piątek, 10 listopada 2006

...demokratycznie...

Zgodnie z odgórnym rozporządzeniem naszego jakże pomysłowego profesora od WOS-u, mieliśmy dzisiaj urządzic mimi-kampanie wyborcze. Sprawiedliwe losowanie apropo przydziałów i podziałów  która grupa ma za zadanie reprezentowac którą partię, odbyło się 2-tyg. wcześniej.
Mając niezwykle sprawnie sprężającą się na sam koniec grupę, przypadł nam zaszczyt reklamowania zasłużonej partii, obecnie panującego nam prezydenta…
Jako grzeczne dziewczynki, w uroczystych strojach, i książkami na ławkach, dośc udanie wypełniłyśmy nasze zamyślone wcześniej zadanie;pp. Babol, jako szanowna pani profesor w scence, przywdziała na nos wiellkie okulary mojej babci, których gwarancja szczerze mówiąc wygasła gdzieś w zamierzchłych latach 70…
Inteligenta dyskusja apropo programu politycznego, i wtrąceń wymyślnego poematu o aksjomaci partii, i zapewnień o polepszeniu jakości infrastruktury, oświaty, wizerunku społeczeństwa w świecie, trwała równo 5 minut. Czyli zmieściłyśmy się w ramach czasowych…;p
…i zasłużyłyśmy na 3 miejsce, zdobywając szacowną liczbę 4 głosów.
Pomijając wosowe przygotowywanie się do występu, zdąrzyłam napisac wczoraj kolejne miłe wypracowanie na maturę rozszerzoną, w ramach oczywiście treningu. Tym razem zajęło mi to jedyne 4 strony;pp
Tak odbiegając od wesołego nastroju…-humor mam apropo chemicznie zbity…i nie wiem, jak zdołam utworzyc speach na dzisiejszy angielski dodatkowy…
…o natchnienie, przyzywam Cię…
 
…patrząc na te słodkie psiaki, tęsknię za dawnym, wymachującym wesoło ogonem , futrzastym rozrabiaką rodzinnym, którego już niestety zabrał nam czas…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz