czwartek, 10 września 2009

…panowie amanci…

Od czasu rozstania z szanownym absztyfikantem, jakie miało miejsce trzy miesiące temu, pojawiło się już kilku pretendentów do zastąpienia jego miejsca. Różni byli oni. Jedni bardziej przystojni, inni mniej, z poczuciem humoru lub z całkowitym jego brakiem, gadatliwy i milczący. Może przybliżę pokrótce niektórych z nich.
XXX
Amant numer 1, pojawił się zaledwie w dwa dni po zerwaniu z absztyfikantem. Zapoznałam się z nim na pewnym serwisie internetowych znajomości. Zaczęliśmy konwersację na komunikatorze gg, i wszystko wskazywało na to, że trafił swój na swego. Dobrze nam się rozmawiało, tematy, jakie były poruszane nie nudziły, a ciekawiły. Po tygodniu rozmów na wirtualu zdecydowaliśmy się na spotkanie w realu.
Pełna emocji wyczekiwałam ów dzień meetingu, a  kiedy wreszcie wreszcie takowy nastąpił oczyma wyobraźni widziałam już siebie i amanta przebywających w środku czerwonego serca przebitego strzałą Amora i szepczących sobie czułe słówka do ucha.
Cóż, los jednak bywa perfidny. Szok jaki doznałam po usłyszeniu głosu amanta, kiedy ten się przedstawił już na żywo w miłej scenerii pewnego centrum handlowego, stanowczo obudził mnie z majaków sennych. Spytacie jak to. A tak to. Amant najwidoczniej, mimo słusznego wieku 23 lat nie przeszedł był jeszcze mutacji, albo przeszedł ją z dziwnym wynikiem. Głos jego przypominał bowiem skrzeczenie żaby, którą ktoś chce nadmuchać przez pewien otwór w ciele. Zatem choćby nie wiem jak amant był przystojny, sam fakt takowego głosu stanowczo odtrącił mnie od jego skromnej osoby. Po tym jednym spotkaniu zerwałam wszelakie kontakty z amantem, mimo jego natarczywych telefonów i sms w typie „Kario co byś powiedziała na kolejne spotkanie?”.
Amant numer 2, również zapoznany przez ten sam serwis internetowy, sprawiał wrażenie przebojowego maczo, któremu żadne kobiece tajnik osobowości nie są obce. Zaskoczył mnie swoją pewnością siebie, kiedy oznajmił że z nim się nudzić nie można. Po takowym oświadczeniu, sami rozumiecie, musiałam się zgodzić na spotkanie na żywo, by się przekonać osobiście czy to o tym braku nudy w towarzystwie amanta, nie był czasem czystą przechwałką. No i się nie nudziłam. Jego głos z delikatną nutą humorystyczną i kpiarską też był w porządku. Całe 5 godz spędzone w jego towarzystwie minęło bardzo szybko i kiedy na zakończenie miłego dnia odprowadził mnie na przystanek i spojrzał prosto w me oczęta zdawałam się czuć zaczątki przysłowiowych motyli w brzuchu. Umówiliśmy się wtedy na kolejne spotkanie. Podświadomie mówiłam sobie „Kario a to może właśnie ten?” bo nie miałabym nic przeciwko temu blondynowi wysokiemu o błękitnym spojrzeniu, co jednym ironicznym zdaniem poprawiał mi humor od razu. Kolejne spotkanie nastąpiło dopiero po jakimś miesiącu od tamtego pierwszego. I mimo, że nadal było miło i sympatycznie, coś się jakby zmieniło. Może ze względu na upływ czasu, przestałam widzieć w owym amancie idealnego kandydata na nowego absztyfikanta. On najwyraźniej podzielał może odczucia i zamiast namiętnym pocałunkiem,  pożegnaliśmy się jak przyjaciele. Kontakt nadal utrzymujemy, ale o kolejnym spotkaniu nie rozmawiamy.
Amant numer 3, starszy o kilka lat, poważny człowiek pracujący, przypadł mi do gustu z tego względu że miał podobne poczucie humoru jak ja. Przegadaliśmy wiele godzin na gg, sprzeczając się i doigrywając sobie nawzajem. Planowaliśmy spotkanie, podczas którego, spróbujemy wszystkich potraw w McDonaldzie. Cóż, na planach się skończyło. Z niewiadomej przyczyny coraz rzadziej gadaliśmy, aż w końcu kontakt się urwał całkowicie. I tylko los zna odpowiedź dlaczego.
Amant numer 4, rówieśnik mój, człowiek z pozoru skryty w sobie i zamknięty, po bliższym poznaniu dopiero pokazuje swą naturę. Ponad miesiąc czasu zwierzał mi się ze swoich problemów natury męskiej (brak dziewczyny, samotność, nuda, niezrozumienie wśród kolegów). Czułam się trochę jak pani psycholog udzielająca rad. Co dziwne o przyszłym, potencjalnym spotkaniu randkowym nie konwersowaliśmy wcale, gdyż życiowe rozmowy dogłębnie nas pochłonęły. Przyjemnie się z nim rozmawiało, bo nie ma to jak poznawanie ludzi zamkniętych w sobie. Amant miał ciężki charakter, poczucie humoru wybredne, jednak mimo to coś przyciągało do niego, może zgodnie z zasadą że „Króliczka trzeba gonić”. Miłe konwersacje wieczorową porą skończyły się po jakimś czasie wyznaniem że ma już dziewczynę od niedawna. Dobrze było dowiedzieć się tego po ponad 30 dniach konwersacji, kiedy to wolał udawać wybitnego samotnika niż zajętego osobnika. Wściekłam się z początku na jego dwulicowość, ale nadal z nim pisze, może już nie w takiej częstotliwości jak dawniej ale raczej w ramach filozoficznych dyskusji.
XXX
Panowie amanci wymienieni wyżej zostali zapoznani jakiś czas już temu. Z jednymi kontakt utrzymuję nadal, z innymi niestety już nie. Co do amantów teraźniejszych, takowych jest dwóch. Jednego z nich poznaję już od ponad dwóch miesięcy (to ten, z którym drugie spotkanie mające miejsce jakiś miesiąc temu opisałam tu na łamach bloga, więc nie jest wam jego postać obca), drugi z amantów się pojawił dość niespodziewanie.
Co do prezentacji tego drugiego, musicie nieco poczekać cierpliwie, gdyż teraz (po także drugim spotkaniu z nim) mogę powiedzieć tylko tyle, że z nim się nudzić nie można, o czym świadczą bolące mnie mięśnie twarzy. Ale nie przez to że ów amant walnął mnie czymkolwiek (to raczej ja go przez przypadek niechcący trąciłam ręką tam, gdzie nie powinnam) ale dlatego, że przez 6 godzin się non stop śmiałam. I należy mu się szacunek, że wytrzymał ze mną długie tournee po każdym sklepie w centrum handlowym, w poszukiwaniu sukienki letniej. I wcale nie narzekał, kiedy po dwa razy wracałam do pewnego stoiska by rozmarzonymi oczętami popatrzeć się na kieckę za prawie 200 zł.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz