czwartek, 12 października 2006

…ambitnie poprzez życie…

Wiem ,że to może dziwnie zabrzmic, kiedy mówię znajomym,że nie zdaję chemii, ale chodzę na fakultety…poświęcają tym samym 5 godzin w tygodniu,które praktycznie mówiąc mogłabym przeznaczyc na robienie czegoś bardziej ciekawego…
Nie jestem jakimś kujonem,który tak bardzo pragnie wiedzy, że nawet znajomośc nieobowiązkowych przedmiotów wydaje się byc dla niego niezbędną informacją w życiu…
Ja po prostu patrzę na to praktycznie-owszem, jeśli już dostanę się na studia psychologiczne, to chemia nie będzie mi w jakimś poważnym stopniu potrzebna. Tylko trzeba wziąc pod uwagę niezbity fakt, apropo tego, że na jedno miejsce jest tam wielka grupka chętnych…więc jeśli rektorat weźmie pod uwagę konkurs świadectw…to ja z moją marną 3 mogę- teoretycznie mówiąc- „się schowac”…
Dzisiaj właśnie jestem po takich 3,5 godzinnych fakultetach, i po sprawdzianie apropo jednego z działów. Niektórzy proponowali mniej kłopotliwy sposób załatwienia sobie lepszej oceny-ale jednakże łapówki dla mojej pani od chemii nie wchodzi w grę, gdyż nawet dla mnie coś takiego byłoby dosyc niestosowne…ja na ocenę wolę zasłużyc…
A kto wie-byc może zmienię swoje przyszłościowe plany, i zamiast na kierunki humanistyczne wybiorę farmację?
   
…nie wiadomo bowiem, jaka droga jest zapisana z góry…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz