piątek, 20 października 2006

…echo z przeszłości?…

Wszystko powoli zaczynało odchodzic w niepamięc…
dawne słowa, zachowanie, pół-uśmiechy wymieniane czasami na szkolnym korytarzu…nawet to samo miejsce na końcu autobusu szczęśliwego zdawało się już nie emanowac czyjąś obecnością…
Byłam dumma z samej siebie, że w końcu pokonałam siebie, swoją słabośc do …M.
Zaczynałam doceniac uroki zwykłych, przyjacielskich rozmów, i przestałam byc obojętna i wrogo nastawiona do każdego kumpla, który się uśmiecha do mnie…nawet natrętni osobnicy na imprezkach osoemnastkowych w klubach przestali mnie aż tak wkurzac…
Gotowa byłam móc zaufac komuś znowu…
Wczoraj przez przypadek namówiona przez Babsztyla, poszłam z nią w trakcie przerwy do automatu, znajdujacego sie w rogu korytarza (mam na mysli wnekeę). Podczas gdy automat robił swoje, wyjrzałam na zew.  i…szok
Zbiegał ze schodów, jak dawniej, 2 lata temu…i wspomnienia znowu zabolały…pewnie dlatego, że ostatni raz minęłam go wzrokiem podczas jego egzaminów maturalnych.w maju…
I jedno pytanie mnie dreczy ciągle, od wczoraj…co robił w szkole, skąd niekąd odnowionej po pożarze…
A miałam sen, piękny sen  jak kiedyś…
   
…ale wierzę w dobroczynne działania czasu…i kursu z angielskiego:))…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz