego angielski kolega nie byl w stanie dotrzec na 2,5 godzinne zajęcia.
W wyniku czego całe moje nerwowe oczekiwanie zamieniło się w smutną frustację, i urok przed-weekendowego dnia zblakł w sposób wyraźny…
XXX
I wszystko byłoby wyjątkowo nieznośne, gdyż czekanie na kolejny piątek z wątpieniem i nadzieją że coś sie wreszcie ruszy jest rzeczą naprawdę pochłaniającą dużo emocji i cierpliwości…
…gdyby nie pewien, jakże to błahy szczegół.
XXX
Przed feriami lektorka poleciła całej grupie, by napisała recenzję pewnego filmu, dowolnego pod względem rodzaju i treści.
Z 12 nader ambitnych osób tylko ja i mój kolega zdobyliśmy sie na ten wysiłek umysłowy, dając tym samym pani wykładającej, iście natłok papierkowej roboty do sprawdzania.
I jest rzeczą dziwną, gdyż nasze prace zostały pomylone przy oddawaniu, przez co w moje ręce trafiła kartka autorstwa kolegi.
Mimo że zwracałam uwagę dwukrotnie na nietrafnośc przynależności dostarczonej recenzji, uwagi me zostały zignorowane…a moja właściwa kartka nadal przebywa w biurku lektorki.
Do czego zmierzam?
Otóż wczoraj spotkałam się  z kolegą z ang., gdyż potrzebował pilnie swej pracy, w celu legalnego ściągnięcia z niej na klasówkę „writingową” ze szkolnego ang…
Porozmawialiśmy chwilę…po przyjacielsku…
 
.ale kiedy usiedliśmy koło siebie na ławce, dotykając sie kolanami, czy on także czuł to walenie mięśnia sercowego…?

piątek, 16 lutego 2007

…w oczach…

Po trzech tygodniach nieobecności, spowodowanej brakiem zajęc w wiadomym miejscu, dziś wreszcie nadejdzie moment, kiedy spojrzę komuś w piwne oczy…
Co w nich zobaczę? Nie wiem…
Ale te 2,5 godzin przeznaczone na angielski kurs nie będą stracone. Bo będzie ktoś blisko siedział…
Tęskniłam…za tym.
XXX
Film ze studniówki to po prostu bajka-można spokojnie wysłac do „Śmiechu warte „, gdyż słowne wygibasy i pląsy tanecze mej klasy zasługują na nagrode najwyższej jakości.;p
  
…spytam się gwiazdy, co droge wskazac błądzącym ma…

wtorek, 13 lutego 2007

…echo moje…

Czas jako pojęcie rzeczywiście względne płynie bardzo szybko i jeśli się nasza profesorka nie pomyliła w obliczeniach za 80 dni czeka mnie matura…
I tu pomińmy na razie tę kwestię chwilą milczenia…
XXX
Były ferie, i już po nich…
Czy odpoczęłam?
Sama nie wiem…bo wątpię czy rozmyślanie w kółko o jednym i tym samym mogło byc zajęciem relaksującym…
Pomijając fakt, udokumentowany na wadze, że schudłam 2 kilo, to nie zmieniłam sie tak bardzo po tych 2 tygodniach.
Myśli, sny, obawy…czy wreszcie coś sie wyjaśni, czy wreszcie się czegoś dowiem…
Że zakochalam się szczęśliwie…i czy będę znowu będę dla kogoś kwiatuszkiem, skarbem..
Tym razem tak na poważnie bez daty ważności z góry narzuconej…
XXX
Swoją drogą to klasowa społecznośc kryje w sobie wiele osób niezbadanych i niepoznanych przez niektórych. Bo nagle ktoś, kto byl dotąd jedynie osobą z dziennika przed Tobą, może okazac się całkiem sympatycznym towarzyszem rozmów.
Pomijając sadystyczne upodobania i skłonności do sekcji zwłok.
3 lata liceum i nadal niespodzianki miłe…
  
…czy ja wyglądam na lalunię??? Bo znowu ktoś użyl tego psedo-określenia w stosunku do mojej osoby…
XXX
Walentynki?
Bez niespodzianek..to widocznie nie ten czas…jeszcze…

piątek, 9 lutego 2007

…Walentynki-tym razem inaczej?…

Jak dotąd każde niby to komercyjne święto roznosicieli serduszkowych kartek i pluszowych misiów z napisem „I love” traktowałam normalnie.

Dzień, jak co dzień…nic specjalnego…

Tylko może trochę więcej bałaganu w sklepach, bardziej tłoczno na ulicach od ściskających się par. Spojrzenia świecące inaczej niż zwykle, przepełnione żarem i wyznaniami ukrytymi…
Zamiast tradycyjnych piosenek o różnorodnych kontekście i znaczeniu częściej słychać w centrach handlowych i w radiu pasjonujące zmiennością tonacyjną w głosie wykonawców piosenki typu: ”All you need is love”…

Mniej nieśmiałości, kolejne, odnalezione się w narastającej tego dnia odwadze osoby szczęśliwe…
XXX
Dla mnie Walentynki były jednak dziwne, niespecjalne,…dlaczego? Bo nie byłam zakochana…nie czułam tego wiatru dodającego skrzydeł…
XXX
Teraz jest inaczej…

Wzięło mnie…to już wiem..

Tego płomienia nie da się ugasić..jest gdzieś głęboko, w sercu…

 …i czeka na drugi płomień, o tej samej mocy…by wreszcie trysnął angielskimi iskrami tak, jak w święta…na nowo..
  
…moja miłośc to mój ciężar…

środa, 7 lutego 2007

…będzie to, co musi być…

Emocje nadal nie dają mi zawygraną, i coraz bardziej robią mi bałagan w głowie.
 Jakby nie mogły przyjąć do świadomości, że akurat teraz to chciałabym zająć się wreszcie biologiczną i polonistyczną stroną życia, gdyż perspektywa zbliżającej się matury wydaje się być coraz bardziej realna…
 
Ale gdzie tam…                                                                                                         
 
Z braku widoku wiadomej osoby zaczynam wpadać w dziwny trans i zwyczaj szukania po Internecie zdjęć jego szkoły i klasy, i wpatrywania się maślanym wzrokiem na jeden bardziej wyraźny niebieskawy kontur człowieczy, z dziwną miną zaskoczenia w tle.

Oczywiście nie mogło odbyć się bez osądzenia angielskiego wizerunku ze strony braciszka, który stwierdził, że mu to on z daleka wygląda na kogoś o wątpliwym charakterze, i jeśli ma być szczery to jako rodzinna bezstronna osoba, mi zabrania utrzymywania jakichkolwiek kontaktów z kolegą angielskim.

Po tej kwestii zatkało mnie wsposób dosłowny…

Ale chyba nie będę bardzo nierozważna, jeśli złota radę brata zatrzymam w wielkim poważaniu i kiedyś wykorzystam przeciwko niemu?
XXX
W międzyczasie feryjnym zapisałam się z dobrymi postanowieniami wzięcia się za siebie i swoją edukację, na dwa intensywne kursy.
Polski się już zaczął…i już na pierwszych zajęciach wysnułam wzniosek na przyszłośc-nigdy nie usiąde przy kaloryferze na gaz.
Bo za bardzo wesoło to mi nie było po tym doświadczeniu bliskości kaloryferystycznej przez 3 godziny…
  
…kto powiedział, że będzie łatwo? Nikt…a na pewno nie cierpliwośc…

sobota, 3 lutego 2007

…mieć nerwy na rodzeństwo…

Niektórzy sobie pomyślą, że nie ma to jak mieć młodszą siostrzyczkę, braciszka, by się nimi opiekować, zabawiać, i chwalić koleżankom, kolegom, że umiemy się kimś zajmować wyjątkowo…
Zwykle bezinteresownie, tylko czasem z łagodnym przymuszeniem, i wręczaniem łapówek ze strony dorosłych…

Tylko, że posiadanie rodzeństwa, XXI-wiecznego rodzeństwa, wychowanego na grach komputerowych, i telewizji, to już inna bajka…
Przesadzam, wiem, bo przeciez nie każde rodzeństwo daje się we znaki…ale…
Ja z przyczyn wyższych zostałam skazana na towarzystwo pewnego osobnika płci męskiej, którego obecność muszę tolerowaćj uż od 16 lat z kawałkiem…i już się pogodziłam z faktem, że zawsze jak na niego za głośno wrzasnę, to się muszę ugryźć w język.

I to nie jest grzeczny już ten sam młody człowiek, któremu można rozkazywać i mówic, co ma robić…Minęło już 16 lat życia, pełnego złości, i energii, uporu by postawić na swoim, który ten czas daje się już wszystkim we znaki…

Marudzę? Narzekam? W sumie przyzwyczaiłam się już, do wybuchów ataków wściekłości, dąsów z powodu niemożliwości dojścia na komputer,…ale żeby krzyczeć na mamę i babcię to przesada,…Bo prawda jest taka,że my się już go czasami boimy, więc co innego pozostaje?

Ustępowanie z łagodna dozą kompromisu…Na szczęście by nie zwariować do końca, tata umie zapanować nad wybrykami i zachowaniem mojego brata. I dzięki temu jest normalnie,…

Tylko ile jest takich rodzin,gdzie brak jest obecności silnej, mocnej ręki, i dzieci włażą rodzicom na głowę jak chcą? Wina dorosłych? Rozpuścili swe pociechy jak były młodsze?

 
…kolega z angielskiego? Nadal przyjaciel…ale ja poczekam…