piątek, 29 marca 2013

„Kochanie! Oświadcz mi się!”

Każda dziewczyna, która jest ze swym amantem przynajmniej rok, marzy o tym jedynym, wymarzonym i wyczekiwanym dniu, w którym to usłyszy od ukochanego magiczną formułkę: „Czy zostaniesz moją żoną?”. Przy każdej, potencjalnie nadarzającej się okazji typu kolacja we dwoje, niespodziewana wycieczka do parku czy też romantyczna podróż w nieznane, typowa przedstawicielka płci niewieściej ma nadzieję, że to właśnie nadszedł TEN moment. Oczyma wyobraźni planuje się wtedy udawane zaskoczenie, chwilową niepewność, powstanie gorącego rumieńca oraz… pełne zazdrości spojrzenia koleżanek.
No właśnie.
Damska zawiść.
Znacie to?
Koleżanki mają modną torbę, ja też muszę mieć!
Koleżanki mają nowy samochód, to ja będę gorsza?
Koleżanka ma narzeczonego… ja też chcę!
XXX
Moja uczelniana koleżanka Marta była z chłopakiem już przeszło trzy lata. Widywali się codziennie i dzwonili po kilka razy na dobę. Dzień bez telefonu do ukochanego Michała – dzień stracony. Można by powiedzieć, że papużki-nierozłączki. Na każdej imprezie pojawiali się razem, trzymali się za rączkę, całowali, gdy nikt nie patrzył i przytulali się czule. Na padające zewsząd pytania o potencjalnym ślubie czy zaręczynach, Marta i Michał odpowiadali zgodnie „Kiedy będą, to będą”. Byli bowiem pewni, że życie planują spędzić razem, jednakże 22 lata to trochę za wcześnie na „hajtanie się”.
I tak trwali w tym słodkim stanie zawieszenia aż do zeszłego roku.
W międzyczasie bowiem większość naszych przyjaciół, znajomych pozaręczała się i pochłonięta była przygotowaniami do rychłego zawarcia sakramentu małżeństwa. Skończyły się zatem co tygodniowe, wspólne wypady towarzyskie, bo – jak wiadomo – narzeczeni groszem nie śmierdzą.
Ów zastój imprezowy był Michałowi nawet na rękę – ot, nie musi co tydzień męczyć się z syndromem dnia wczorajszego i tłumaczyć się szefowi w poniedziałek rano, czemu ma takie czerwone oczy. Jednakże Marta była odmiennego zdania. Z natury towarzyska i lubiąca dobrą zabawę w gronie znajomych, zaczęła nagle czuć się odseparowana od całego grona „szczęśliwych narzeczonych” i wbiła sobie do głowy, że jest gorsza od reszty naszych koleżanek. I tak oto nieformalny związek jej i Michała, przestał jej wystarczać. Zaczęła pragnąć czegoś więcej niż tylko bycia zwykłą dziewczyną i czekała z niecierpliwością na dzień, kiedy Michał zdobędzie się na odwagę i oświadczy się jej. Nic jednak nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie Michał zdecydował się paść przed Martą do stóp. Co gorsza, nie zauważył w ogóle dziwnie nerwowego zachowania ukochanej, a także powtarzających się pytań o to, co będzie z nimi dalej. Marta zatem cierpliwie czekała dalej…
Aż do czasu…
Szala zawiści przelała się dopiero, kiedy na drogę narzeczeństwa wstąpiła także Anka, można powiedzieć, studencka nieprzyjaciółka Marty. Odkąd tylko pamiętam, jedna z drugą rywalizowały. A to która ma lepsze oceny, która większe stypendium, która lepszą pracę wakacyjną. Gdy zatem Marta usłyszała, że Anka ma narzeczonego, stwierdziła, że czas najwyższy, aby i ona go miała.
Skoro Michał jej się nie oświadczył nadal, ona mu w tym delikatnie pomoże!
Gdy tylko zatem nadarzyła się okazja do spotkania z ukochanym sam na sam w jego mieszkaniu, Marta nie owijała w bawełnę.
- Kochanie! – rzekła z całą stanowczością – Oświadcz mi się teraz, zaraz! Bo jak nie, to koniec z nami!
XXX
Nie muszę dodawać, że Michał był kompletnie zszokowany i nieźle oszołomiony powyższym wystąpieniem Marty. Doszedł jednak w miarę do siebie i – częściowo przytomnie, częściowo nie – padł fachowo na kolana i poprosił oczywiście Martusię o rękę. Przecie nie pozwoli ukochanej odejść! Pierścionek zaręczynowy dokupił rzecz jasna nieco później…
Ale kto by się o taki szczegół martwił.
Ślub przecież za rok.
XXX
Tak więc drogie Panie, jeśli Wasz ukochany zwleka z oświadczynami, nie pozostaje Wam nic innego, jak wziąć sprawy w swoje ręce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz