niedziela, 1 lipca 2007

…skazani na alergię…

Nawet teraz, w XXI w, w dobie nowoczesnych leków, preparatów czy tak postępującego rozwoju licznych innych metod naturalnego leczenia, ciężkie jest życie osoby uczulonej na cokolwiek…

Najmniejszy kontakt z substancją drażniącą wywołuje nieprzyjemny efekt bezwarunkowego kichania, smarkania, czy kaszlu.

Jeszcze gorszy efekt jest widoczny, kiedy osoba uczulona jest na pewne składniki zawarte w pożywieniu. Wówczas do wcześniej podanych objawów dochodzą wymioty, wysypki skórne, czy tzw. „bezdech” tlenowy.
Tak, więc spożycie nawet małej ilości pokarmu, którego składniki nie są tolerowane przez organizmy pewnych ludzi, może być niestety bardzo niebezpieczne zarówno dla ich zdrowia jak i życia. Bez szybkiej interwencji lekarza, podającego zastrzyk odczulający, często zwykłe łakomstwo na „zabronione wcześniej jedzenie” może skończyć się tragicznie.
Mając na uwadze powyższy szczegół, w przypadku mojej osoby, mogę z lekką ironią stwierdzić, że ja mam i tak szczęście. Od pewnego czasu a dokładnie mówiąc od lat 10 środkiem uczulennym dla mnie są nasiona traw, brzóz i topoli.

Od maja do lipca z mniejszą lub większą intensywnością, kiedy to tylko znajdę się w pobliżu pylących drzewek i wysokich traw, od razu jestem skazana na katar sienny.

Nie pomagają mi liczne kropelki, preparaty do smarowania, gdyż zgodnie z dawnym przysłowiem katar leczony trwa tydzień a nieleczony 7 dni…
W przypadku alergii sprawa wygląda podobnie, tylko, że ten „okres kichania” ciągnie się aż do momentu zakończenia wegetacji pylnej roślin.
Co pozostaje?
Uzbroić się każdego roku w cierpliwość i z pokaźną paczką chusteczek higienicznych i tabletek na gardło, nie poddać się mimo wszystko alergicznym ograniczeniom przyrody.
 
…apropo- wyniki o przycięciu na studia dopiero w połowie lipca… :( 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz