wtorek, 16 kwietnia 2013

Chcę do pracy!

Od obrony minął już miesiąc.
I co?
I nic…
Jak pracy nie miałam, tak nadal nie mam.
Wykształcenie wyższe humanistyczne nie przekonuje nikogo, aby mnie zatrudnić…
XXX
Jak wygląda obecnie mój dzień?
Wstaję rano, konsumuję śniadanie i włączam komputer.
Następnie siedzę kilka godzin przed monitorem, wyszukując zawzięcie strony typu: praca.pl, gazeta.praca, joprapido, absolwent i inne.
Jeśli znajdę jakieś interesujące mnie ogłoszenie, robię głęboki wdech i wydech, by następnie kliknąć „aplikuj”.
Po kilkudziesiętnym powtórzeniu wyżej wymienionej czynności, wyłączam komputer, i zajmuję się jakimiś drobnymi porządkami domowymi. A to przyniosę babci zakupy, a to pozmiatam w mieszkaniu, a to poukładam jakieś książki w piwnicy.
W międzyczasie spozieram na telefon.
A nuż zadzwoni jakiś potencjalny pracodawca?
E, głucha cisza…
Cóż trudno, zbliża się nieuchronnie południe.
Trzeba zatem pomóc w gotowaniu obiadu.
Po posiłku – zmywanie.
Co dalej? Telewizja, książka, czy też może jakieś spotkanie ze znajomymi?
E, zostaję w domu.
Przecie na imprezy pieniędzy nie mam…
Szwędam się zatem tu i tam, obijając się o ściany i o domowników.
Nadchodzi powoli wieczór.
Nadal nikt nie dzwonił w sprawie pracy?
No trudno może jutro będzie lepiej…
Godzina 21 dochodzi. Czas zatem na kolację, przejrzenie książki jakiejś i do łóżeczka.
Dzień udany jak zawsze…
XXX
I tak oto, według powyższego scenariusza, mijają mi dni wiosenne. Jednym słowem: codziennie od miesiąca robię to samo: szukam pracy i popadam w rutynę nudy. Nic więc dziwnego, że dostaję już naprawdę szału z tej bezczynności.
I w tym momencie dręczy mnie jedno, proste pytanie.
Mianowicie, po jaką chorobę było mi te studia kończyć?
Mogłam iść sobie do zawodówki, zdobyć zawód jakiś intratny typu kosmetyczka czy fryzjerka…
Może wtedy bym prędzej znalazła zatrudnienie w branży urodowo-włosowej, niż teraz jako mgr filologii ojczystej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz