poniedziałek, 27 listopada 2006

…można odetchnąć…

Jeśli się moje niezawodne uszy nieomyliły, to zgodnie z najświeższymi wiadomościami, zdałabym maturę próbną ze wszystkiego:)
Może moje wyniki nie są aż tak zachwycające, ale ponad średni poziom się chyba wybiły- zwłaszcza jeśli chodzi o mały szczegół, że były na poziomie rozszerzonym-
(oprócz angielskiego równiez rozszerzonego…ale to dopiero początki nieodzownego poszerzania mej wiedzy obcojęzycznej na kursie, więc wszystko jest jeszcze mozliwe:)
Babolek niestety mie usłyszał osobiście tych radosnych wieści, gdyż znowu sie rozchorował…ale świadomośc tego, że wypadł najlepiej z całej klasy z biologi, uzyskując skromny wynik 93% z rozszerzenia nie powinna go bardziej zdołowac;p
Pomijając klasówkę z polskiego, dzisiejszy dzien można zaliczyc do udanych. Profesorka znając moje skłonności do pisania esejów, nieomieszkała wtrącic, by tym razem klasówki nie pisała na 6 stron…
Kolejna próba poloneza, wyjątkowo nieprzerywania złościwymi uwagami wf-menki, przyniosł nam satysfakcję z powodu tego, że nikt już nie pomylił kroku.
Ja natomiast, miałam bardzo poważny dylemat…wynikający z braku stałego partnera do poloneza…mianowicie, mogłam tańczyc z pewną, przydzieloną mi jakąś dziewczyną  lub mogłam ostatecznie nawiąc polonezowy kontakt z pewnym, nieznanym osobnikiem z równoległej klasy.
Odpowiedź mego dylematu nasuwa się sama;pp
W końcu nowych znajomości nigdy za wiele;pp
 
…angielskie słońce jak zaszło w zeszłym tygodniu, to dopiero zabłyśnie w obecny piątek…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz