piątek, 3 maja 2013

Komunijna szopka

Maj.
Słońce, kwitnące kasztany i bzy.
I czas Pierwszej Komunii Świętej.
Uroczystość tak bardzo ważna w życiu każdej wierzącej rodziny. Oto syn/córka w białych szatach, ze złożonymi w małdrzyk rączkami, przyjmuje po raz pierwszy Najświętszy Sakrament i staje się tym samym prawowitym chrześcijaninem/chrześcijanką. Zaiste piękne święto katolickie…
Zaraz, zaraz.
A co natomiast z dziećmi rodziców niewierzących? Czy one będę gorsze od rówieśników, obdarowanych komunijnymi prezentami?
Oczywiście, że nie! Dalej jeden ateista z drugim zapisuje nagle dziecko na religię w drugiej klasie podstawówki, żeby ich potomek nie odstawał od reszty. Niedzielne msze się odbębni, paciorki i modlitwy jakoś się wyklepie razem z pierworodnym, byleby tylko Jasio czy Franio mógł cieszyć się razem z kolegami białym garniturkiem w kościele, uroczystą muzyką na organach i ładnymi prezentami komunijnymi…
A po całej uroczystości, wielka wiara zniknie równie szybko, jak się pojawiła…
Kto by się troszczył bowiem w dzisiejszych czasach o kwestie duchowe?
XXX
Jednakże kwestie duchowe to jedno, a kwestie podniebienia to drugie…
Jak bowiem najlepiej uczcić uroczystość Pierwszej Komunii Świętej?
Odpowiedź banalnie prosta! Należy urządzić wielkie przyjęcie w gronie rodziny i znajomych, połączone z miłymi rozmowami i uroczystym posiłkiem. W końcu nie samym Słowem Bożym człowiek żyje. Ot na samym początku można zaserwować przystawki z krewetek i ostryg, dalej dwudaniowy obiad z dziczyzny i owoców morza, potem wykwintny francuski tort dziesięciowarstwowy. A na koniec – rzecz jasna – toast australijskim szampanem (rocznik 1890) na cześć małego chrześcijanina.
Najlepiej oczywiście takie przyjęcia urządzać w jakiejś sali weselnej czy balowej – co by wszystkich biesiadników odpowiednio ugościć. Taka okazja wymaga przecież najlepszego rozwiązania, mimo że pieniędzy mało w portfeliku a podwyżka w pracy nierealna… Trudno się mówi. Kredycik na komunię trzeba wziąć i po problemie będzie…
A może by tak jednak po taniości? Komunijne przyjęcie w domu wyprawić wśród najbliższych?
Phi, toż to dopiero tandeta komunistyczna. Kto się dziś bawi w gotowanie rosołku i bigosu? Ot, zniewaga!
XXX
Oprócz dostojnego posiłku i pogawędek rodzinnych, punktem kulminacyjnym wieczoru są także prezenty dla małego jubilata komunijnego.
Co by tu takiemu szkrabowi ofiarować?
Złoty wisiorek z Matką Boską?
Eee, nuda, to było za czasów wujka Mietka.
Hm… to może bombonierka z czekoladkami?
Phi, toż to dopiero wiocha!
Co zatem jest najlepszym darem na Pierwszą Komunię Świętą XXI-wieku?
Smartfon!
Telewizor plazmowy!
Laptop!
Motorower!
Koperta z gotówką!
Hm, coś drogie te zabawki…
Ano, trudno się mówi… Syneczek/chrześniaczek/siostrzeniec nie będzie gorszy od swoich rówieśników. Co powie potem nieboraczek kolegom w klasie? Że na Komunię dostał bombonierkę z cukierkami toffi, a nie smartfona Nokię Lumię x1000?
XXX
Kiedy ja przystępowałam do Pierwszej Komunii Świętej inaczej to wszystko wyglądało.
Nie było niepotrzebnego chaosu z wynajmowaniem sal weselnych i zamawianiem miliona pięciuset potraw na setki gości. Moja uroczystość komunijna odbyła się w u nas w mieszkaniu, w bloku. Przybyło 15 gości. Zjedli rosołek i bigosik, przekąsili wódeczką i pierniczkiem, po czym poszli sobie, wychwalając zdrowie gospodarzy.
Prezenty?
Dostałam 10 bombonierek i radio. Więcej upominków nie pamiętam, a jeśli takowe były – głównie w formie pieniężnej – to przejęła je moja rodzicielka tudzież rodziciel.
I to wszystko.
Czyż nie tak powinna właśnie wyglądać Pierwsza Komunia Święta?
Czyż nie lepiej świętować skromnie, w gronie rodzinnym, z domowym jedzeniem, które wypełnia pustkę w żołądku i sercu?
Po co ten cały pęd za luksusem, drogimi strojami, prezentami, wystawną salą i mnóstwem ciekawskiej publiki?
O czasy.
O obyczaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz