czwartek, 4 kwietnia 2013

Jak przywołać wiosnę?

Od pięciu miesięcy, co rano, widok jest ten sam.
Śnieg.
Zaspy śniegu.
Błoto i śnieżna breja.
Kilogramy białego puchu na parapetach, pod blokiem, zza blokiem, w śmietniku, na ulicy, na przystanku, na przejściu podziemnym, na poręczach, na witrynach sklepowych, na autach, na autobusach, na czapkach, pod czapkami.
I niestety… w butach.
Można oczywiście powiedzieć, że biały śnieżek jest uroczy, że ślicznie wygląda  jak tak pada z nieba, że doskonale zakrywa przed wścibskimi oczami miejskie brudy i śmieci.
Ale do ciężkiego losu zmarzniętego obywatela!
Co za dużo, to niezdrowo!
XXX
Termin odejścia zimy powinien już przecież minąć z chwilą 21 marca, kiedy to – teoretycznie – światem zaczyna rządzić wiosna.
Ale gdzie tam!
Jakby styczniowych i lutowych śnieżyc było mało, biały puszek musiał przywalić i pod koniec marca, a także i na początku kwietnia. I to w samo święto Wielkiej Nocy!
Zamiast zatem uroczych pączków wiosennych na drzewach i miłego świergotania ptasząt i ciepłych słonecznych promieni podczas procesji rezurekcyjnej – ciągle biało!
Ratunku!
XXX
Jak przywołać wiosnę zatem?
Istnieją trzy możliwości.
Opcja pierwsza – zbudowanie wielkiej rakiety, wypełnionej mnóstwem ilości materiałów wybuchowych i wypuszczenie jej prosto w niebo, w samo centrum śniegowych chmur. Manewr taki miałby owe skupiska śnieżne rozgonić i unicestwić na dobre (a przynajmniej na pół roku, do następnej „zimnej pory”). W starciu z taką potężną siłą cieplnego rażenia, nawet najmniejsza zimowa chmurka nie ma szans, by przetrwać i ponownie śnieg produkować!
Opcja druga – wybudowanie wielkiego, śniegowego bałwana, coś na kształt figurki voo-doo i widowiskowe spalenie go na stosie z drewna sosnowego, przy wtórze gromkich okrzyków – „Zimo precz”! Powyższej egzekucji białego gościa, powinien towarzyszyć energiczny i żywiołowy taniec w zwiewnych szatach, połączony z cichym szeptaniem zaklęć i guseł magicznych. Zima na widok takiego procederu, musi niechybnie zwiać na drugą półkulę.
Opcja trzecia z kolei, przewidziana jest tylko i wyłącznie dla ludzi o żelaznych nerwach i końskim zdrowiu, inaczej zwanych – hadrcorami. Ich zadaniem byłoby paradowanie w specjalnych ubraniach wiosennych, tj. lekkich okryciach głowy i stóp, tak, by swoją postawą manifestować wszem i wobec, że tak naprawdę wkoło jest ciepło i wręcz upalnie, tylko nikt tego nie widzi. Po kilku seansach tego typu, odejście śniegu z podkulonym nosem – murowane!
A Wam jaki sposób na przywołanie wiosny wydaje się najlepszy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz