wtorek, 20 marca 2007

…strach przed derbami…

Co kilka miesięcy, w ustalonym odgórnie terminarzu kalendarzowym, na jednym  z dwóch zaszczytnych boisk mego miasta odbywają się tak zwane rozgrywki piłkarskie-derby, potocznie określane mianem „towarzyskich spotkań między-drużynowych”.
Tylko że w przyjacielskim klimacie to nie są one utrzymane…
Tłumy zapalonych wielbicieli ostrych wrażeń już parę godzin przed rozpoczynającym się punktem kulminacyjnym, ładują swoje akumulatory energetyczne wyżywając się na środkach komunikacji publicznej, tudzież innym obiektach miejskich-ławki, latarnie, kosze na śmieci…
Symboliczny pochód od jednego stadionu do drugiego można porównac do przejścia stada szarańczy…Wymachiwanie pałkami, niezbyt kulturalne okrzyki zachęcające, popychanki…
…i to tak w akompaniamencie ostrzegawczym, odprowadzani przez stado przygotowanych policjantów, którzy wyjątkowo na ten czas zmaterializowali się cieleśnie i pełniom symboliczną, materialną służbę wartowniczą dla dobra mieszkańców Centrum.
Gorzej jest, jeśli niektórzy z kibiców z natłoku emocji, zboczą z wytyczonej trasy…i ktoś się wtedy na nich natknie…
Wtedy zaczyna się robic nieprzyjemnie…
XXX
Ile ludzi tego dnia boi się wychodzic wtedy z domu wieczorem, kiedy mecz się skończy? Czy zwykłe porażki jednej drużyny muszą byc przyczyną przeklinania w MPK i bijatyk?
Czy to można określic wciąż mianem „zdrowej rywalizacji”???
Dlaczego niekiedy fani zapominają że to jest tylko gra, która przecież toczy się jak koło Fortuny?
   
…sportowa paranoja normalnie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz