niedziela, 22 lutego 2009

…czytanie w nadmiarze…

Czytam.
I czytam.
Co spytacie?
Wielce ciekawe książki – wam odpowiem.
Poczynając na sławetnej Trylogii Sienkiewicza, przez romantyczne dramaty Słowackiego, norwidowskie wiersze pełne smutku, wspominając mimochodem o Lalce Prusa, czy na nowelach pozytywistycznych kończąc.
I nie ważne że w liceum już się takowe pozycje lekturalne czytało…
Na filologii polskiej trzeba czytać jeszcze raz.
Wszystko. Słowo po słowie.
Bo niektórzy lektorzy są tak sprytni że potrafią przyczepić się dosłownie do szczegółu.
Na przykład może być pytanie na egzaminie co stało na stoliku w pokoju Izabelli Łęckiej kiedy Wokulski przyszedł do niej pierwszy raz?
Lub też jak się nazywał stryjek po dziadku Antoniego Malczyńskiego autora „Mari”i?
Tudzież czy Tadeusz w chwili przybycia do Soplicowa był chłopcem nieskalanym przez przez żeńską i odpowiedź swoją uzasadnij.
A jak się nie pamięta takich istotnych wielce szczególików to nie ma po co pokazywać się na egzaminie.
Bo to przecież wiedza absolutnie elementarna.
Może najlepiej powinnam się książek na pamięć uczyć w trakcie czytania.
XXX
Nie pytajcie jak me to oczy wytrzymują.
Bo w tym sęk że nie wytrzymują.
Protestują przed każdą kolejną pozycją z listy lektur.
A takowych mało nie jest…
Ale czy to ja wymyślałam te iście dech zapierającą czterostronicową listę powieści na egzaminy ?
Oczywiście że nie ja.
Tylko szanowne grono panów lektorów i wykładowców….
Którzy jak wyraźnie widać mają w poważaniu stan zdrowotny narządu wzroku studentów…
W końcu to czysta wiedza staje przed oczami przyszłych adeptów sztuki filologicznej, co pasjami powinno pochłaniać wszystko co mają w zasięgu wzroku…
Tak bardzo mądre rzeczywiście…
Tylko stanowczo za długie.
Jakby po jednej powieści ilustrujący dany prąd w epoce nie wystarczyło.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz