wtorek, 20 stycznia 2009

…związkowe refleksje…

To chyba nie tak powinno być.
Bo jeśli ludzie są ze sobą w związku, jeśli stanowią dopełnienie tak zwanych połówek jabłka, to jak samo przez się rozumie powinni czuć że im niczego nie potrzeba, że sama obecność tej drugiej osoby wystarcza do szczęścia.
Że mogą góry, doliny, rzeki i podobne obiekty przenosić.
Że przyszłość się rysuje w jasnych barwach z gromadką dzieci i własnościowym M4 w roli towarzyszącej.
Dobrą pracę i miłych teściów już nie licząc…
Że jest pięknie, cudownie, bosko, och i ach…
Tak się właśnie przedstawia w skrócie obraz zakochania.
To widzenie wszystkiego w jasnych barwach…
Wszak w każdej książce, filmie czy innym źródle romantycznych historii miłość jest trwaniem.
Wiecznym, niezmiennym, harmonijnym…
XXX
Więc dlaczego ja nie czuję czegoś podobnego z tym absztyfikantem moim?
Dlaczego mnie wnerwia jego gdybanie o tym co będzie za rok czy dwa?
Czemuż nie mogę się powstrzymać przed mówieniem mu by niczego nie planował bo jasnowidzem nie jest?
Dlaczegoż boję się wizji spędzenia z nim całego życia?
Czy ja jestem jakaś dziwna ?
A może się już zwyczajnie odkochałam?
  
…GŁOSOWAĆ na mnie, wciąż apeluję do waszych sumień blogowych!…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz