czwartek, 13 września 2007

…kwestia adoracji…

Ktoś z grona bardzo mądrych doradców w magazynach babskich stwierdził kiedyś że każda kobieta powinna mieć w pobliżu przynajmniej 5 adoratorów , z których to dopiero szósty miałby okazać się tym jedynym…
Jakże ta złota myśl jest w błędnym założeniu swojej formy…
Po pierwsze, znaleźć takich 5 przystojniaków, odpowiednich co do gustu nowoczesnych dam, nie jest rzeczą łatwą.
 Każdy przedstawiciel rodu męskiego jest samym w sobie chodzącym indywiduum, z zachowaniem, sposobem myślenia oraz własnymi oczekiwaniami co do przyszłej partnerki na czele.
Po drugie, intensywne okazywanie równoczesnego zainteresowania przez kilka osobników płci brzydkiej, okazuje się męczące po dłuższym czasie stosowania taktyki retorycznych pytań „co u ciebie?”.
Cierpliwość kobieca ma przecież swoje granice w udzielaniu wnikliwych odpowiedzi o podobnej tematyce, kilkakrotnie w ciągu dnia.
Wreszcie po trzecie i najważniejsze, jeśli już nawet zapadnie pozytywna decyzja akceptująca jednego z nieustępliwych adoratorów, powinno się przygotować do delikatnego poinformowania o tym reszty zainteresowanych.
Na późniejsze groźby, zastraszenia, próby wrażliwości i dalsze meczące nękanie trzeba bezdusznie pozostać obojętną.
XXX
Podsumowując powyższą analizę sytuacyjną, lepiej nie iść w ilość adoratorów, ale w jakość poszukiwań tego jedynego, wybranego.
Kiedyś się go przecież znajdzie.
 
…a duża liczba amantów bywa niezdrowa w skutkach postępowania z nimi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz