piątek, 7 listopada 2008

…studenckie finanse…

Jak wiadomo z wiedzy teoretycznej i praktycznej, żaden student do majętnych obywateli kraju nie należy.
No chyba że jakimś cudem wygra w lotto.
Ale że cuda się w naszym kraju rzadko zdarzają to bardzo małe prawdopodobne.
Zatem w jaki sposób zdobyć fundusze na godziwe życie w studenckich  murach i poza  nimi?
Sposobów jest kilka.
Najlepszy z nich niewątpliwie to tak zwana reguła rodzica.
Idzie się mianowicie do mamy i taty i robiąc błagalne oczy prosi się ich o wspomożenie finansowe. Najlepiej byłoby na takie spotkanie stawić się w stroju dość niedbałym, z podkrążonymi oczami, i potarganymi włosami. To da lepszy efekt niewątpliwie.
Drugi sposób, równie skuteczny, to reguła dziadków.
Postępuje się podobnie jak w przypadku pierwszym tylko że szczęśliwymi wybrańca mina darczyńców jest babcia i dziadek. W końcu nie pozwolą żeby ich ulubiona wnuczka czy wnuczek cierpieli męki uczelnianej biedy.
Trzecia metoda na szybką kasę to z kolei życzliwy przyjaciel.
Tylko tu niestety pożyczka ta nie jest bezzwrotna i kiedyś ofiarodawca będzie liczył na jej zwrot.
O ile nie z procentami.
Kolejny sposób jaki mi przychodzi do głowy apropo zdobycia środków finansowych nie jest już niestety taki łatwy i prosty jakimi wydawały się te wyżej wymienione. Bo przecież pójście do pracy nigdy do rzeczy przyjemnych nie będzie zaliczone. I ciężko czasami pogodzić harówkę robotną i humory szefa z nauką na kolejne zajęcia. Ale do czego to ludzie nie są zdolni jeśli chodzi o pieniądze…
A i ostatnie jeszcze jedno wyjście ze studenckiego debetu finansowego. Zawsze można jeszcze się udać (w kapturze na głowie na konspiracji żeby nas potem Urząd Skarbowy nie ścigał) na ulicę, rozstawić w dogodnym miejscu futerał na gitarę z napisem zbieram na piwo i z tą gitarą w ręku zacząć tak przejmująco grać aż poruszone zostaną wszystkie serca przechodniów.
XXX
 
…ja się stosuje co do metody pierwszej i drugiej. Choć nie ukrywam że i czwarta chodziła mi po głowie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz