czwartek, 27 września 2007

…apel zmęczonej kobiety…

Szanowni Panowie Amanci.
Zwracam się do Was z logiczną prośbą abyście dali mi wszyscy święty spokój.
Działacie mi solidnie na nerwy, co niekorzystnie odbije się na mojej zdolności do pogłębiania wiedzy z wykładów profesorskich, w wyniku czego zastanę z pewnością niechybnie eksmitowana z uczelni.
Moja cierpliwość na znoszenie Waszych humorów  skończyła się.
Poszukajcie sobie innej ofiary do wysyłania głuchych i smsów po 10 razy w kółko o różnych porach dnia.
Mój telefon także stanowczo protestuje przeciwko notorycznym połączeniom psującym harmonijną ciszę jego ustroju elektrycznego.
Niedługo może dojść do tego, że już samoistnie będzie prosił o wyłączenie.
Nie zrozumcie mnie źle oczywiście – nic nie mam do Waszych ponad ustawowych kilogramów, nadmiernego zarostu, kontrowersyjnych zainteresowań czy poglądów rasistowskich.
Każdy przecież jest sobą, zwykłym homo sapiens i byłabym złośliwa żądając natychmiastowej poprawy przekonań czy wyglądu Waszego.
Po prostu, spójrzmy prawdzie w oczy.
Nie pasujemy do siebie.
Nie czuję przyspieszonego bicia serca na Wasz widok.
Motylki w brzuchu również mi nie latają.
Tak więc jeśli macie nadzieję na podbicie wrażliwego serca mojej osoby pogaduszkami o „miłości od pierwszego wejrzenia” to źle trafiliście.
Nie tędy wiedzie droga.
Przeznaczenie się pomyliło…
Na zakończenie chciałabym dodać coś na usprawiedliwienie moich odtrąceniowych decyzji.
Nie jestem wcale osobą wredną za jaką mnie pewnie teraz macie.
Mówię przecież to co myślę i czuję…
Mam Was zwodzić?
Dawać nadzieję?
Nie mam ochoty.
XXX
Wierzę że kiedyś traficie na taką prawdziwą miłość.
Ja takową nie jestem.
Z poważaniem:
- Karia.
  
…PS. Przepraszam Was jeszcze raz, ale nie chcę się angażować w coś, co nie miałoby sensu, ani serca…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz