piątek, 16 marca 2007

…ech, te kursy…

Dobrze, przyznam się bez bicia-jestem chyba zmęczona dodatkowymi godzinami zajęc z polskiego i biologii…
Myślałam ,że dam radę sobie leniuchowac w  między czasie, ale widocznie pomyliłam się.
Nie to, że mi nic nie dają, i nie potrzebnie się zapisałam-po prostu, lecz mam wrażenie, że odpływam czasami podczas tych 2,5 godzinnych wykładów o rozwielitkach i roślinach nagonasiennych, lub ewentualnym słuchaniu złotych myśli lektrorki.
Nawiasem mówiąc, by nie zwariowac do końca na wiadomych zajęciach, zapisuję z tyłu zeszytu twórcze spostrzeżenia, tudzież entuzjastyczne poglądy pani wykładowczyni.
Podczas wczorajszych zajęc doliczyłam się 10 krotnego użycia słowa „super”, 15-krotnego „błyskotliwie”,  i 5-krotnego „fantastycznie” w kwestii rozmnażania sosny zwyczajnej.
XXX
Jeśłi chodzi o najświeższe wieści ze szkoły, to w pon., kiedy to miala miejsce praca klasowa z ewolucji, cała 3b zrżynała nielegalnie. Po odbyciu tej prawdziwie istnej katorgii, i wyjściu z sali , zostały na ostatnich ławkach pomoce naukowe w postaci masowo kserowanych ściąg w formacie mini.
Uznanie należy się nam również na lekcji wf, dzisiejszego, kiedy to okazało sie, że nie znamy podstaw gry w kosza, prócz stosowania metody-łap piłkę i wal gdzie popadnie”.
Niestety, nie ominął nas wykład poprawnego posługiwania sie tym sprzętem…
XXX
Kolega z ang. po 3 dniach milczenia łaskawie wysłał wczoraj do mnie wiadomośc z pytaniem o pracę domową…Mimo najszczerszych chęci nie mogę dopszukac się w tych słowach ani kszty romantyzmu…
 
…czy zastosowanie metody na „typical woman”- czyli wystrojenie się w szpilki i spódnicę, i czekanie na efekt angielskiego zrywu będzie asem serwisowym? Zobaczymy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz