środa, 3 grudnia 2008

…porozmawiajmy o przyjaźni…

W swoim 20-letnim życiu miałam kilka przyjaciółek.
Takich prawdziwych od serca.
Z pierwszą zapoznałam się w przedszkolu, wspólnie czekając na rozpoczęcie zajęć z gimnastyki korekcyjnej, z drugą nawiązałam znajomość w podstawówce, z trzecią w gimnazjum, czwartą męczyłam w  liceum, a z piątą osobą konwersowałam intensywnie na studiach.
Do każdej się bardzo przywiązywałam, traktując obcą nota bene osobę jak siostrę.
Wspólne sekrety, powierzane zwierzenia, zmartwienia. Kłopoty i troski razem rozwiązywane.
Tylko jak to w życiu bywa zwykle prawdziwa przyjaźń nie trwa wiecznie. A ja miałam wyjątkowe szczęście do tego by być idealnym przykładem ilustrującym tę mądrą sentencję. Zawsze bowiem z moimi wielkimi przyjaciółkami działo się coś niesprzyjającego. Pierwsza okazało się być totalną nudziarą po roku czasu, druga i jej dwulicowość dotknęły mnie strasznie. Z trzecią kontakt się urwał zaraz po ukończeniu gimnazjum, czwarta uznała że inna dziewczynka się nadaje na przyjaciółkę lepiej niż ja i zaczęła mnie olewać, a piąta po prostu zrezygnowała ze studiów.
Doświadczona jestem zatem w tym, że nie dla mnie prawdziwa przyjaźń na całe życie.
Pamiętam bowiem jak bardzo przeżywałam każdą z minionych końców znajomości z przyjaciółkami. Pamiętam także jak próbowałam szukać sobie na siłę innych koleżanek, zastępujących tę jedyną kochaną „siostrę”. To jednak nie było już tak samo…
Teraz dochodzę do wniosku że nie chcę znowu przeżywać podobnych rozczarowań kolejnych przyjaźni, które trafi szlak.
Mam wiele koleżanek, kolegów, znajomych.
Nie tracę kontaktu z ludźmi, nie alienuje się od nich.
Ale swej bratniej duszy już nie poszukuje.
Aby się znowu nie rozczarować powtórnie…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz