wtorek, 11 listopada 2008

…a ja lubię czytać romanse…

Wypożyczyłam sobie na długi weekend,
( który nawiasem twierdząc zaraz się skończy i przejdzie do historii jako miłe wspomnienie czterech dni nicnierobienia)
parę książek.
A dokładnie mówiąc były ich dwie.
Jedna jakieś romansidło na powszechną literaturę i na te same zajęcia druga – grube, opasłe tomisko o kompozytorze co wszedł w pakt z diabłem.
Przynajmniej tak sugerowała karta tytułowa.
Za pierwszą powieść wzięłam się od razu po wypożyczeniu, gdyż szczerze mówiąc wciągnęło mnie.
Tu kochanka blondynka, tam kochanek brunet.
Wielce zauroczeni w sobie ale być razem nie mogą bo konwenanse ku temu przeciwne.
Nie wdając się w dalszą fabułę przejdę pokrótce do zakończenia niestety niemiłego, gdyż wszystko się kończy tym że dama wychodzi za bogatego snoba i umiera wariując przy połogu, a porzucony kochanek dostaje również szału gdyż ma pragnienia przytulenia ukochanej po 18 latach od jej pogrzebu.
Nekroofilizm się tu wkrada ale co zrobić.
W końcu romansem rządzą inne prawa.
Ogólnie fajne.
Tylko wczuwając się w klimat powieściowy nie chciałabym jednak mieć przy swym boku amanta co po mej (hipotetycznej śmierci w wyniku nerwicy studenckiej) miałby nie poklei w głowie i grzebałby w trumnach.
XXX
Co do drugiej książki, mimo tak zachęcającego wprowadzenia z karty tytułowej nie wciągnęła mnie wcale.
Doszłam z wielkim trudem do momentu wczesnej młodości bohatera kiedy to był zainteresowany on dziewczyną ze stajni co krów doglądała.
A co dalej się z nią stało to już nie wiem bo nie wytrzymałam dalszego ciągu lektury, odkładając ją na półkę z wielkim ziewem.
XXX
Romanse mimo swoich dziwnych zwrotów akcji są lepsze do czytania.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz