sobota, 27 czerwca 2009

…nie wrócę!…

Zerwałam z absztyfikantem już ponad miesiąc temu.
Z początku (czytaj: dwa dni) było mi okropnie przykro i smutno i nosiłam się nawet z zamiarami powrotu. Jednak kiedy po upływie tych dwóch dni zapytałam sama siebie, czy ja absztyfikanta może kocham podświadomie i o tym nie wiem , odpowiedź była jednoznaczna. Nie, nie kocham go. Uczucie wyparowało już dawno temu i nie wróciło.

Zatem moje początkowe przygnębienie minęło jak z bicza trzasnął i znowu ( po roku iście celibatu) znalazłam się z swoim żywiole (czytaj: dużo wolnych panów i ja).

I sobie flirtuje tu i tam.
Puszczam oczka na tego i owego.
Uśmiecham się do tego i tamtego.

I ogólnie rzecz biorąc nie tęsknię za absztyfikantem. On jednak usilnie stara się mnie przekonać do powrotu.
Pisze mi smsy że tęskni, że brakuje mnie w jego życiu, że chciałby się przytulić że musimy się spotykać częściej niż tylko w gronie wspólnych znajomych to może znów się zakocham w nim i będzie tak fajnie tak dawniej.

Jak to odbieram?

Głównie to wnerwem i jakimi dziwnymi wymigami…

Bo nawet nie wiem, jak mam mu odpisywać na jego tęskne smsy…
Skoro do niego nie może trafić, że dobrze, mogę z nim kontakt utrzymywać ale chcę mieć go za przyjaciela a nie za faceta…

XXX

  Z jednej strony niezręcznie się czuję w towarzystwie naszej paczki, gdyż zapamiętali nas jako para ze stażem ponadrocznym i niełatwo im też było pogodzić się z myślą że ja i absztyfikant zerwaliśmy.

Były nawet swego rodzaju wyrzuty na mnie, że jakże to, tak nam się wspaniale układało i  ja to skończyłam? Jak mogłam w ogóle zerwać? Przecież on był taki dobry dla  mnie.

Był dobry to fakt. Chyba nawet za dobry. Nigdy, ani razu nie pokłócił się ze mną, z każdej drobnej sprzeczki wylawirował skutecznie na zgodę, mimo że nie raz miałam  pokrzyczeć ochotę, gdyż nerwy trzymać na wodzy jest trudno.

Nigdy, anie razu nie powiedział mi niemiłego słowa, nigdy nie wrzucił na mnie ciętym słowem, zawsze to ja byłam ta dobra, idealna a on z wadami.

Teraz też po zerwaniu, cała winę wziął na siebie…

XXX

Tak, zerwałam iście z aniołem dobroci i troski. Bezczelna jestem. Ale kurcze przyznacie, to nie było normalne.. by ani razu się nie pokłócić w związku i ciagle trzymać emocje na wodzy…
Albo może po prostu, nauczona doświadczeniami z poprzednich związków, nie dorosłam jeszcze do tego, by móc być z kimś, kto ma  mnie za ideał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz