niedziela, 15 lutego 2009

…jak kupowałam prezent na Walentynki…

Początkowo chciałam sprezentować absztyfikantowi pudełko jakiś męskich pachnideł pierwszej klasy konsumenckiej typu krem do golenia i pogoleniu.
 Przejrzałam w natchnieniu w pobliskim supermarkecie oferty takowych unikatów. I niestety mimo notabene fantastycznej aparycji,zniechęciła mnie nieco cena takowych produktów, stanowczo za wysoka jak na biedną studencką kieszeń. Dałam zatem za wygraną.
Następnie naszła mnie myśl aby zakupić mu olśniewający grzebień do włosów, który to bym następnie zapakowała w różową wstążeczkę. Lecz tu też pojawiła się wątpliwość. Czyżby czasem absztyfikant nie potraktował tego prezentu jako delikatną aluzję do tego że ma zbyt nieokrzesaną czuprynę w której włosy mu się układają tak jak chcą?
Kolejnym mym genialnym pomysłem na prezent były perfumy za 5 złotych kupione we wspaniałym sklepie gdzie minimalna cena nie idzie za jakością w gruncie rzeczy nawet nie taką złą. Ale zaraz pomyślałam sobie że gdyby absztyfikant się spytał ile wydalałam na to boskie pachnidło ja bym po prostu wybuchnęła gromkim śmiechem.
W końcu zdesperowana gotowa byłam nawet kupić mu butelkę zacnych ziółek słynnego Amolu,pamiętając że ostatnio skarżył się na chrypkę w gardle. Tylko że takowy prezent nie jest zbytnio romantyczny jak na walentynki…Gdyby chociaż jakąś specjalną edycję z opakowaniem w puchate serca zrobili to byłoby idealnie a tak to z bólem serca odrzuciłam i ten pomysł jako niewypał…
I gdy tak znowu zaczęłam dumać nad prezentem dla absztyfikanta nagle naszła mnie genialna myśl.
Pędem skoczyłam (po raz enty w mych poszukiwaniach) do wspaniałego,niezastąpionego, pobliskiego marketu i ze spokojem ducha, po przetestowaniu już wonnym paru flakoników, władowałam wybrane wspaniałe pachnidło męskie z kosmetycznej pułki  za około 20 złotych.
Sami przyznajcie – to dobry zakup, cena niewygórowana, zapach przyjemny.
Następnie już w domu opakowałam na dodatek tę perfumę w złotą wstążkę.
Powiem tylko tyle że absztyfikantowi się spodobało.
Jego z kolei prezentem był wypad do kina na interesujący wielce film o Benjaminie Buttonie.
Polecam, świetny.
Połowa sali ryczała na koniec.
I ja tez się wzruszyłam.
Absztyfikant natomiast pozostał niewzruszony bo jak wiadomo faceci z natury są gruboskórni.
…a tak na marginesie mogłam jednak zakupić ten Amol.
Chrypka absztyfikanta bowiem nie minęła nadal i przeszkadzała nieco w seansie kinowym.
Bezczelna no. Żeby w taki dzień też dokuczać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz