poniedziałek, 11 lutego 2008

…mój pierwszy kolczyk…

Od dawna nęciła mnie chęć na przekłucie sobie uszu.
Tym bardziej że większość moich koleżanek od przedszkolnych czasów już nosi symboliczne pary srebrnych wisiorków.
Dlatego też, dziś wreszcie nadszedł taki dzień, kiedy zdecydowałam się na takie wiekopomne wydarzenie.
Razem z dwiema innymi koleżankami odważyłyśmy się by stawić czoła groźnemu przedsięwzięciu.
Z początku strach i nerwy były wielkie, szczególnie że pierwsza z nas odważna osoba zażyczyła sobie przekłucia boku brzucha.
Trzeba było ją za rękę trzymać dla otuchy, choć widok wielkiej igły, zagłębiającej się w jej skórę przyprawiał o dreszcze.
Krew na szczęście nie leciała ani trochę więc delikwentka poza paroma jękami nie wydawała z siebie innych niepokojących dźwięków.
XXX
Przyszła i kolej na moją osobę.
Zasiadłam w tym fotelu, oparłam się mocno o blat, zacisnęłam zęby i niech dzieje co chce.
Zabolało przy początkowym wbijaniu igły.
Potem wszystko poszło już szybko.
I kiedy przejrzałam się by skontrolować efekt dzieła byłam zadowolona.
Nie na próżno wydałam pieniądze.
Miejmy nadzieję że proces gojenia przebiegnie szybko i bezstresowo bez żadnego skomplikowanego ropienia rany.
 
…wiem jesteście dumni ze mnie… :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz