sobota, 1 września 2007

…lazurowa opowieść…

Dawno, dawno temu, za siedmioma autostradami, wyżynami i tłumem strajkujących rolników, w małym mieście Płock bardzo cenionym przez niejakiego pana Hermana Władysława,tytułującego się Królem, żył sobie imć Lazur Blond.
Był człowiekiem o wyjątkowo gitarowych ambicjach założenie zespołu rockowego na wielką skalę, ale niestety nie miał wiernej solistki do swojego repertuaru. Stawiając wszystko na jedną kartę, wydał, zatem dekret do miejscowej władzy ludowej o zorganizowanie castingu na żywo na rynkowym placu.Wiele chwalebnych solistek wystrojonych w czerwone torebki i siwe pasemka włosów na głowie startowało do tego zaszczytnego tytułu, ale żadna nie potrafiła poruszyć rockowego serca pana Lazurra.
I tak mijały miesiące, lata niestrudzonych popisów na rynkowym centrum, aż panu organizatorowi słuch nieco osłabł od ciągłego słuchania kaleczonych dźwięków. Nawet skradzione resztki wybitnego medykamentu o nazwie „pavulon” od miejscowej służby zdrowia nie przynosiły ukojenia. Już miał wybrać jedną damę o wdzięcznym nazwisku de Godzilla aż to nagle ni stąd ni zowąd, udając się na poranną wyprawę nad rzekę Wisłę w celu zażycia kąpieli,zatopiony w myślach, zderzył się znienacka z pewną tajemnicza dziewczyną,nabijając jej siniaka na czole.
Zmieszał się nieco pan Lazur i zaczął cucić nieprzytomną niewiastę z głębokiego omdlenia. Nie posiadał jednakże plastra ani niczego, co mogło służyć do zalepienia czoła zbolałego, na którym szerzył się fioletowy odblask siniaka, postanowił zabrać ją do gitarowego domu swojego, by uniknąć późniejszych plotek o rzekomym morderstwie i ucieczce z miejsca zbrodni.
I tak niósł ją w ramionach prawie kilometr w jakże romantycznej scenerii zarośli i krzaków jeżyn aż, kiedy ręce odmówiły mu posłuszeństwa dotarł wreszcie do domu swojego. W międzyczasie siniak na głowie poszkodowanej zmieniał się w fioletową nieprzyjemnie wyglądającą opuchliznę,więc delikatnie zaczął chuchać na niego wydmuchując powietrze pierwszego tłoczenia z jego szlachetnych płuc….aż nagle….zemdlona dzieweczka otworzyła swe wielkie, niebieskie oczęta i wydała z głębi trzewi jakże uroczy głos- „aaaaaaaaaaa”
Pan Lazur oniemiał z zachwytu nad brzmieniem niebiańskiegookrzyku i wnet wystosował jej niespodziewaną propozycje bycia solistką w jegozespole. Dziewczyna po ocknięcie się i doszła do siebie i nieśmiało zgodziłasię na jakże wspaniałą propozycje Lazura Blond.
Wybór pana Lazura spowodował oczywiście liczne pertraktacje innych pseudo-kandydatek do zaszczytnego tytułu pierwszej chórzystki rockowej. Zwłaszcza pani de Godzilla. Musiała się ona pogodzić jednakże z nieodwołalną decyzją gitarzysty i odeszła w pokoju duszy. 
Chęć na śpiewanie przeszła jej jak ręką odjął, natomiastzajęła się jakże szczytnym wspomaganiem okolicznościowych rolników w protestachokupacyjnych nad podwyżkami cen buraków. 
Za swą szlachetną postawę dostała później Złoty Krzyż Zasługi od wiceministra rolnictwa.


XXX
Lazur i tajemnicza dziewczyna, która dla owocnych warunków współpracy przyjęła pseudo Moa, dali razem mnóstwo koncertów, a uwieńczeniem całości znajomości była złota płyta.
I tak żyli długo i szczęśliwie jak przyjaciele aż do czasu setnej próby żywiołowego śpiewania, kiedy to uświadomili sobie, że kochają się za zabój i żyć bez siebie nie mogą.
Po stosownych zaręczynach odbyło się weselisko, na którym ja byłam, lecz miodu nie piłam, bo nie lubię a degustowałam się winem z procentami, a wszystko, co usłyszałam w stanie trzeźwym zapamiętałam i w tej opowiastce dla przyszłych pokoleń zamieściłam.
    

…tą opowiastkę dedykuję pewnej osobie, w podziękowaniu za cierpliwe znoszenie błyskotliwych rozmów ze mną na gg. … :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz